Marsz 1 października 2023 r. to dla przewodniczącego Platformy stoperan na strach. Ale czy zadziała, to się dopiero okaże.
„Wygląda na to, że PiS szuka pomocy wagnerowców ze strachu przed wyborami. Marsz miliona serc wybije im te pomysły z głowy. Widzimy się wszyscy 1 października w Warszawie!” – napisał 30 lipca 2023 r. Donald Tusk na Twitterze. O strachu to przewodniczący Platformy Obywatelskiej wie akurat dużo, bo istnieje wiele dowodów, że można go uznać za najbardziej tchórzliwego z ważnych polskich polityków po 1989 r. Konfrontowanie się z politycznymi rywalami w wyborach, gdy był przewodniczącym PO i/lub premierem nie wymaga odwagi, gdyż to wynika ze sprawowanej funkcji, więc jest niejako mechaniczne. Poza tym ze strony tych rywali nic mu nie groziło.
Gdy chodzi o wagnerowców to na podstawie dotychczasowych doświadczeń można by postawić hipotezę, że Donald Tusk pogoniły aż do Lizbony, a oni za nim, tak jest straceńczo odważny. Nie chce się więc wierzyć, że chodzi o tego samego człowieka, który w konfrontacji z zagranicznymi przeciwnikami, a nawet partnerami, gdy był premierem RP i przewodniczącym Rady Europejskiej nigdy nie wykazał się odwagą, nigdy z nikim nie wszedł w otwarty spór. Można by powiedzieć, że nigdy się „kulom nie kłaniał”, bo nie wychodził z bunkra.
Tusk nie był w stanie przeciwstawić się nikomu z zagranicy, kto traktuje go z wyższością czy protekcjonalnie, a tym bardziej gdy jest w stanie go wystraszyć, jak Władimir Putin. Najbardziej uległość Tuska było widać, gdy był przewodniczącym Rady Europejskiej i został kompletnie zdominowany nawet przez Jeana-Claude’a Junckera, przewodniczącego Komisji Europejskiej, który w ogóle nie miał cech dominatora. Nad Tuskiem dominowała nawet stojąca niżej w hierarchii szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini. Można by wręcz zadać pytanie, kto nad nim nie dominował?
Praktyka była taka, że Tusk ustawiał się w szeregu i czekał na dyspozycje, najczęściej od kanclerz Niemiec Angeli Merkel (zapewne po konsultacjach z Putinem), ale też od francuskich prezydentów Nicolasa Sarkozy’ego i Francoisa Hollande’a. Kiedy w lutym 2008 r. przyjmował go na Kremlu Władimir Putin (pierwsza oficjalna wizyta, którą można by nazwać Hołdem Tuskim), ówczesny premier był jednym wielkim okazem strachu i uległości. Widać to było nawet po sposobie siedzenia naprzeciw władcy Rosji – na brzeżku fotela, niepewny, gotów się zerwać na każde skinienie.
Uległość wobec Putina i strach przed nim były widoczne nawet 1 września 2009 r. podczas obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej (w tym podczas rozmowy na molo w Sopocie), choć Tusk był u siebie, a Putin reprezentował prawnego kontynuatora państwa, które razem z Hitlerem w 1939 r. napadło na Polskę. Odwrotną postawę demonstrował wtedy prezydent RP Lech Kaczyński.
Paniczny strach przed Putinem był źródłem resetu rządu Tuska z Rosją ogłoszonego w listopadzie 2007 r. Zaniechania w budowie w Polsce amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej (m.in. baza w Redzikowie), do których doszło w połowie pierwszej kadencji rządu Tuska, też wynikały ze strachu przed Putinem i jego gniewem. Cały reset miał być formą podlizania się i ubezpieczenia przed gniewem i pogróżkami Putina.
Pokazane w serialu TVP „Reset” paranoiczne zabiegi, żeby nie powstała prosta, rzeczowa i oddająca istotę rzeczy notatka z rozmowy Tuska z Putinem (w lutym 2008 r. w Moskwie), wynikały ze strachu przed konsekwencjami ujawnienia prawdy. O braku reakcji ówczesnego premiera na propozycję Putina wspólnego rozbioru Ukrainy. Tusk bał się przeczytać w notatce to, czego sam był uczestnikiem i świadkiem, co jest dowodem kompletnego paraliżu. Dlatego notatka powstawała 13 dni i była kompletną mistyfikacją.
To, co sześć lat po wydarzeniach w Moskwie wymknęło się Radosławowi Sikorskiemu (członkowi delegacji Tuska, który ujawnił propozycję rozbioru) dowodzi, że Tusk w żaden sposób nie chciał się skonfrontować z propozycją Putina rozbioru Ukrainy. Gdy taka propozycja padła, był sparaliżowany strachem, więc w żaden sposób nie zareagował, choć polski premier powinien zrobić z tego wielką awanturę na cały świat. Brak informacji o tej propozycji w notatce dowodzi, że chciał to wyprzeć ze świadomości. Żeby nie wpadał w panikę nawet czytając opis tego wydarzenia.
Najdobitniej strach Tuska przed Putinem pokazała zgoda na rozdzielenie wizyt prezydenta i premiera w Katyniu, co było celem Rosji już we wrześniu 2009 r. Ze strachu przed Putinem Tusk i jego przyboczni podjęli rozmowy z wrogiem przeciwko własnemu prezydentowi, co jest ewidentną zdradą. A 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku Putin wykorzystał tchórzostwo Tuska do granic możliwości, narzucając mu sposób mówienia o katastrofie, prawne podstawy jej badania, zaniechanie zwrócenia się o pomoc do NATO czy USA. A gdy Tatiana Anodina ogłaszał kłamliwy rosyjski raport o katastrofie wystraszony Tusk uciekł w Dolomity, żeby nie musiał zabierać głosu w tej sprawie.
Strach Tuska sprawił, że Rosja nie znalazła się choćby w takiej sytuacji, jak wtedy, gdy jej żołdacy zestrzelili 14 lipca 2014 r. samolot pasażerski lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur (lot MH17). Wytoczono proces sprawcom i ich skazano (zaocznie), a Rosja została oficjalnie uznana za winną. Przez kilkanaście godzin 10 kwietnia 2010 r. polskie władze miały ogromną przewagę nad Putinem i mogły do wielu rzeczy go zmusić, ale Tusk wszystko poddał, a nawet nie zamierzał nic przeciwko Putinowi i Rosji zrobić. Taki był odważny.
Donald Tusk jako przywódca państwa to wręcz wymarzona osoba dla każdego konkurenta za granicą, szczególnie dla każdego reżimu. Zanim przeczytałby do końca depeszę o zagrożeniu już pewnie miałby pełne gacie. Jest absolutnie niezdolny do czynów heroicznych czy tylko odważnych. Gdyby doszło do konfliktu, przeciwnik Polski uwzględniałby tchórzostwo Tuska jako jeden z najważniejszych elementów swojej strategii. A nawet w czasie pokoju łatwo określić, czego jako premier na pewno nie zrobi. Dlatego Polska pod rządami Tuska byłaby bardzo łatwa do instrumentalnego rozgrywania.
Polityk zasługujący na miano tchórza numer 1 dla wrogów Polski nie stanowi żadnej przeszkody, a wręcz przeciwnie. Obecne chojraczenie Tuska w Polsce i odwracanie kota ogonem jest wyrazem jego panicznego strachu i tchórzostwa. Aż się cisną historyczne analogie do postaci, które tak jak Tusk potrzebowały marszów i wieców, żeby stłumić własny strach. 1 października 2023 r. nie będzie chodziło o żadne kwestie ideowe, nawet tak beznadziejnie kompromitujące jak robienie spektakli wokół wydarzeń związanych z Joanną Parniewską. Chodzi o to, żeby Tusk nie musiał zmieniać gaci, bo marsze to dla niego taki stoperan. Ale czy zadziała, to się dopiero okaże.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/656695-tchorz-numer-1-tak-moglby-sie-nazywac-film-o-d-tusku