Ani w wychowaniu, ani w polityce nie chodzi o hodowlę hunwejbinów, a ci chińscy skończyli okropnie, to doświadczenie wykoślawiło ich na całe życie.
Jeśli to ma być normalne, to wszyscy, którzy w tym uczestniczyli są porąbani i zdemoralizowani. A jeszcze demoralizują i psują nieletnich (nawet mocno nieletnich). Oto na spotkaniu Donalda Tuska z mieszkańcami Koszalina lub kimkolwiek, kto znalazł się wtedy w miejscowym amfiteatrze (14 lipca 2023 r.) w pierwszym rzędzie siedział chłopiec, któremu w czasie zadawania pytań wręczono mikrofon. Chłopiec był ubrany w garniturek i wyglądało, jakby czekał na swój występ.
„Ja mam na imię Stasio Frankiewicz i mam do pana premierze pytanie: co by było, jakby PiS jednak wygrał te wybory? Nie chcemy, żeby PiS wygrał, ale co, jakby niestety wygrali i byśmy wyszli z Unii Europejskiej? To jakie by były na przykład podatki? Jak by się żyło?” - pytał chłopiec i zanim skończył, dostał huczne brawa. Potem już tylko wytłumaczył, że wprawdzie „myśli, że często panu [Tuskowi] zadawane są takie pytania, no ale ja też chcę się spytać”.
Nie ma sensu kwestionować, że dzieci rozumieją więcej niż się często dorosłym wydaje, że potrafią mówić językiem dorosłych, choć to najczęściej skutek tego, czego słuchają w domu. Że czasem rodzice są bardziej zdziecinniali niż ich pociechy. W związku z występem Stasia zapewne rodzice są bardzo dumni z niego, że taki rezolutny i zatroskany o polskie sprawy, a w dodatku zobaczyła go cała Polska. Zapewne rodzice wiedzieli o planach Stasia (zadania pytania), stąd to miejsce w pierwszym rzędzie i garniturek. Mogli też wiedzieć organizatorzy oraz sam Donald Tusk. Ale jeśli ci ostatni nie wiedzieli, wiele to nie zmienia.
Donald Tusk odpowiedział Stasiowi, że „jeśli wszyscy potraktują wybory tak serio, jak Stasiu, będą stawiali pytania i dochodzili do prawdy o rzeczywistych intencjach ludzi, którzy ubiegają się o władzę, to jest on spokojny o wyniki”. Zaapelował też do chłopca, by „wyrzucił z głowy myślenie o porażce”: „Nigdy nie myśl o tym, że możesz przegrać. Gdybym ja sobie pozwolił, chociaż na sekundę na zwątpienie, to moi współpracownicy powinni mnie natychmiast wyrzucić z całej tej gry”.
Dlaczego to wszystko jest porąbane, choć pozornie dowodzi, że mamy bystre i zaangażowane dzieciaki? Oczywiście dzieci nie wolno traktować jak słabiej rozwiniętych dorosłych, traktować z wyniosłą pobłażliwością czy paternalizmem. Tylko że robienie z dziecka „dorosłego” uczestnika politycznego wiecu to wyjątkowe przegięcie. Dziecko nie powinno ani się osłuchiwać z językiem politycznych wieców (i wiców tego języka), ani przyzwyczajać do logiki czy systemu wartości (antywartości).
Po co dziecku obcowanie z wizją świata absolutnie czarno-białego, pełnego wrogów, zasadzek, złych ludzi, złych zachowań i złych myśli? Po co dziecku bezkrytyczne przyswajanie politycznych podziałów i wyborów swoich rodziców czy ich idoli? Bezkrytyczne, bo przecież dziecko nie uzna, że jego rodzice i ich przyjaciele mają poglądy czy wyznają wartości mogące być dla niego co najmniej nieodpowiednie, nawet gdy rodzicom wydają się wspaniałe. Po co dziecku obcowanie z językiem politycznej nawalanki, a w tym konkretnym przypadku z językiem nienawiści, jakiego Tusk konsekwentnie używa od czasu powrotu do polskiej polityki? Innymi słowy, po co dziecko wpuszczać w taki kanał? Po co wdrukowywać mu, że istnieje jeden świat wartości, wyborów, ocen? Przed nim całe życie, które przecież nie jest czarno-białe i sekciarskie
Stasio Frankiewicz właściwie opowiedział o problemach swoich rodziców, bo to, co mówił (jak to u dzieci) to przecież oczywisty refleks domowych rozmów, ocen rodziców i ich krewnych, przyjaciół oraz gości - dotyczących polityki, polityków, partii, partyjnych liderów czy wybieranych w domu programów telewizyjnych, radiowych bądź czytanych gazet. Dzieci to chłoną, ale wychowywanie ich w takim duchu to absolutnie ślepa uliczka. To nie jest powód do dumy, tylko do wstydu, bo w ten sposób dziecku się nie pomaga, tylko szkodzi. Nie warto nawet wspominać, do czego prowadzi takie wychowanie, gdy w pewnym momencie włączy się w nie państwo. Wystarczy przypomnieć film „Dreszcze” Wojciecha Marczewskiego.
Włączanie dzieci w polityczne nawalanki czy w manichejski świat polityki, zanurzanie w języku pełnym nienawiści, prymitywnych analogii, żenujących przeciwstawień, skrajnych ocen, obelg i odwołań do niskich instynktów, wciskanie w atmosferę parteitagu „to gorzej niż zbrodnia – to błąd” – jak mawiał Charles-Maurice de Talleyrand. Tego dzieciom robić nie wolno, choćby były nie wiadomo jak bystre. Mają czas na świadomy wybór i pełne zrozumienie tego, co się wiąże z polityką czy generalnie z życiowymi wyborami dotyczącymi wartości. Niech mają ten czas zamiast coś im narzucać lub nagradzać takie ich zachowania, które rodzice uważają za odpowiednie. Dla siebie, ale nie dla dzieci.
Porąbane i głęboko niemoralne jest to, co stało się w Koszalinie. Po pierwsze, rodzice nie powinni wystawiać Stasia jako aktora politycznego spektaklu. On świetnie odegrał swoją rolę, został pochwalony przez wiele osób, doceniony i wyróżniony, więc na jednym występie pewnie się nie skończy. A nawet gdyby, to ten jeden wystarczy, żeby mieć wielostronne negatywne skutki. Przecież ani w wychowaniu, ani w polityce nie chodzi o hodowlę hunwejbinów, a ci chińscy skończyli okropnie, to doświadczenie wykoślawiło ich na całe życie.
Zostawiając na boku rodziców i ich odpowiedzialność za własne dziecko, to Donald Tusk i organizatorzy wiecu w Koszalinie w żadnym razie nie powinni wykorzystywać zaistniałej sytuacji. Tego „pytania” od dziecka po prostu nie powinno być. A jeśli już było, sposób odpowiadania Stasiowi przez Donalda Tuska był szkodliwy. Powinien mu podziękować za pytanie i poprosić o wyrozumiałość, że dorośli, w tym politycy stwarzają problemy, zamiast je rozwiązywać, ale obiecuje, że będzie się starał. Dla Stasia najważniejszy jest jednak czas wakacji, odpoczynku, przygody, czas nowych znajomości, nowych przyjaźni, bo one mogą być na całe życie. Donald Tusk, jako dorosły, obiecuje, zajmować się sprawami, o które Stasio pytał, żeby dzieci miały czas na to, co dla nich najlepsze, gdy są dziećmi właśnie. Dlatego życzy mu wspaniałych wakacji, wielu fantastycznych przygód oraz poznania interesujących ludzi oraz miejsc. Na zajmowanie się polityką będzie miał jeszcze czas.
Każde inne zachowanie niż to przykładowe, zaprezentowane powyżej, jest nieodpowiedzialne, żenujące i szkodliwe. I jest porąbane, czyli nienormalne. Ale kto by tam myślał o normalności, kiedy nawet dziecko można wprząc w polityczną nawalankę. W roli żołnierza własnej sprawy. To okropne, a wręcz obrzydliwe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/654805-dziecko-jako-zolnierz-politycznej-nawalanki-na-wiecu-tuska