Europę czekają w najbliższym czasie dwie poważne batalie o kształt Zielonego Ładu, a właściwie bezładu, którego promotorem był komisarz Frans Timmermans. Holenderski eurokrata po dymisji rządu Marka Rutte i rozpisaniu przedterminowych wyborów, zrezygnował z unijnego stanowiska, by na czele socjalistów z Partii Pracy (PfdA) i komunistów z GroenLinks zawalczyć o władzę w swoim kraju. Tymczasowo zastępuje go Słowak Marosz Szefczowicz, ale premier Rutte wskazał nowego holenderskiego kandydata - ministra spraw zagranicznych Wopke Hoekstra. Ta propozycja budzi duży sprzeciw europejskich socjalistów i fanatyków klimatyzmu.
Zacznijmy od pierwszego holenderskiego frontu o zielony bezład, na którym walczył będzie Timmermans. Ten zawodowy i podobnie jak von der Leyen urodzony eurokrata - obydwoje wychowywali się w głównie poza ojczystym krajem, bo ich ojcowie byli dyplomatami, ma razem z socjalistami komunistami powstrzymać Ruch Rolników Obywateli ((BoerBurgerBeweging/BBB). Ta nowa partia wyrosła na masowych protestach przeciwko totalitarnym zapędom rządu Ruttego, który zaczął przeprowadzać akcję masowego, przymusowego wywłaszczania farmerów. Chodzi niby o ochronę klimatu przed apokaliptycznymi krowami, które przodem i tyłem wydalają gaz cieplarniany - metan. Chodzi też o tereny dla deweloperów.
Obywatele Rolnicy wygrali tegoroczne wybory samorządowe i zdobyli największą liczbę mandatów w Eerste Kamer - Izbie Wyższej holenderskiego parlamentu, ale w międzyczasie wyrosła im nowa silna konkurencja - prawicowa partia Nowa Umowa Społeczna (NSC). Jej charyzmatyczny lider Pieter Omtzigt wyprowadził ją na czoło wyścigu wyborczego z 20,2% poparcia. Aż 50% dotychczasowych wyborców BBB deklaruje teraz wspieranie tego ugrupowania. Rolnicy Obywatele spadli więc na 4 miejsce. Drugie z 18% mają socjaliści i komuniści od Timmermansa, a trzecie Partia Ludowa obecnego premiera Rutte.
Wybory odbędą się 22 listopada i być może decydujące znaczenie będzie miała walka planktonu partyjnego. Wystartuje w nich ok. 20 partyjnych bloków. Holandia ze swym politycznym chaosem coraz bardziej przypomina sąsiednią Belgię i być może znów czekają ją rządy mniejszościowe posklecane z różnych kanap. Beneficjentem takiego bałaganu są właśnie aparatczycy jak Timmermans, którego Partia Pracy zdobywa najczęściej ok. 5%, w wyborach, ale mimo to był on ministrem spraw zagranicznych i dwa razy unijnym komisarzem.
Jakim cudem ten typ o mentalności politruka, który karierę polityczną rozpoczynał w ambasadzie w Moskwie, mając tak nędzne poparcie we własnym kraju, może układać obłąkańczy reżim zielonego bezładu dla całej Europy. Jego przykład najlepiej pokazuje jak zdegenerowane są unijne porządki, jak mało wspólnego mają z demokracją. Ta do cna zepsuta jaśniepańska kasta eurokratów funkcjonuje całkowicie poza państwami i obywatelami Europy.
Pocieszające jest to, że jak wynika z ostatnich badań sondażowni I&O Research, Holendrzy coraz mniej zawracają sobie głowę tzw. zmianami klimatu. To dopiero piąty przedmiot ich trosk i przejmuje się tym ledwie kilkanaście procent wyborców. Stąd sukcesy BBB, które się klimatycznym fanatykom przeciwstawia. Znacznie ważniejsze są sprawy imigracji, czy opieki społecznej i zdrowotnej.
Obywatele Rolnicy już deklarują chęć współpracy z partią charyzmatycznego Omzigta, którego można określić jako eurosceptyka. O ile nie wypowiada się on wprost o wyjściu z Unii, to jasno deklaruje, iż Holandia wywalczy sobie prawo do rezygnacji z wielu unijnych programów. Jednym z nich jest właśnie udział w klimatycznym szaleństwie Timmermansa. Polscy politycy wielbiący Unię bezgranicznie mówią, iż to nie restauracja, w której można jak z menu wybierać co się chce, tylko trzeba ją przyjmować z całym dobrodziejstwem, co oznacza, że też z całym paskudztwem. Tymczasem Holendrzy coraz mniej chcą łykać unijne treści. Tak czy owak, listopadowe wybory w Holandii dotyczą w znacznej mierze klimatyzmu i relacji z Unią Europejską.
Drugi front walki o zielony bezład Holendrzy otworzyli w Brukseli. Kandydatem premiera Ruttego na objęcie stołka komisarza po Timmermansie jest minister spraw zagranicznych Wopke Hoekstra. Ten jest jednak jak na standardy Brukseli nie dość fanatycznym klimatystą. Jeszcze w lipcu wypowiadał się przeciwko jednemu z pakietów zawartych w zielonym bezładzie. Mowa o odbudowie zasobów przyrodniczych. Chodzi m.in. o to, że eurokraci chcą m.in decydować o tym, gdzie można prowadzić uprawy rolne, a gdzie zrobić tak by mieli tam parki i rezerwaty. Sens tego pomysłu znamy także z Polski. Oto jaśniepaństwo kupują sobie dom na wsi, a potem ślą donosy na rolników, że im maszynami swoimi hałasują i kurzą, gdy oni w swym ogródku siedzą. Trzeba więc likwidować gospodarstwa, by jaśniepaństwo miało gdzie wypoczywać. Także i o to trwa batalia w Holandii.
Hoekstra był też dość sceptyczny wobec nakładania reżimu covidowego. Wtedy naraził się Włochom Hiszpanii i Portugalii, a premier tej ostatniej Antonio Costa mówił o nim, że to postać „odrażająca”. Nie chcą go też europejscy socjaliści, którzy uważają, że kwestii zielonego ładu i kultu klimatu nie można oddawać w ręce Europejskiej Partii Ludowej. Uważają, że te sprawy przypadają im w ramach jakiegoś tam parytetu politycznego w Brukseli.
Portfolio, którym miałby się Pan Hoekstra zajmować jest bardzo ambitne, dotyczy największego projektu rozwojowego UE. Tą sprawą powinni się zajmować politycy z ambicjami a nie politycy kojarzeni przede wszystkim z opowiadaniem głupot podczas pandemii Covid-19 i staniem w cieniu swojego premiera. Pan minister nie zasłynął z żadnych inicjatyw, które mogłyby dać nam gwarancje, że polityka Fransa Timmermansa jeśli chodzi o zieloną transformacje i zielony ład będzie kontynuowana
— mówi w rozmowie z „Deutsche Welle” Robert Biedroń.
I znów mamy do czynienia z unijnym paradoksem. Kandydaturę na stanowisko w Brukseli wskazuje premier upadłego holenderskiego rządu. Jakkolwiek by nie było, to Hoekstra na unijnym stołku będzie reprezentował tylko siebie, towarzyszy z upadłego gabinetu i samych eurokratów z Ursulą von der Leyen na czele. O ile nie bardzo wypada jej odrzucać jego kandydaturę, to ona ostatecznie zdecyduje czy odziedziczy po Timmermansie tematy klimatu i zielonego szaleństwa, czy też będzie zajmował się czymś zupełnie innym. Czymkolwiek.
Teoretycznie to Parlament Europejski może odrzucić kandydaturę Hoekstra. Z jednej strony byłoby to pożądane. Im większy chaos w Brukseli i Strasburgu, im bardziej eurokraci zajmują się sami sobą, tym mniej Europą, więc mniej jej szkodzą. Z drugiej strony nigdy nie wiadomo, czy nie trafi się ktoś kto fanatycznie jak Timmermans będzie wprowadzał zielony obłęd. Pamiętamy jak PiS się cieszył, że zamiast Manfreda Webera na stanowisku przewodniczącej Komisji Europejskiej zainstalowano Ursulę von der Leyen. Brakuje takich mocy umysłowych, by można było sobie wyobrazić kogoś gorszego na tym stanowisku, więc pozostaje niesprawdzalna wiara, że jest i tak lepsza niż Weber.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/660052-holendrzy-na-dwoch-frontach-zawalcza-o-zielony-bezlad
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.