Zanany aktor znalazł tatusia, a nawet dwóch – tatusiem numer 1 jest Donald Tusk, tatusiem numer 2 – Roman Giertych.
Rozmowy z polskimi aktorami zawsze dostarczają uciechy. Zasadniczy powód jest taki, że mówią własnym tekstem. Wprawdzie gatunkowo wszystko się zgadza – mamy do czynienia z dramatem, jednakowoż nie z tragedią (jak zwykle bywa w zamierzeniach), tylko z farsą. Szczególnie mocno bawią rozmowy z Danielem Olbrychskim. A gdy rozmowę prowadzi dla „Gazety Wyborczej” Dorota Wysocka-Schnepf, ubaw wywoływany przez Olbrychskiego doznaje turboprzyspieszenia.
Rozmowa z 31 sierpnia 2023 r. zawiera jedną nowość, ale o tym później. A poza tym mamy zestaw typowych bzdur i bajdurzenia małego Kazia o demokracji. Na przykład Olbrychski wieszczy, że „bezpowrotnie byśmy stracili to, czym cieszymy się w tej chwili. Łącznie z rzeczą podstawową, podstawową racją polskiego stanu – czyli związkiem z cywilizowanym Zachodem, z Unią Europejską”. Oczywiście wtedy, gdy Prawo i Sprawiedliwość nadal będzie rządzić. W 1975 r., gdy Daniel Olbrychski (w towarzystwie wielu innych znanych aktorów i reżyserów) „śmiało prężył ciało” 1 maja przed trybuną honorową, na której stała cała komunistyczna mafia, zapewne odmowa maszerowania byłaby równoznaczna z zerwaniem więzi ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich i cywilizowanym Wschodem.
Już w 1975 r. Daniel Olbrychski rozumiał to, czego dziś nie rozumieją „nawet najszlachetniejsi ludzie z obozu opozycyjnego”. Otóż nie rozumieją „o co idzie stawka, i swoje partykularne ambicje polityczne stawiają wyżej, uważając, że tak będzie lepiej”. Nie będzie. Bo ponoć to jest „takie mongolskie myślenie z czasów starej Rusi”. Wtedy „Mongołowie (…) właściwie nie wtrącali się specjalnie, jak ta Rosja ma być zarządzana. Wyznaczali po prostu wśród Rosjan swoich namiestników i ci Rosjanie, namiestnicy, uważali, że lepiej być namiestnikiem i robić to, co się chce, w imieniu tego silnego mongolskiego protektora, niż walczyć o niepodległość”.
Pan Daniel dlatego „śmiało prężył ciało” 1 maja 1975 r., że tak jak obecnie „nie myślały te najmądrzejsze ekipy PRL-u”. Olbrychski nie pamięta na przykład „na stanowisku ministra kultury kogoś tak głupiego i podłego, jakim jest obecny minister kultury”. Pewnie dlatego, że obecny minister jest suwerenny i wolny, a tamci bohatersko „stawali po stronie ratowania resztek niezależności ich wolności w walce z monopolistycznym państwem, ogromną kontrolą i wpływami Związku Radzieckiego”. Zapewne Lucjan Motyka albo Stanisław Wroński. Bo to ci „mądrzy” w PRL zainstalowali w Polsce bolszewików, a potem udawali, że to nie oni. Jak wychwalany (nie tym razem, ale wielokrotnie wcześniej) pod niebiosa Józef Tejchma – „kochany komuch”.
„Kochane komuchy”, czyli „ci wszyscy ministrowie kultury, urzędnicy na różnych szczeblach starali się walczyć, ile się da, żeby rodzaj pewnej niezależności pozostał. Stąd ten silny teatr, wspaniałe kino tamtego okresu”. No tak, wolność panowała, że jasny gwint, a cenzura to była zachęta, żeby twórcy stawali się inteligentniejsi. W każdym razie Daniel Olbrychski robił wtedy znacznie większą karierę niż w wolnej Polsce, więc ma za co być wdzięczny.
Pan Daniel ma powód, żeby podziwiać Romana Giertycha. Uważa, że mecenas „jest w tej chwili kimś – nie bójmy się wielkich słów – bardzo pozytywnym na arenie politycznej naszego kraju”. Pan Daniel „zna mecenasa Giertycha i uważa, że (…) z osoby przed laty skrajnie mi w myśleniu odległej – był dla mnie synonimem czegoś bardzo negatywnego, miał taki okres – stał się kimś niezwykle pozytywnym w naszym życiu społecznym i politycznym”.
Na przykład 6 maja 2006 r. (dzień po nominacji Giertycha na ministra edukacji) pan Daniel musiał dać panu Romanowi odpór jako faszyście, dlatego stanął na czele uczniowskiego protestu. Ale teraz Roman jest taki fajniusi, że pan Daniel mógłby go bronić własną piersią. I pan Kołodziejczak jest fajniusi, bo „może się okazać kimś bardzo ważnym, bo ma szacunek i solidarność środowiska, które reprezentuje, czyli rolników”. Z tym szacunkiem jest wprawdzie bardzo średnio, no bo „zdrajców” i „sprzedawczyków” – jak teraz o panu Michale mówią nawet jego niedawni druhowie – raczej się nie szanuje.
Pewne jest to, że Daniel Olbrychski zajadle ogląda TVN i czyta „Gazetę Wyborczą”, dzięki czemu, nie tylko wie, co mówić (znika kłopot z brakiem tekstu do zagrania), ale i co myśleć. A nawet wie, kogo nienawidzić. Całe kodziarstwo to wie. Wiedzą wszyscy bojówkarze wystający pod TVP Info i wieczorami drące tam japy ku utrapieniu mieszkańców. To i pan Daniel wie, że TVP jest zła, a za Jerzego Urbana zła nie była, bo „Goebbels stanu wojennego” (sąd przyznał, że można tak mówić) „był na tyle inteligentny, że nie lansował tak głupiej propagandy, jaką wykonują w tej chwili szefowie TVP”.
Wprawdzie pan Daniel „nie ogląda TVP”, ale „nie widział w swoim dorosłym życiu czegoś tak haniebnego jak telewizja zwana publiczną”. Nie ogląda, dlatego zobaczył to, czego nie widział. Ważne, że pan Daniel gra w produkcjach TVP i bierze pieniądze od tej strasznej telewizji, np. za rolę w serialu „Na dobre i na złe” (od 2018 r.), w spektaklach Teatru Telewizji „Spiskowcy” (2017 r. i dotacja ministerstwa kultury, którego szefa pan Daniel tak nie lubi), „Wesele” (2018 r.) czy „Kordian” (w 2022 r.). Skoro Daniel Olbrychski uważa, że „ci ludzie [z TVP] muszą ponieść jakąś karę, odejść w nicość”, to on sam chyba się publicznie wychłoszcze za to, co robił dla TVP od jesieni 2015 r.
Będąc – jak wszystko wskazuje - nosicielem części zbiorowego mózgu TVN i „Gazety Wyborczej” pan Daniel raczej nic nie wie o Konfederacji, ale wie, co trzeba o niej mówić. Czyli, że to właściwie faszyści (epitet podpowiada nieoceniona antyfaszystka Wysocka-Schnepf) – „to nie ulega wątpliwości. Gdy przyjrzeć się ich programom, wypowiedziom – to jest bliskie”. Pana Daniela „osłupia” poparcie dla Konfederacji. A za chwile już „budzi wstręt, przerażenie, niechęć i osłupienie”.
Na koniec będzie najlepsze, czyli to jak Daniel Olbrychski znalazł tatusia, a nawet dwóch (żyjemy wszak w ponowoczesnych czasach). Jednym z tatusiów pana Daniela jest pan Roman, choć od synka o 26 lat młodszy. Znaczące jest nawet to, że tatuś i synek urodzili się 27 lutego.** Ale tatusiem numer 1 (a może nawet numer 0) jest Donald Tusk. To heros, który „w każdej dziedzinie politycznej i debacie ma miażdżącą przewagę”. Pan Daniel „patrzy z ogromną przyjemnością na spotkania pana Donalda i reakcje ogromnej liczby uczestników tych spotkań”.
Zakochany w głównym tatusiu pan Daniel uważa, że „Donald Tusk jest fantastycznym politykiem i strategiem. Wydaje mi się, że pan Donald Tusk to najwybitniejszy polityk, być może jedyny polski prawdziwy mąż stanu”. Mało tego, Donald Tusk to mąż, żona, ojciec, matka, brat, siostra, babcia, dziadek, stryj, cioteczny brat, kuzynka, teść, teściowa i ciotka stanu. Pan Donald i pan Daniel, czyli tatuś i synek, to takie połączenie, że fuzja jądrowa w Słońcu to przy nich prąd z bateryjki „paluszek”. To taka ogromna siła, że tylko ona jest w stanie przerżnąć z kretesem wybory.
CZYTAJ WIĘCEJ: Olbrychski wystawia laurkę Giertychowi. Aktora ponosi też wyobraźnia: „Nokaut, który już zadał Jarosławowi Kaczyńskiemu szef KO”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/660868-tvn-i-gw-sprawily-ze-olbrychski-leci-juz-blisko-andromedy