Nie tylko Jacek Żakowski żali się na łamach „Gazety Wyborczej”, że „prekampanię opozycja sromotnie przegrała, tracąc w ciągu roku aż pięć punktów procentowych (według średniej sondażowej obliczanej dla każdego kraju europejskiego przez neutralne w polskich sprawach POLITICO). Gdyby ten trend się zradykalizował, jesienią demokratów czekałaby klęska”. Fundamentalne pytanie brzmi: dlaczego opozycja, a właściwie Koalicja Obywatelska nie miałaby ponieść klęski? Czy zasługuje na coś innego niż klęska?
Jacek Żakowski łudzi się, że jeśli ostrzeże opozycję i trochę jej nawrzuca, to ona się zmieni w jakąś maszynę do wygrywania. Gdy napisał, że „teraz jest ponury remis, wróżący, że jeśli demokraci nie zmienią strategii i nie zdobędą wyborców, także po październikowych wyborach dzisiejsza opozycja będzie opozycją”, przecież nie zrezygnował z popierania opozycji i nie wyzbył się złudzeń pomieszanych z marzeniami, że jednak Donald Tusk będzie rządził, a reszta liderów opozycji zadowoli się jakimiś ochłapami, które spadną ze stołu Europejczyka tysiąclecia.
Rozżalony Jacek Żakowski kpi, że „obóz demokratyczny trzyma się dość mocno. Tylko wyborcy znikają. A perspektywa zmiany znika z ich głosami”. I nie przychodzi mu do głowy, że najważniejszą przyczyną tego, na co się zżyma jest Europejczyk tysiąclecia, czyli Donald Tusk. Forsując „jedną listę” wcale nie chciał stworzyć opozycyjnej siły zdolnej do wygrywania. On chciał stworzyć dwór, gdzie wszyscy inni są kamerdynerami, lokajami, stajennymi, karbowymi i parobkami. I okazało się, że kandydaci na te zaszczytne funkcje nie są tak głupi, jak ich Tusk ocenia, nie są też kompletnie wyzbyci godności i honoru, jak sobie założył.
W relacjach politycznych z innymi Donald Tusk zachowuje się jak podręcznikowy socjopata. Obecna ekipa polityków Platformy Obywatelskiej ma to gdzieś, bo, podobnie jak Tusk, żyją mitem lepszego towarzystwa. I wierzą, że Polacy mają ich za wzór oraz marzą o tym, żeby być takimi jak oni. I to jest dopiero niespodzianka, gdyż średni poziom tego „lepszego towarzystwa” to byłyby postacie z jednej strony z katalogu nieuki, ignoranci i kulturowi troglodyci, a z drugiej strony z katalogu megalomani, narcyzy i – excusez le mot - buce. Jeśli coś łączyłoby obie te grupy „lepszego towarzystwa”, to chamstwo.
Nie ma chyba większego dysonansu poznawczego niż bliższy kontakt z przedstawicielami „lepszego towarzystwa”. O ile ktoś miał złudzenia lub akceptował bajki. W warstwie wiedzy, kultury czy estetycznego wyrobienia to nie żadne „lepsze towarzystwo”, tylko – znowu excusez le mot – prostactwo. Zacytuje się im coś z Szekspira, Moliera czy choćby Flauberta albo Faulknera, odwoła do Platona, Arystotelesa, Plotyna, Hobbesa, Locke’a, Milla, Hegla czy nie daj Boże Fregego albo Wittgensteina, wspomni o malarstwie Jana Van Eycka, Pietera Bruegla czy Diego Velazqueza, to zapada żenujące milczenie i poczucie, że ktoś to „lepsze towarzystwo” obraża. A przecież to elementarz.
Oczywiście można politykę traktować wyłącznie funkcjonalnie i nie oczekiwać od polityków, by choćby w promilu spełniali oczekiwania mitu o „lepszym towarzystwie”. Można by, gdyby ci ludzie potrafili rządzić, czy tylko zarządzać. Gdyby byli w stanie rozumieć państwo i politykę na trochę wyższym poziomie niż bzdury, które wygłaszają w Sejmie lub podczas kampanii wyborczej. Ale oni tego nie umieją w znacznie wyższym stopniu niż nie mają kompetencji poznawczych, kulturowych czy estetycznych. W dziedzinie rządzenia to są po prostu nieudacznicy albo – excusez le mot – bęcwały.
Gdyby zweryfikować wyborcze zapowiedzi, to Donald Tusk i jego kamerdynerzy są w stanie zrobić trzy rzeczy. Po pierwsze – przywrócić pełną zależność Polski od Berlina i Brukseli, z czym się wiąże także wyprzedaż majątku narodowego (po co nam coś, co już w Berlinie). Po drugie – cofnąć wszystkie zdobycze socjalne, pracownicze i rodzinne. I to na tyle szybko, żeby ulica nie zdążyła „reformatorów” wynieść z Sejmu i w swoim stylu rozliczyć. Po trzecie - wprowadzić aborcję na życzenie, o ile dałoby się ubezwłasnowolnić Trybunał Konstytucyjny i uznać za niebyłe orzecznictwo TK, poczynając od tego z lat 90. XX wieku, gdy prezesem TK był Andrzej Zoll czy z lat 2010-2016, gdy prezesem był Andrzej Rzepliński. Nic innego nie byliby w stanie zrobić. I chyba nie mają innych ambicji.
Gdy Jacek Żakowski leje łzy, że opozycja jest taka nierozgarnięta i nieskuteczna, to wyciąga prostego wniosku, iż ona inna być nie może. Choćby z powodu tego, jakim jest „lepszym towarzystwem”. Z tego wynika też inny prosty wniosek: Polacy w żadnym razie nie zasługują na rządy obecnej opozycji. Nawet ci, którzy nienawidzą rządów Prawa i Sprawiedliwości. Także ich szkoda, a przede wszystkim szkoda Polski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/658229-tusk-i-spolka-nie-umieja-rzadzic
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.