Jak to jest zostać nazwanym „PiS-owską k…”? Takim doświadczeniem podzieliła się… dziennikarka „Gazety Wyborczej” Anna Dobiegała. „Autor tych słów, mężczyzna na oko między 30 a 40 lat, nie wiedział, że jestem dziennikarką „Wyborczej”. Nic o mnie nie wiedział. Chciał mnie obrazić, bo był pijany, a ja nie wyraziłam zgody, żeby usiadł przy stoliku, przy którym siedziałam” - napisała. Podzieliła się również dość ciekawymi wnioskami z tego doświadczenia.
„Chciał mnie obrazić, bo był pijany”
„Zostałam nazwana ‘PiS-owską k…wą’. Wierzcie mi, nie chcielibyście się poczuć jak wyborca partii Kaczyńskiego” - tak zatytułowany tekst ukazał się na łamach „Gazety Wyborczej”. Jego autorka, Anna Dobiegała, która w swoim opisie określa się jako „dziennikarka, doktorka, feministka”, a do interesujących ją tematów należą m.in. problemy osób LGBT, raczej nie może mieć za wiele wspólnego z PiS-em. Mimo to została do tej partii „zapisana” przez nietrzeźwego mężczyznę.
Na jednym z wakacyjnych festiwali muzycznych zostałam nazwana „PiS-owską k…wą”. Autor tych słów, mężczyzna na oko między 30 a 40 lat, nie wiedział, że jestem dziennikarką „Wyborczej”. Nic o mnie nie wiedział. Chciał mnie obrazić, bo był pijany, a ja nie wyraziłam zgody, żeby usiadł przy stoliku, przy którym siedziałam
— pisze Dobiegała. Jak wyjaśnia dziennikarka, ochrona szybko wyprowadziła mężczyznę ze strefy gastronomicznej, a ona sama przeżyła „‘ciekawe’ doświadczenie”.
być nazwaną „PiS-owską k…wą”, będąc zarazem ostatnią osobą, która chciałaby oddać głos na partię Kaczyńskiego. Dla tego, który mnie tak wyzwał, określenie to było pierwszą obelgą, jaka przyszła mu do głowy
— dodaje.
Wierzcie mi - nie chcielibyście, żeby ktoś Was tak nazwał. I niech rzuci kamieniem ten, komu nie cisnęły się na usta różne obelgi pod adresem polityków czy wyborców Prawa i Sprawiedliwości
— podkreśla, w kolejnym akapicie składając samokrytykę w imieniu własnym i babci, „której brat w każdych wyborach stawiał na PiS” (to naprawdę straszne, jak on śmiał?!).
W tym zacnym gronie wymienia także Andrzeja Seweryna oraz Władysława Frasyniuka.
Do jakich wniosków doszła autorka?
Bez dwóch zdań, niszczenie demokracji, zabieranie wolności, za którą poprzednie pokolenia oddawały życie, może budzić skrajne emocje
— podkreśla dziennikarka, nie wspominając, jaką to wolność jej odebrano.
Po chwili jednak wspaniałomyślnie stwierdza:
kiedy się doświadczy na własnej skórze obelg, które słyszą wyborcy partii Kaczyńskiego, to zaczyna się myśleć o tym nieco inaczej, przez chwilę wchodzi się w ich skórę - tych uważanych za gorszych, głupszych etc.
Czy aż czterech lat potrzebowała „Gazeta Wyborcza”, by dojść do wniosku, do którego doszli naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego w 2019 r., a mianowicie - że to wyborcy opozycji „żywią bardziej negatywne uczucia, w większym stopniu dehumanizują i mają mniejsze zaufanie do swoich oponentów politycznych niż zwolennicy partii rządzącej”? I co z tym wnioskiem zrobiła? Opublikowała łzawy artykuł, z którego de facto niewiele wynika, poza tym, że dziennikarka dokonała pięknego „sygnalizowania cnoty”.
„Mówią językiem pasków z ‘Wiadomości TVP’”
Dlaczego to bardziej „sygnalizowanie cnoty” niż wyciągnięcie realnych wniosków z bluzgów pijanego faceta? Ponieważ w kolejnym akapicie dostajemy taki oto kawałek:
I nawet jeśli po ośmiu latach nie mamy już o czym z tymi ludźmi rozmawiać, bo mówią językiem pasków z „Wiadomości TVP”, to nie obrażajmy ich, nie nazywajmy „PiS-owskimi k…wami”
— bo zrywanie kontaktów z kimś bliskim czy znajomym tylko dlatego, że ma inne poglądy polityczne jest o wiele lepsze czy normalniejsze niż obrażanie, prawda? Jeśli się kogoś lubi, kocha, ale dzieli nas polityka, to nie można po prostu spróbować unikać tego tematu, lepiej stwierdzić, że nie mamy o czym rozmawiać, bo ta osoba „mówi językiem pasków TVP” (czyim językiem mówią w takim razie ludzie, którzy do dziś powtarzają, na przykład, że pani Joanna z Krakowa została upokorzona przez policję, ponieważ była kobietą i dokonała farmakologicznej aborcji? Czyim językiem mówią ci, którzy twierdzą, że Straż Graniczna morduje dzieci przy granicy z Białorusią? Czyim językiem mówią ludzie, dla których szczytem merytorycznej odpowiedzi na jakiekolwiek argumenty jest osiem gwiazdek?).
Podsumowaniem całego tekstu był… cytat z Donalda Tuska.
Jak powiedział Donald Tusk, który jak mało kto w Polsce musi znosić obelgi władzy pod swoim adresem: „nie ma co przeklinać, silni nie muszą”
— oczywiście, Donald Tusk, jak wiadomo, sam żadnych obelg nie stosuje. Nie pisze i nie mówi o „truciźnie” i „smrodzie”, nigdy nie użył stwierdzenia „seryjni zabójcy kobiet”, nie zrównał wyborców PiS z „klientelą”, która „chleje, bije swoje dzieci, bije kobiety i pracą się nie zhańbiła od wielu lat” i nie cytował akurat bardzo konkretnego i niezwykle sugestywnego i obrazowego fragmentu wiersza Czesława Miłosza „Który skrzywdziłeś”, zwracając się do prezydenta Andrzeja Dudy. Uwzięli się na tego świętego człowieka i musi, biedny, znosić obelgi.
Warto również zapoznać się z komentarzami pod tekstem na stronie internetowej „GW”, aby zobaczyć, jak bardzo czytelnicy wzięli sobie do serca apel autorki. Podpowiadamy: nie bardzo…
CZYTAJ TAKŻE: Ciekawy raport: „Wyborcy partii opozycyjnych w większym stopniu dehumanizują swoich oponentów, niż na odwrót”
aja/Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/656552-dziennikarka-gw-nazwana-pis-owska-k