Twardą ręką Donald Tusk rządził Platformą Obywatelską przed rejteradą do Brukseli i jeśli komuś się wydawało, że po powrocie do krajowej polityki coś się zmieni, to musi mieć mentalność pierwszej naiwnej z komedii Bałuckiego.
Na spotkaniu wyborczym w Lublinie, w maju 2022, deklarował:
(…)dajcie mi 100, no może 400 dni, żeby zrobić porządek naprawdę żelazną miotłą, a później chętnie zostawię to ludziom o delikatniejszych zamiarach.
Baty za niefortunne nawiązanie do antysemickiego tytułu, ukazującego się w Austrii w latach 1921-1932 pod tytułem „Żelazna miotła”, atakującego Żydów, którego mottem było: „Żelazna miotła zamiata tam, gdzie to jest konieczne. Poinformuje nas o wszelkich szumowinach, którymi powinniśmy się zająć”. Tusk już dostał, więc nie ma co się rozwodzić nad tym, skąd mu to sformułowanie przyszło do głowy. Odsuwając na bok wszelkie historyczne konotacje uznajmy, że jest to określenie neutralne, w dzisiejszych czasach bezprzewodowych odkurzaczy symbolizujące sprzęt prosty, skuteczny i wymiatający z siłą cyklonu, tornada i tsunami i razem wziętych.
Zsyłka do Senatu
Oczywiście ten zapowiadany porządek miał być robiony po wygranych wyborach i nikomu z PO ani jej zwolenników do głowy nie przyszło, że Donald Tusk użyje go w ramach chyba jakiegoś politycznego eksperymentu jeszcze wcześniej, by wyczyścić partię z resztek tych, którzy mogliby stanowić w przyszłości jakiekolwiek zagrożenie dla wodza, szczególnie jeśli wrzesień nie przyniósłby satysfakcjonujących dla Platformy wyników i znalazłoby się paru Brutusów, chcących przyspieszyć idy marcowe.
I tak Grzegorz Schetyna został zesłany na senacką emeryturę (niech nikt nie wierzy w to, że dla polityka tego „rozmiaru” jest to marzenie życia), a i inne roszady związane z paktem senackim dały Tuskowi spore pole manewru, jednak najciekawsze wydaje się to, co spotkało Małgorzatę Kidawę-Błońską. Najpierw Tusk odebrał jej pierwsze miejsce w okręgu do Sejmu w Warszawie, w którym w 2019 roku osiągnęła imponujący wynik 460 tysięcy głosów i zamiast umieścić ją na drugim miejscu, chciał zrzucić do Torunia, pewnie w obawie, że mogłaby mieć lepszy wynik, startując z drugiego miejsca, niż on sam z pierwszego. Nawet inny okręg w Warszawie nie był dla pani Małgorzaty, choć jej nieudana kampania prezydencka, pełna wpadek i niezręczności, a w efekcie rezygnacja ze startu w tamtych wyborach mocno jej notowania obniżyła w porównaniu z pozycją w 2019. Ale strzeżonego…
Widać jednak dla warszawianki z krwi i kości zesłanie do Torunia, który pewnie pani Małgorzacie, jak większości Polaków, znany jest przede wszystkim jako miasto Kopernika, pierników i ojca Rydzyka, to tierra incognita no i rywalizacja z Iwoną Hartwich (trójka na toruńskiej liście) też pewnie byłej potomkini prezydentów i premierów nie w smak. No i ta wpadka ze sztandarowym dziełem Kopernika „O obrotach sfer niebieskich”, którego tytuł w sejmowym wystąpieniu Kidawy-Błońskiej zmienił się na „O obrotach stref niemieckich”. Wyborcy w Toruniu mogliby sobie przypomnieć, a konkurencja na pewno nie dałaby o tym zapomnieć.
I tak oto pani Małgorzata ma szansę, by wylądować obok Schetyny w Senacie, bo widać opór przed Toruniem z jej strony był tak duży, że w końcu Tusk musiał dać jej miejsce z Warszawy w pakcie senackim. Raz upokorzona, zmuszona do rezygnacji ze startu w wyborach prezydenckich, samotnie stojąca przed dziennikarzami, kiedy ogłaszała tę decyzję, budziła współczucie nawet największych krytyków jej prezydenckiej kampanii. Teraz drugie upokorzenie, bo jeszcze gdyby miała szansę, jeśli opozycja zdobyłaby większość w Senacie, zostać jego marszałkiem, to gra byłaby warta świeczki. Ale wszystko wskazuje na to, że Tusk upatrzył sobie innego kandydata, byłego Rzecznika Praw Obywatelskich, Adama Bodnara, który w trakcie swojej kadencji na tym stanowisku szybko pozbył się literki „P”, stając się zamiast RPO, rzecznikiem opozycji, czyli RO. Kandydat bez szerokiego zaplecza politycznego, zawdzięczający początek swojej politycznej kariery wyłącznie Tuskowi, jest dla niego gwarancją wpływu i sterowania Senatem, choć różnie to bywało i czasami kończyło się wypowiedzeniem posłuszeństwa dobroczyńcy.
Kolejne nazwiska znikają z list wyborczych
Zresztą miotła Truska zagarnęła na wyborcze listy także innych kandydatów bez politycznego zaplecza w PO, w tym politycznych nomadów, wędrujących z partii do partii i klubu do klubu, bo oni także będą potrafili okazać swoją wdzięczność wodzowi.
Początek tworzenia list wyborczych w Koalicji Obywatelskiej Tuska (choć to przede wszystkim PO z przystawkami, o których samoistnym bycie nikt już nie pamięta) to także próby buntu, tłumione brutalnie i natychmiast, tak jak to miało miejsce w przypadku Łodzi, kiedy usunięto w trybie pilnym z listy Marcina Gołaszewskiego (Nowoczesna), przewodniczącego Rady Miejskiej w tym mieście. Poszło o miejsce na liście, gdyż zdaniem Gołaszewskiego nie zasługuje on na tak niską, siódmą pozycję:
Czuję się tak bezczelnie wydymany. To określenie kolokwialne, nie przystające do profesora, ale jednak liczyłbym na to, że ktoś dotrzymuje słowa.
No rzeczywiście, profesor literatury powinien raczej czuć się „wyrolowany”, i choć to równie kolokwialne, jak „wydymany”, to budzi mniej kontrowersyjne skojarzenia. Kara podziałała, profesor szybko doszedł do siebie, już mu pewnie nie przeszkadza, że nikomu nieznana córka łódzkiego dewelopera jest wyżej o pięć oczek na liście niż on (kiedy jeszcze na niej był) i zadeklarował szybciutko, bo w końcu to nie ostatnie wybory w życiu:
Zawsze byłem i będę z mieszkańcami - także teraz zbieram podpisy na jednym z rynków Łodzi pod listami KO. Czas emocji minął. Teraz jest czas walki o Polskę. Nie liczą się prywatne ambicje, honor i duma - liczy się Polska i Łódź - moja ukochana Łódź. Października 15 pogonimy Kaczyńskiego.
Listy wyborcze jeszcze są tworzone i czeka nas sporo niespodzianek - nie tylko ze strony PO - i pewnie na listach wszystkich komitetów wyborczych mogą znaleźć się nazwiska, które wzbudzą sensację, protest, niesmak, a także dociekliwość dziennikarzy, starających się odkryć dlaczego pani X i pan Y tam się znaleźli i co mają do zaproponowania wyborcom.
Tym, którzy jeszcze pójdą głosować, bo ciągle wierzą, że jednak polityka może im zaoferować coś pozytywnego, a nie jest tylko cyniczną grą o stołki i bezwzględną walką z konkurencją w wyścigu do władzy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/659199-tusk-uruchomil-zelazna-miotle-robi-porzadki-w-partii