Nie ma już żadnych wątpliwości.
To wszystko, co dzieje się wokół historii pani Joanny z Krakowa, wyraźnie pokazuje, że Donald Tusk i jego obóz próbują wywołać w społeczeństwie nową falę emocjonalnej histerii, którą polityk chętnie wykorzystałby do swoich celów politycznych.
Chodzi o próbę sprowokowania powtórki proaborcyjnych protestów z 2020 roku, po tym jak Trybunał Konstytucyjny zakazał aborcji eugenicznej.
Totalna opozycja życzy sobie ponownie takiej atmosfery społecznej, która zjednoczyłaby większą liczbę wyborców różnych orientacji w nienawiści tylko do jednego wroga - PiSu. To ich marzenie.
Plan ten ma jednak poważne wady.
Przede wszystkim, jak już opisywaliśmy w serii artykułów na naszym portalu, cała historia z Joanną Parniewską jest po prostu grubymi nićmi szyta.
Dla każdego, kto spojrzy na to pobieżnie, jasne jest, że chodzi o osobisty dramat kobiety (nie będziemy tu komentować cynizmu opozycji, która ten dramat wykorzystuje), a nie jakiekolwiek „represje państwowe” wobec niej.
Oczywiste jest, że wszystkie instytucje w tej historii, zarówno policja, jak i sektor medyczny, zrobiły wszystko, co do nich należało - zgodnie z literą prawa, jak i po ludzku. I żaden medialny spin w wykonaniu III RP nie zmotywuje ludzi, aby znowu wyszli na ulicę. Niestety w tej sytuacji nie pomagają też wypowiedzi pani Joanny, które możemy określić jako, delikatnie mówiąc, zawikłane.
Po drugie, jest dzisiaj absolutnie jasne, że protesty z października 2020 r. były czymś specyficznym, co prawdopodobnie już się nigdy nie powtórzy.
Wśród protestujących było wielu, którzy nie byli wyborcami PO i Tusk chciałby ich znowu mieć pod swoim sztandarem. Protesty te, natomiast, odbywały się w warunkach frustracji wywołanej pandemią i rację mają ci, którzy twierdzą, że powodem, dla którego wielu wyszło wtedy na ulice, nie był problem aborcji, ale zupełnie coś innego.
Poza tym osoby, które były wtedy postrzegane jako przywódcy, jak Marta Lempart, w międzyczasie kompletnie się skompromitowały i nie mogą dziś poruszyć nikogo poza kilkorgiem przyjaciół.
Wszystko to zostało również pokazane na „spotkaniu wsparcia Joanny” w Krakowie, które zgromadziło garstkę osób.
Na tym, co Tusk nazwał „marszem milionów serc” w Warszawie, który ma być centralnym wydarzeniem tej kampanii, będzie prawdopodobnie więcej osób. Myślę jednak, że nie będą to nowe osoby, ale ci sami, którzy regularnie przychodzą (lub są dowożeni) na spotkania organizowane przez PO.
Nie pojawi się tam żadna nowa energia polityczna.
Na pewno nie taka, która mogłaby zadecydować o wynikach wyborów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/656395-tusk-probuje-wywolac-nowa-fale-proaborcyjnej-histerii