O mały włos, ale udało się. Okazuje się, że jeszcze chwilę pożyjemy. Ledwie kila dni temu sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych Antonio Guterres obwieścił, że się ugotujemy, wydusimy, a na ratunek pospieszył nam nowy szef działającego przy ONZ Międzyrządowego Zespołu d.s. Zmian Klimatu (IPCC). Brytyjski naukowiec, profesor Imperial College w Londynie Jim Skea oznajmił, że globalny wzrost temperatur o 1,5 stopnia być może nie stanowi jednak egzystencjalnego zagrożenia dla ludzkości.
Nie powinniśmy rozpaczać i wpadać w stan szoku, jeśli globalne temperatury miałyby wzrosnąć o taki poziom
— mówił w rozmowie z niemieckim tygodnikiem „Der Spiegel” szef IPCC, odnosząc się do wcześniejszego wystąpienia sekretarza ONZ. 48 godzin przed tym wywiadem portugalski weteran socjalizmu Guterres obwieścił bowiem kres epoki globalnego ocieplenia i nadejście epoki gotowania się/wrzenia.
Zmiana klimatu jest już z nami. To przerażające, a to dopiero początek. Era globalnego ocieplenia dobiegła końca. Nadeszła era globalnego wrzenia (global boiling). Powietrze nie nadaje się do oddychania, temperatury są nie do zniesienia. ……Konsekwencje są jasne i tragiczne – dzieci porywane są przez deszcze monsunowe, rodziny uciekają przed płomieniami, pracownicy upadają w upale
— mówił sekretarz z siedziby ONZ.
Guterres oznajmił przerażonej ludzkości, że koniec jest blisko i trzeba ograniczyć wzrost globalnych temperatur o 1,5 stopnia. To oczywiście nic nie znaczy, żadnego sensu nie ma, nie wiadomo bowiem nawet czy chodzi o to, by było chłodniej o 1,5 stopnia niż teraz, czy też nie cieplej niż o owe 1,5 stopnia. To bełkot zwykły bo musiałby być jakiś punkt odniesienia, jakaś referencyjna średnia temperatura globalna, od której nie może być o 1,5 stopnia cieplej.
Tak czy owak wiadomość o ugotowaniu się ludzkości powielona przez tysięczne media poszła w świat i mogła wzbudzić przerażenie. Być może propagandziści od klimatu zorientowali się, że skutki apokaliptycznych proroctw Guterresa mogą być odwrotne od zamierzonych i dlatego nowy szef IPCC pospieszył uspokajać. Skea przestrzegł przed przywiązywaniem zbyt dużej wagi do obecnego celu jaki władcy świata wyznaczyli ludzkości - ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza w porównaniu z erą przedindustrialną. Prawdziwa motywację zdradził w rozmowie z niemiecką agencja DPA mówiąc:
Jeśli stale przekazujesz wiadomość, że wszyscy jesteśmy skazani na wyginięcie, to paraliżuje to ludzi i uniemożliwia im podjęcie niezbędnych kroków, aby opanować zmiany klimatyczne.
Wszystko jasne. Skoro zaraz wszyscy wymrzemy, to nie ma co się wysilać. Jak za bardzo wystraszyć, to ludzkość mogłaby zrobić to co zwykle robi na wieść, że koniec świata nadchodzi. Jedni pobiegliby do świątyń modlić się. Inni do sekt, kultów przedziwnych, by przystąpili i może nawet popełnili zbiorowe samobójstwo. Inni znów, by winy odkupić, na pokuszenie nie dać się zwieść, mogliby jak sekta skopców okaleczać się. Jeszcze inni oddaliby się uciechom doczesnym, co już blisko 700 lat temu Giovanni Bocaccio w swym „Dekameronie” opisywał. Wtedy - w 1348 roku Czarna Śmierć - epidemia dżumy pustoszyła Zachodnią Europę i wszyscy jej mieszkańcy myśleli, że kres świata nadszedł. No więc gdyby teraz ludzkość w podobne stany zaczęła popadać, to robić by nie było komu. Kto by wtedy polecenia władców i właścicieli świata wykonywał jakby wszyscy modlili się, albo balowali. Ba jeszcze, by podatków nie płacili, majątek trwonili, bo po co on kiedy koniec bliski.
Jako pierwsi, o tym że się nie ugotują, nie wyduszą dowiedzieli się Niemcy. Przemówienie Guterresa o epoce globalnego wrzątku transmitowano na cały świat, ale kojące słowa szef IPCC skierował do niemieckich mediów - przez wywiad dla „Der Spiegla” i agencji DPA. Teraz dzięki portalowi wPolityce.pl i Wy Drodzy Rodacy dowiadujecie się, że jeszcze trochę czasu Wam zostało i nie tak od razy Was te 1,5 stopnia wykończy.
Ja żarty sobie stroję, szydzę, ale sprawa w gruncie rzeczy jest poważna. Mamy do czynienia z szaleństwem, histerią, albo gigantycznym oszustwem. Jako ludzie stajemy się emocjonalnymi i intelektualnymi zakładnikami jakiejś garstki obłąkańców albo skończonych cyników i oszustów. Jak to w ogóle możliwe, że na czele największej organizacji świata może stać jakiś dziad, który ni z tego ni z owego obwieszcza niemal koniec świata i wszyscy bezmyślnie te brednie powielają. A 2 dni później jakiś jego podwładny z podległej instytucji uspokaja i mówi, że nie jest tak źle. Że o klimat trzeba dbać, ale jeszcze nie wymrzemy.
Świat się nie skończy, jeśli ociepli się o więcej niż 1,5 stopnia. Będzie to jednak bardziej niebezpieczny świat
— mówił Skea w rozmowie z Der Spiegel.
Może więc będzie tak, a może siak, a może jeszcze inaczej, a my mamy całe życie na tej huśtawce, z tym klimatycznym obłędem spędzić i wszystko tylko jednemu podporządkować. Mamy zmienić swą kuchnię, obyczaje, przestać podróżować, narzucić sobie tysięczne ograniczenia w gettach się pozamykać bo może będzie za ciepło i wymrzemy, A może jednak nie bo jak wiadomo: Na świętego Hieronima jest pogoda albo ni ma. I dzień w dzień będą nam sączyć te brednie straszyć nas, że jak grill rozpalimy to misie polarne powyzdychają, a Greta za szybko przekwitnie. Ja całkowicie odmawiam udziału w tym szaleństwie. Niech się wszystko gotuje, albo tonie od oceanów podniesienia .
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/657140-uff-co-za-ulga-onz-poki-co-odwoluje-zaglade-ludzkosci