Gdy wielki mąż stanu, śp. prezydent Lech Kaczyński przestrzegał przed odradzającym się rosyjskim imperializmem i płynącym stąd zagrożeniem dla całego regionu, w tym Polski, Tusk zajmował się wyszydzaniem tych obaw i usypianiem Polaków oraz Zachodu. Niemcom bardzo to pasowało.
Gdy mądrzy ludzie przestrzegali, że Putin chce Polaków podzielić i rozegrać, ludzie Tuska wyszydzali przestrogi, grali przeciw polskiemu prezydentowi z obcą dyplomacją, a Tusk poszedł na „rozdzielenie wizyt” polskich władz w Katyniu, co otworzyło drogę do zbrodni smoleńskiej i unicestwienia dużej części elity państwowej.
Gdy w 2010 roku Jarosław Kaczyński napisał list przestrzegający przed zbrodniarzem Putinem, Tusk i jego ludzie urządzali sobie karnawały kpin, popłynęła rzeka szyderstw.
Gdy Putin z Łukaszenką zaczęli atak na naszą granicę, co było elementem planu poprzedzającego najazd na Ukrainę, ludzie Tuska pobiegli agresorom na pomoc, jego media wściekle rzuciły się od tyłu na obrońców granic, a on znowu wyszydzał zagrożenie i środki zaradcze.
Można by tę listę ciągnąć długo. Bardzo długo. Istotę sprawy od razu jednak wszyscy rozumiemy: wyszydzenie zagrożeń stojących przed Polską to podstawowa linia polityki lidera Platformy Obywatelskiej. Nasz kraj miał być bezwolnym elementem przestrzeni zarządzanej wspólnie przez Moskwę i Berlin i każda próba samodzielnego myślenia politycznego, budowania własnej siły, musiała być zwalczana. Los Polaków nie ma najwyraźniej dla tego polityka znaczenia.
Zwijanie Wojska Polskiego też mieściło się w tym planie.
Za to dostał potem medale, za to został „grubym misiem” w Brukseli. Ceną było narażenie Polaków na potężne niebezpieczeństwo. Dziś Polacy słusznie wyczuwają, obawiają się, że Tusk pozwoliłby wagnerowcom na gwałt na Polsce. Dlatego on tak wulgarnie wyszydza zagrożenie, czyniąc nieodparte wrażenie iż świadomie bierze udział w wojnie hybrydowej przeciw Polsce, na co celnie zwrócił uwagę na naszym portalu Maciej Zemła.
Ma też rację Marek Jakubiak, mówiąc, że zagrożenie istnieje, ale dla Polaków i Polski. Donald Tusk, zawodowy kosmopolita odnajdzie się w każdych warunkach. Jemu jest mu wszystko jedno, czy wybuchnie wojna w Polsce, czy nie. Chodzi tylko o przejęcie władzy.
Mówiąc wprost: wszyscy wyczuwamy, że w przypadku zagrożenia sam Tusk natychmiast z Polski zwieje albo odnajdzie się w jakiś oślizgły sposób w nowej rzeczywistości.
Nie widać przecież, by los Ukrainy i Ukraińców, będący skutkiem polityki duetu Merkel-Tusk, niepokoił jego sumienie. Nadal nie przyjął do wiadomości, że polityka to sprawa dla poważnych ludzi.
Za gwałtem wagnerowców (jednego z narzędzi zbrodniczej polityki Putina) na Polsce poszłyby mordy, tortury, śmierć, zniszczenie i gwałty na Polkach. Zawsze idą. Czy Tuska to martwi, niepokoi? Nie wygląda. Powieka mu nie drgnęła. Wyszydza zagrożenie, co obiektywnie skutkuje zachętą do ataku. Sugeruje, że gdy oni zaatakują Polskę, on od środka zajmie się uderzaniem w rząd i obrońców.
Skrajnie niebezpieczna postawa, skrajnie niebezpieczny dla bezpieczeństwa Polski człowiek.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/656606-tusk-pozwolilby-wagnerowcom-na-gwalt-na-polsce