Od momentu kiedy Donald Tusk wrócił do polskiej polityki i zaczął wykorzystywać nieszczęścia ludzkie i bezpodstawne ciężkie oskarżenia do prowadzenia polityki jest jasne, że ta „karma do niego wróci” i to szybciej niż myśli.
Wprawdzie jego gorącym zwolennikom zamkniętym w bańkach informacyjnych TV-u, Onetu, „Gazety Wyborczej” i innych mocno wspierających Platformę mediów, żerowanie na nieszczęściach ludzkich, czy rzucanie, najczęściej opartych na kłamstwach, ciężkich oskarżeń na Prawo i Sprawiedliwość, nie przeszkadza, ale jednak odpycha od jego formacji wyborców umiarkowanych. Stąd niemożność przebicia swoistego „szklanego sufitu”, czyli 30 proc. poparcia w badaniach opinii publicznej, mimo wykorzystywania każdej okazji, aby uderzyć w rząd w kraju i za granicą, mimo tego, że często jest to wprost szkodzenie Polsce.
Przypomnijmy, że Tusk jeszcze jako przewodniczący Rady Europejskiej akceptował, a nawet afirmował, niesłychaną wręcz wulgarność Marty Lempart i innych przedstawicielek ruchu „Strajk Kobiet”, a także prowadzone przez nie różne akcje, włącznie z atakowaniem funkcjonariuszy policji. Później wykorzystywał każdą okazję, aby oskarżać rządzących, nawet w sytuacjach ekstremalnych takich jak atak hybrydowy na granicę białorusko-polską przez sprowadzonych przez służby Putina i Łukaszenki imigrantów z bliskiego wschodu i Afryki. Wtedy twierdził, że „trzeba pomóc tym biednym ludziom”, a jego posłowie atakowali strażników granicznych, nie tylko słownie ale nawet fizycznie, później kiedy rząd ogłosił budowę muru na granicy, twierdził, że to będzie „wielki wał” i nie powstanie ani w ciągu roku, ani nawet trzech lat.
Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę i rząd zaczął ograniczać import surowców energetycznych z tego kraju samodzielnie i w ramach sankcji unijnych, rozpoczął atak na import rosyjskiego węgla, a gdy i ten import został przez rząd zablokowany, natychmiast przystąpił do straszenia Polaków brakami węgla, gazu i prądu oraz zamarznięciami podczas zbliżającej zimy. Przez wiele miesięcy jego konikiem była drożyzna, „paragony grozy i chleb po 30 zł”, choć doskonale wiedział, że za 2/3 inflacji w Polsce (podobnie jak i całej UE), odpowiadają przyczyny zewnętrzne w tym te związane ze skutkami pandemii i agresją Rosji na Ukrainę. Z nieukrywaną wręcz przyjemnością na spotkaniach ze swoimi zwolennikami, Tusk atakował rząd i prezesa NBP, cytując comiesięczne odczyty inflacji, ale gdy w wyniku odpowiedzialnej polityki monetarnej i fiskalnej rządu i RPP, inflacja zaczęła się szybko obniżać (o 7 pkt. procentowych w ciągu 4 miesięcy), natychmiast o niej zapomniał.
Tusk nie cofnął się przed atakowaniem rządu przy pomocy kłamstw i przeinaczeń nawet w przypadku klęsk żywiołowych i różnego rodzaju nieszczęść, tak jak w przypadku zanieczyszczenia Odry i masowego śnięcia ryb. Tusk i jego bliska współpracowniczka marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak, ogłosili „rtęć w Odrze”, powołując się na niemieckie badania i wywołując wielodniową panikę na terenach, przez które przepływa ta rzeka. Gdy okazało się to wręcz ordynarnym kłamstwem, Tusk i jego partyjna koleżanka, nawet się nie zająknęli, żeby przynajmniej wytłumaczyć się z tych bezpodstawnych oskarżeń, nie mówiąc już o przeprosinach wszystkich tych, których wystraszyli i zaszkodzili ich interesom.
Tusk wykorzystał nawet pożar składowiska odpadów na terenie Zielonej Góry do atakowania rządu PiS, choć to podczas jego rządów tak rozluźniono prawo ochrony środowiska, że import groźnych odpadów z zagranicy stał się niesłychanie opłacalny i to właśnie dopiero rząd Zjednoczonej Prawicy, taki import wyeliminował, wprowadzając między innymi wysokie kary.
Prawie każdy zgon kobiety na oddziałach położniczych, jest przez Tuska ubierany w kłamstwa związane „z zakazem aborcji” i jest podstawą do ogłaszania kolejnych protestów i marszów w obronie praw kobiet. Po śmierci ciężarnej kobiety w szpitalu Nowym Targu (jak później stwierdziła kontrola był to błąd lekarski), Tusk na wiecu w Poznaniu, tak zdecydował się oskarżać rząd „dzisiaj ta władza, to są seryjni mordercy kobiet”.
W ostatnich dniach powodem do ogłoszenia 1 października marszu „miliona serc”, stała się sprawa Pani Joanny z Krakowa, choć zdaje się, że po przyjrzeniu się przez PR-owców Tuska, zawartości jej kont w mediach społecznościowych, „bohaterka” marszu zostanie szybko zmieniona. Niezależnie od tego jak ostatecznie rozstrzygnie się ta sprawa, ubieranie się przez Tuska „w piórka” obrońcy praw kobiet, to wręcz „Himalaje hipokryzji”, bo przecież to on zdecydował o podniesieniu wieku emerytalnego kobiet o 7 lat, a kobiet-rolniczek, aż o 12 lat i zrobił to mimo ogromnego sprzeciwu społecznego, czego wyrazem było zebranie 2,5 mln podpisów przez NSZZ „Solidarność” pod wnioskiem o referendum w tej sprawie.
To wykorzystywanie do uprawniania polityki, nieszczęść ludzkich, kłamstw i rzucania strasznych oskarżeń na rządzących, zastępuje Tuskowi brak programu, bo to przy pomocy wywołania negatywnych emocji, chce on zdobyć władzę w nadchodzących wyborach parlamentarnych.
Ale ta „karma do Tuska wróci” i to szybciej niż myśli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/655890-tusk-wykorzystuje-nieszczescia-ludzkie-do-polityki