Czytając wpisy Sławomira Mentzena w mediach społecznościowych, można odnieść wrażenie, że jest liderem formacji kanapowej, z marginesu polityki, która nie ma ambicji realnie dotknąć władzy. Prezes Nowej Nadziei komentuje polityczną rzeczywistość z tak przymrużonym okiem, że wydaje się, iż mało co dociera mu do siatkówki. A jednak. Jego formacja usadowiła się na pozycji trzeciej siły na naszej scenie i ani myśli na tym poprzestać. Co planują dalej?
Jak do tej pory, jeszcze w trakcie żadnej kampanii wyborczej się tak dobrze nie bawiłem :)
— napisał Mentzen w sobotę. I można mu wierzyć. Pre-kampania w jego wykonaniu, czyli piwna trasa promująca przede wszystkim jego samego, zakończyła się wielkim sukcesem. Sondaże dają konfederatom coraz większe poparcie, a przy okazji odbierają je dwóm gigantom (a zwłaszcza Platformie), w których Konfederacja wymierzyła swoje działa.
Nie mają dostępu do wielkich mediów, nie mają takich pieniędzy jak Platforma i PiS, są wewnętrznie dużo bardziej podzieleni programowo i często po prostu skłóceni. Słabsze składowe Konfederacji żyją wręcz w chronicznym poczuciu zagrożenia ze strony Nowej Nadziei. A mimo wszystko notują spektakularne sukcesy. Gdy w pozostałych partiach trwają przepychanki z koalicjantami, próba sił przed ułożeniem list wyborczych, rozgrywanie partnerów, Konfederacja prezentuje już liderów list w poszczególnych okręgach.
Maszyna z zewnątrz sprawia wrażenie dobrze naoliwionej. Jedzie dalej. Do celu, którym jest…
No właśnie. Czy tylko dobry wynik w październikowych wyborach? Już nie. Dziś ich apetyty sięgają wyborów przyszłorocznych. I wcale nie chodzi o elekcję do europarlamentu, lecz przedterminową parlamentarną. Już trwają nawet spekulacje, czy obie nie odbyłyby się w tym samym terminie (czyli czerwcu 2024 r.).
„Scenariusz A” Konfederacji zakłada bowiem grę na uniemożliwienie stworzenia rządu zwycięzcy najbliższych wyborów, przyglądanie się chaosowi, w którym ma się pogrążać rząd mniejszościowy i czekanie na dogrywkę, w której Mentzen z kolegami chcą się zakręcić koło 20 procent i wtedy rozdawać karty przy koalicyjnych układankach.
Półkę wyżej leży jednak „scenariusz A” samego Mentzena. A w nim rok 2025 i wybory prezydenckie. Ma nie chodzić w nich nawet o zwycięstwo, lecz o stworzenie lidera na lata i zbudowanie na nim bloku politycznego niezatapialnego przez wiele kadencji.
Może nie wygrać z Trzaskowskim, ale ma duże szanse na drugą turę, jeśli będzie na takiej fali jak dziś. Gdyby tak się stało, to zostałby liderem ruchu wolnościowego w Polsce z poparciem 40 proc. Ruchu niezatapialnego przez następne 20–30 lat jak teraz PiS czy PO. I wtedy to on stawiałby warunki i wskazywał, z kim chce, a z kim nie chce, dokładnie jak dziś Kaczyński czy Tusk
— mówi w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” Artur Dziambor, do niedawna w Konfederacji, dziś na czele małej partii Wolnościowcy.
To logiczna strategia, aktualna sytuacja na scenie politycznej pozwala na poważnie myśleć o jej realizacji. Ale sprawa nie musi być tak prosta, bo realna polityka to coś więcej niż filmy na TikToku, luźne gadki przy piwie z sympatykami, czy przyznawanie, że własne propozycje programowe były żartem.
To też umiejętność przewidywania kaprysów opinii publicznej, której część może uznać np. skazanie Polski na rząd mniejszościowy za coś niewybaczalnego, chaos, na który nie zasłużyliśmy. Jakąś formę sojuszu z Platformą (a za taki może być uznane zarówno niesprzeciwienie się tzw. rządowi technicznemu PO, który w kilka miesięcy rozliczałby ostatnie osiem lat, jak i gra na wykrwawienie się PiS jako ekipy pozostającej u władzy, lecz bez sejmowej większości) mogą więc przypłacić odwróceniem trendu, którym sycą się dziś.
Owszem, mówimy o ekipie, która ryzyko ma wkalkulowane w swój modus operandi, macha ręką na polityczną poprawność i obowiązujące zasady gry, a często wręcz ostentacyjnie je łamie. Do tej pory wychodziło jej to na dobre, ale poważnego sprawdzianu jeszcze przed sobą nie mieli.
Czy pozostaną zjednoczeni – po odsunięciu Korwin-Mikkego (w przyszłym roku ma kandydować do Brukseli), wypchnięciu wolnościowców, zmarginalizowaniu „braunowców”, osłabieniu narodowców i spodziewanym zdobyciu pokaźnej subwencji, którą kontrolować będzie Nowa Nadzieja? Czy nie okaże się, że Sławomir Mentzen, objawienie polityczne tego sezonu, ma zbyt twardą rękę, by zagospodarować tyle środowisk w ramach jednego ruchu?
W trakcie pracy nad okładkowym artykułem w nowym wydaniu „Sieci”, w rozmowie na temat przyszłego Sejmu od jednej z ważnych postaci Konfederacji usłyszeliśmy :
Będzie dobry team i paru kosmitów, głównie od Brauna.
Takie podejście nie wróży dobrze klubowej solidarności w kolejnej kadencji.
A to kolejny cytat:
Jeśli szybko skonsumujemy sukces i teraz zrobimy wynik w okolicach 20 proc., to nie będziemy czekać na dalsze wzrosty. Dogadamy się z tym, kto da nam więcej. Zaczniemy od naszego kandydata na marszałka Sejmu, jeśli przejdzie, będziemy dalej negocjować.
I jak tu wierzyć politykom Konfederacji, którzy zapowiadają walkę wyłącznie o wywrócenie stolika?
Polecam Państwu obszerny artykuł „Czyja nadzieja?” autorstwa mojego i Marcina Wikły w tygodniku „Sieci”. Opisujemy w nim nastroje wewnątrz trzeciej siły polskiej polityki, jej strategię i pęknięcia, które mogą realizację ambitnych planów uniemożliwić.
CAŁY ARTYKUŁ „Czyja nadzieja?” przeczytasz w naszej Sieci Przyjaciół.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/654935-trwa-karnawal-konfederacji-plany-obarczone-sporym-ryzykiem