Zamiast być dumnym, że ktoś może go skojarzyć ze Stańczykiem, operą „Pajace” Leoncavalla czy filmem „Żegnaj, pajacu” Berriego, poseł Nitras poleciał do sądu.
To są kompletne jaja. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w Izbie Gmin lub w Bundestagu, na parlamentarnej sali nie byłoby prawie nikogo, kto nie miałby wyroku. A nie ma tam takich, których by skazano z takiego powodu jak wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego. Bo istnieje wolność słowa, szczególnie tam, gdzie słowa są najważniejszym narzędziem, czyli w parlamencie. W 2023 r. w Polsce mamy jaja zamiast wolności słowa. I te jaja mają stempel „niezależnego” sądu oraz „niezawisłego” sędziego.
Oto Sławomir Nitras, poseł Platformy Obywatelskiej, wydał okrzyk radości (w formie pisemnej, ale co tam) z powodu treści wyroku „w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej” wydanego 31 lipca 2023 r. przez Sąd Okręgowy w Szczecinie I Wydział Cywilny. A konkretnie przez sędzię Annę Winnicką – Kaliszewską. Sławomir Nitras się nie posiadał. Pani sędzia zobowiązała bowiem Ryszarda Terleckiego do „usunięcia skutków naruszenia dóbr osobistych Sławomira Nitrasa”. Skoro sąd tak zdecydował, nie ma co się zastanawiać, jakież to dobra osobiste posiada Sławomir Nitras, że dałoby się je naruszyć.
Dobra osobiste pana Sławka prof. Terlecki naruszał w latach 2017-2020, mówiąc o nim albo do niego: „siadaj pajacu”, „trefniś Platformy” czy „przecież jest pan posłem, ma pan maturę, coś pan chyba skończył, nie? Może pan nie ma”. Pan Sławek uznał, że „to były słowa, które naruszyły moją godność, poniżyły w oczach opinii publicznej”.
O naruszeniu już było, a co do poniżenia w oczach opinii publicznej, to są to jeszcze większe jaja niż wyrok sądu. Z prostego powodu: pan Sławek jest nieponiżalny. I nic nie zmienia powołanie się na „ponad 70 tys. osób”, które na niego głosowały. Albo stwierdzenie, że „przebieg posiedzenia relacjonowały telewizja i radio. Byłem obrażany na oczach milionów ludzi”. Najpierw te miliony musiałyby uznać, że da się pana Sławka czymkolwiek obrazić, czyli że ma zdolność obrażalską.
W każdym razie Sławomir Nitras ma kwit, gdzie napisano: „Ja Ryszard Terlecki, Wicemarszałek Sejmu, przepraszam posła Sławomira Nitrasa za kierowanie przeze mnie pod jego adresem obraźliwych sformułowań i określenie, jakie padły w dniu 9 listopada 2017 r., w dniu 9 grudnia 2020 r., w dniu 10 grudnia 2020 r., które to obraźliwe sformułowania i określenia naruszają dobra osobiste Sławomira Nitrasa”. Z tego powodu prof. Terlecki ma „ubolewać nad swoim zachowaniem”.
Pan Sławek nie posiadając się zakomunikował światu, że „rano dostał prezent”, czyli rzeczony kwit. Nazywam to kwitem, bo takich spraw w ogóle nie powinien firmować „wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej”. Rzeczpospolita ma dużo więcej poważnych spraw niż zajmowanie się zdolnością obrażalską Sławomira Nitrasa. Zresztą, jak nazwać kogoś, kto „pajacuje”? Albo, od kiedy określenie „trefniś” jest obraźliwe? Wszak najbardziej znany polski trefniś - Stańczyk, czyli nadworny błazen czterech królów Polski, miał i ma status mędrca oraz wyjątkowo bystrego filozofa. A pytanie o maturę wynikało chyba z chęci pochwalenia pana Sławka, skoro matury nie mają takie tuzy, jak Lech Wałęsa, Agnieszka Chylińska, Edyta Górniak, Katarzyna Szczot, Zbigniew Hołdys, Maciej Maleńczuk czy Szymon Majewski.
W sądzie Sławomir Nitras zeznawał, że gdy „w miejscu publicznym” padło, że jest „trefniś” czy „pajac”, to nie tylko został „poniżony i obrażony”, ale też „to ośmielało ludzi” i na przykład podczas jakiegoś lotu „dwóch pijanych mężczyzn obrażało go słowami, których wobec niego używał Terlecki”. Tych osobników też Sławomir Nitras pozwał i „historia zakończyła się prawomocnym wyrokiem dla tych panów”. A może jednak sami mieli takie skojarzenia? Może w ogóle ludzie nie czują się obrażeni per procura pana Sławka? Zresztą, dlaczego mieliby się czuć?
W jednym pan Sławek będzie niepocieszony, i to chyba zaboli go najbardziej. Sąd oddalił bowiem powództwo w tym zakresie, gdzie domagał się wpłaty po 3 tys. zł na Ogólnopolski Strajk Kobiet, Stowarzyszenie Sędziów „Iustitia”, Centrum Praw Kobiet, fundację Wolontariat Równości oraz Stowarzyszenie „Lambda Warszawa”. Pan Sławek był dumny, że „celowo wybrał organizacje, których nie lubi PiS”, a tu pupa.
Zamiast być dumnym z tego, że ktoś może skojarzyć Sławomira Nitrasa ze Stańczykiem z Wawelu, operą „Pajace” Ruggera Leoncavalla, filmem „Żegnaj, pajacu” Calude’a Berriego czy obrazem Eugeniusza Zaka, poseł PO poleciał do sądu, a sąd poleciał w kosmos absurdu. Sejm to nie pensja dla panienek. W Bundestagu czy Izbie Gmin słowa, za jakie pod niebiosa skoczył panu Sławkowi indeks obrażalstwa, byłyby uznane za pieszczoty. A gdyby jakiś poseł tamtych parlamentów poleciał z tym do sądu, byłby powszechnie wyśmiany i dopiero wtedy dowiedziałby się, co to znaczy zawracać ludziom i sądom głowę bzdurami.
W Polsce trzeba się nadąć i lecieć do sądu, a sądy już tak mają, że są niezależne od … (dowolne wstawić). Poza wszystkim trzeba mieć choć odrobinę poczucia humoru i dystansu do siebie, bo inaczej wszyscy siedzieliby w sądach, A wyroki skazujące, nawet te korzystne, mają jednak tę wadę, że żaden sąd nie zaordynuje zwycięskiemu powodowi rozumu i paru innych niezbędnych cnót, w tym cnoty umiaru.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/657103-sejm-bylby-najlepszy-gdyby-byl-niemy