Sierpień i wrzesień, to w polskiej tradycji miesiące tragiczne, o których trzeba pamiętać, by wyciągnąć z nich wnioski. To 23 sierpnia 1939 roku podpisano zdradziecki Pakt Ribbentrop-Mołotow, a we wrześniu tego samego roku Polskę zmiotły z mapy Europy rosyjski i niemiecki totalitaryzm. A dziś?
Dziś widzimy nowy sojusz. Niemal w tym samym momencie na Polskę uderza (oczywiście politycznie) Manfred Weber, wódz Donalda Tuska i szef potężnej Europejskiej Partii Ludowej. Za wschodnią granicą czają się żołdacy finansowani i wspierani przez reżimy Putina i Łukaszenki. Te szczególne kleszcze są dla Polski bardzo groźne.
Polska płaci bowiem cenę za upokorzenie Niemiec na początku wojny na Ukrainie. To zdecydowana ofensywa dyplomatyczna prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego poruszyła sumienie świata i obnażyła politykę Merkel i Scholza, którzy liczyli na szybki koniec ukraińskiej niepodległości i powrót do energetycznego biznesu z Putinem. Tak się nie stało, ale Niemcy są pamiętliwi, nie zapomnieli zniewagi i publicznego ujawnienia ich politycznych oraz biznesowych kombinacji z satrapą z Kremla.
Weber to także polityczny przyjaciel, a właściwie pryncypał Donalda Tuska. Tu pojawia się kolejny podejrzany element polityki byłego premiera Polski. Dla Donalda Tuska wojna nie istnieje. Nie mówi o niej, a jeśli tak, to zawsze w kontekście mniej lub bardziej wyimaginowanych „błędów” obecnego obozu władzy w Polsce. Więcej. Tusk nigdy nie pojawił się także na Ukrainie, od początku tego konfliktu, który bezpośrednio zagraża również Polsce. Dlaczego tam nie przyjechał? Czego się obawiał. Słusznie pytał o to Piotr Gursztyn w mediach społecznościowych.
(…) dlaczego przez ponad 500 dni agresji rosyjskiej D. Tusk ani razu nie pojechał na Ukrainę? Dlaczego przez ten czas nie spotkał się z nikim ważnym ze str ukraińskiej? A znalazł czas, aby wesprzeć skrajnie proputinowskiego S. Berlusconiego
— pytał Gursztyn, w odpowiedzi na szokujący wpis Donalda Tuska, który sugerował, że obecność „wagnerowców” na Białorusi wspiera politycznie Prawo i Sprawiedliwość.
Internauci pytali z kolei, czy Rosja „ma” coś na byłego premiera, czy nie pada on ofiarą szantażu. W kontekście sensacyjnych informacji, które ujawnił serial „Reset” TVP prof. Sławomira Cenckiewicza i redaktora Michała Rachonia, takie pytania zaczynają mieć ogromne znaczenie.
Kleszcze, o których dziś piszę nie są oczywiście tożsame z niemiecko-radzieckim paktem zdrady z 1939 roku, ale nasuwają najgorsze skojarzenia. Moment też nie jest przypadkowy. Wokół polskich wyborów, które odbędą się 15 października, toczy się międzynarodowa gra dyplomatyczna i polityczna. To będą wybory dotyczące wyboru nie tylko dalszej drogi rozwoju i bezpieczeństwa Polski, ale także dadzą odpowiedź, czy obce mocarstwa są w stanie kreować naszą rzeczywistość. A tu sojusz jest jasny, nawet jeśli nie jest on intencjonalny. Weber na Zachodzie i Wagner na Wschodzie. W tym samym momencie aktywni, w tym samym momencie wrogo nastawieni do rządu, który został wybrany w demokratycznej elekcji. Ale te dwa fronty mają swojego idola. Jest nim Donald Tusk. To o nim, w samych superlatywach wypowiada się Weber i to jego chwalił Łukaszanka, który „gości” dziś „wagnerowców”:Łukaszenka chce zmiany władzy w Polsce. Białoruski dyktator: Jest potężna opozycja. Donald Tusk jest silnym politykiem
Październikowe wybory mogą przynieść kres dla „Paktu Weber-Prigożyn”. Mogą, ale nie muszą. Wszystko zależy od nas, żelaznej dyscypliny obozu władzy i szczęścia. A to ostatnie sprzyja tylko lepszym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/657801-weber-w-niemczech-a-wagnerowcy-na-bialorusi-to-kleszcze