O co chodzi Konfederacji? Jaka jest jej strategia? Co naprawdę chce osiągnąć Sławomir Mentzen w najbliższych wyborach, a także w dłuższej perspektywie? Jako że Konfederacja zaczyna krzepnąć jako trzecia siła naszej polityki, jej lider postanowił wyłożyć swoją zasadniczą koncepcję. Tylko że nic się w niej nie trzyma kupy.
W weekendowym wpisie na Iksie przekonuje, że Konfederacja wcale nie jest skazana na stworzenie koalicji z jedną bądź drugą największą partią. I wyjaśnia, że celem jest coś zupełnie innego – trwała zmiana układu sił na scenie politycznej:
Po wyborach w 2005 roku miał powstać rząd PO-PiS. Nie powstał. Za to pojawiła się nowa linia podziału w polityce. PiS przeciwko Platformie. Kaczyński przeciwko Tuskowi. I tak już z tą linią podziału żyjemy od 18 lat, obserwując na zmianę rządy PO i PiS. Dla obydwu tych partii jest to bardzo wygodna sytuacja. Bardzo starannie pilnują utrzymania tego duopolu, wchłaniając lub niszcząc każdego, kto spróbuje w ich otoczeniu budować swoją partię. Spotkało to LPR, Samoobronę, Palikota, Kukiza, Petru i Hołownię.
Trzeba mieć nadzieję, że z Mentzena lepszy ekonomista (w końcu marzy o stanowisku ministra finansów) niż politolog. Bo wrzucenie tych wszystkich podmiotów do jednego worka nie świadczy najlepiej o wnikliwości obserwacji młodego polityka (wiek jest tu akurat ważny, zaraz do tego dojdziemy). Każdy z tych przypadków jest inny, ale też każda z tych formacji zawdzięcza zwłaszcza samej sobie (a szczególnie liderom), że odeszła w niebyt, bądź została zmarginalizowana. Bezwzględne apetyty liderów PiS i PO miały tu akurat niewiele do rzeczy.
Prezes Nowej Nadziei pisze dalej:
Od 18 lat nikomu nie udało się na trwałe wpisać w polską politykę, nikomu nie udało się nawet dobić do 14% w wyborach parlamentarnych. Dlatego nie możemy powtórzyć błędów tych, którzy próbowali ten duopol naruszyć. Nie możemy wejść w bliską współpracę z PO i PiS. Musimy być przeciwko jednym i drugim, doprowadzając do zmiany linii podziału. Tak, jak udało się to PO-PiS w 2005 roku. Polska polityka musi się zmienić. Trzeba wytyczyć nową linię: oni przeciwko nam.
Ale dlaczego polska polityka musi się zmienić? Sympatie 2/3 Polaków (a tyle mniej więcej popiera PiS i Platformę) wskazują, że taka zmiana nie jest oczekiwana, że Polacy nie poszukują jakiejś nowej, wyczarowanej z kapelusza wizji. Nie chcą realizacji ekstrawaganckich pomysłów, które Bóg jeden wie, czym by się skończyły. Można jednak zakładać, że pacjent nie przeżyłby głównej operacji na żywym organizmie, o przeprowadzeniu której Mentzen tak marzy, czyli „zerowania podatków”. Chaos i zapaść państwa na wszystkich wrażliwych odcinkach – tym by się skończyło, zwłaszcza w okresie tak niestabilnym. Chyba że lider Nowej Nadziei chciałby zaprowadzić nad Wisłą porządki rodem z Brunei, a sam ogłosiłby się sułtanem.
Czytajmy dalej nową gwiazdę naszej galaktyki:
Trzeba doprowadzić do sytuacji, w której nawet widzowie TVP i TVN zobaczą, że PO i PiS współpracują ze sobą przeciwko nam. Jest im bliżej do siebie niż do nas. Są w koalicji ze sobą, przeciwko nam. Ostatnia konferencja prasowa pod NIK bardzo dobrze to pokazała. Zaatakowali mnie zgodnie PO, PiS i Lewica. TVP i TVN.
Mhm… Skoro PiS i PO wzajemnie się oskarżają, że ci drudzy stworzą rząd z Konfederacją, ani chybi znaczy to, że sami szykują się do współpracy, a może nawet do wspólnych rządów. Cały wpis Mentzena dotyczy tego, że od blisko 20 lat polska scena polityczna jest podzielona między obozy Kaczyńskiego i Tuska, a reszta ma marginalne znaczenie. Dowodzi, że trwa między nimi wojna. Aż tu nagle lider Nowej Nadziei przekonuje nas, że na tej wojnie Platforma z Prawem i Sprawiedliwością sobie współpracują. Tak, to ma sens.
Koronnym dowodem jest dla niego fakt, że zewsząd spadła nań krytyka za wspólna konferencję prasową z prezesem Najwyższej Izby Kontroli. To kolejny dowód na szaleńcze zapędy Mentzena. Zapewne rozumie on mechanizmy konstytucyjne, ale po prostu nie chce ich uznać i nie zamierza się do nich stosować. Ma gdzieś to, że NIK nie ma prawa być kojarzona z jakąkolwiek partią, że jej prezes nie może współpracować z liderem jakiejkolwiek formacji politycznej. A jeśli ktoś to Mentzenowi wypomni, to płacze niczym chłopiec ze starszaków, który nie może pogodzić się z tym, że pani skarciła go za plucie innym dzieciom do zupy mlecznej.
Wreszcie dochodzimy do najważniejszej części wpisu szefa Nowej Nadziei. Niestety również części najbardziej przygnębiającej. Bo to już krok w kierunku standardów obcych naszej cywilizacji. Pisze Mentzen tak:
PiS i Platforma to dwie duże partie, na które głosują emeryci, promowane przez telewizje, które oglądają emeryci, rządzone przed dwóch emerytów. Obydwie partie swój szczyt możliwości mają już za sobą. Są partiami żyjącymi przeszłością, które chcą, żeby było tak jak kiedyś. Będą dalej zwiększać rozdawnictwo, podnosić i komplikować podatki, ograniczać naszą wolność, wykorzystywać publiczne pieniądze dla swoich celów.
A my chcemy zmiany. Chcemy, żeby było inaczej niż do tej pory. Chcemy obniżać i upraszczać podatki, ograniczać rozdawnictwo, zwiększać wolność i wywalać polityków ze spółek Skarbu Państwa. Jesteśmy partią przyszłości, mającą duże poparcie wśród ludzi młodych. Dlatego wierzę, że to jest możliwe. Możemy pozbawić władzy zarówno PiS jak i Platformę. Odesłać na emeryturę zarówno Tuska jak i Kaczyńskiego. Zmienić polską politykę, oddać wpływ na Polskę ludziom młodym, Przyszłość nie jest zdeterminowana, a my nie jesteśmy skazani na tych dwóch emerytów. Przyszłość zależy od nas, od naszych działań i wyborów.
Plus za szczerość. Szczerość do bólu. Emeryci – na margines życia, a właściwie również na margines egzystencji (tym się zapewne zakończyłoby „ograniczanie rozdawnictwa”). Liczą się tylko młodzi, bo tylko oni mogą na nas zagłosować. Stąd tylko krok do akcji „odbierz babci dowód”, a może to nawet już krok dalej?
Pomińmy już abstrahowanie Mentzena od rzeczywistości. W narrację, że PiS „podnosi i komplikuje podatki” rzeczywiście może uwierzyć chyba tylko ktoś bardzo młody. Na tyle młody, by jeszcze nie potrafić samodzielnie zdobywać wiedzy i przetrawić jej. Albo po prostu o podatkach nic nie wiedzący (bo nie muszący ich płacić). Można się bowiem zżymać na zamieszanie, jakie zafundowano nam wraz z wprowadzaniem „Polskiego Ładu” i szybkim odchodzeniem od niego, ale nie sposób obalić tezę, że to obecna ekipa najbardziej w III RP podatki obniżała.
Zastanawiające jest jeszcze, od kiedy Mentzen jest tak radykalnie nastawiony do osób starszych i chciałby je postawić niemalże na marginesie społecznym. Przecież do października ub.r. zasiadał on (od 15 lat!) we władzach partii, której lider dobijał właśnie do 80. wiosny (Janusz Korwin-Mikke zamknął kolejną dekadę życia 5 dni po oddaniu władzy w partii KORWiN, przemianowanej właśnie na Nową Nadzieję), a jest o 7 lat starszy od Kaczyńskiego i o 15 od Tuska.
I jeszcze: skąd to przekonanie, że dla ludzi w wieku emerytalnym nie powinno być miejsca w polityce? Musi Mentzena brzydzić cała historia świata i rola w niej takich ludzi jak Piłsudski, Churchill czy Reagan.
Czytając wpisy Mentzena, można zrozumieć, dlaczego bierne prawo wyborcze w wyborach prezydenckich nakłada na kandydata do najwyższego urzędu w państwie konieczność ukończenia 35 lat. Chodzi w końcu o wielką odpowiedzialność, a do niej trzeba zwyczajnie dorosnąć. Mentzen w poprzedniej elekcji jeszcze nie spełniał tego kryterium, dziś może już się startować w wyścigu do pałacu prezydenckiego. Ale czy na pewno już do tego dorósł?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/656667-ageizm-mentzena-czy-tak-mysli-dojrzaly-polityk