Pozbawienie Polski władztwa nad własnym terytorium to byłby kolejny rozbiór, najgorszy i najdotkliwszy z wszystkich dotychczasowych.
Jeśli ktoś sądził, że instytucje Unii Europejskiej mają chrapkę tylko na polskie prawodawstwo, suwerenność w dziedzinie migracji czy kwestie klimatyczne, to jest w mylnym błędzie (specjalna uwaga dla Borysa Budki: to nie jest mój błąd językowy, tylko jedno z najbardziej znanych powiedzonek Lecha Wałęsy). Instytucje Unii Europejskiej mają chrapkę na polskie terytorium: na nasze grunty, lasy, wody. Chcą nimi po prostu dysponować, polskie władze właściwie ubezwłasnowolniając.
12 lipca 2023 r. Parlament Europejski przyjął stanowisko w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych UE. Projekt Komisji Europejskiej zakłada, że państwa UE muszą wdrożyć tzw. środki rekultywacyjne na powierzchni co najmniej 20 proc. swoich obszarów lądowych i morskich. I muszą to zrobić do 2030 r. Ponoć celem jest odbudowa ekosystemu, a ten jest kluczem do walki ze zmianami klimatu i utratą różnorodności biologicznej. Ponadto ma to zmniejszać ryzyko dla bezpieczeństwa żywnościowego.
W pracach nad reformą traktatów, które toczą się w komisji konstytucyjnej Parlamentu Europejskiego chodzi o to, żeby w ponad 60 obszarach znieść zasadę jednomyślności, ogólnej zgody albo weta. Jak mówił 13 lipca 2023 r. w Polskim Radiu 24 Paweł Sałek, doradca prezydenta RP, miałoby to objąć m.in. bioróżnorodność, leśnictwo, politykę klimatyczną, politykę energetyczną. Wspólna polityka UE ma także objąć zarządzanie wodami i gruntami na terytorium państw członkowskich. Cel jest prosty: państwo członkowskie ma stracić wpływ na to, co się dzieje na jego terytorium. Unia tworzy coraz więcej przepisów, które zarządzanie poszczególnymi państwami przenosi z rządów krajowych na instytucje UE. I można właściwie w ciemno obstawiać, że Polska zostanie potraktowana gorzej niż inne państwa.
Jeśli Unia Europejska zabiera się za decydowanie o gruntach, lasach i wodach, to oznacza ingerencję w to, co jest warunkiem istnienia narodów i społeczeństw. To oznacza, że bez zgody instytucji UE, przede wszystkim Komisji Europejskiej, Polska nie mogłaby nic zrobić, co dotyczy gruntów, wód i lasów. A to oznacza generalne ubezwłasnowolnienie naszego państwa.
Instytucje UE podnoszą swoje brudne łapy na polskie grunty, lasy i wody, bo u nas wciąż są duże obszary dzikiej przyrody, panuje wyjątkowa bioróżnorodność, a w wielu państwach na zachód od nas pozostały tylko marne resztki. I polska przyroda ma służyć tym, którzy u siebie wiele zdewastowali, dzięki czemu szybko się jednak rozwijali, wiele państw stało się przemysłowymi potęgami. A teraz Polska ma być dla nich skansenem przyrodniczym i rekompensatą.
W Polsce na dużą skalę niczego nie trzeba odtwarzać i rekultywować, a skoro instytucje UE zamierzają jednak to robić, oznacza to zamiar zawładnięcia polskim terytorium. Polska byłaby wtedy państwem bez ziemi (bez wód i lasów), gdyż suwerennie nie mogłaby podejmować żadnych decyzji. A w Polsce jest wyjątkowo wiele cennych obszarów, żeby na nich położyć łapę.
Polska zobowiązała się do uczestnictwa w programie natura 2000 podpisując w 2003 r. traktat ateński będący podstawą członkostwa i zmieniając w 2004 r. ustawę o ochronie przyrody. W ten sposób 20 proc. terytorium lądowego RP (999 obszarów) stało się częścią programu Natura 2000. Ma to swoje dobre strony, ale też utrudnia rozwój Polski, bo gdy tylko jakieś inwestycje zahaczają o obszary Natura 2000, natychmiast rozpętuje się piekło, że w naszym kraju chce się niszczyć przyrodę.
Suwerenne decyzje Polski, podjęte w oparciu o ceniony na świecie oryginalny model gospodarki leśnej, wywołały w instytucjach UE furię, do czego przyczynili się też rodzimi ekoterroryści występujący jako ekolodzy. Z wycinki w Puszczy Białowieskiej drzew zajętych przez kornika drukarza uczyniono zbrodnię, zaszczuto fachowca światowej klasy, jakim był minister profesor Jan Szyszko (zaszczuto dosłownie, bo zmarł). A w kwietniu 2018 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał, że Polska złamała prawo, prowadząc w Puszczy Białowieskiej wycinkę uzasadnioną walką z kornikiem drukarzem.
Jeśli instytucje UE położą łapę na gruntach, wodach i lasach w Polsce, jacyś ignoranci albo otwarci wrogowie Polski będą nam dyktować, co nam wolno na polskim terytorium, jak ma wyglądać przyroda w Polsce, kto ma dysponować gruntami, lasami i wodami, jak nimi gospodarować. Do tego nie wolno absolutnie dopuścić, bo pozbawilibyśmy się władztwa nad własnym terytorium. Nad naszymi zasobami przyrodniczymi.
Minister Paweł Sałek uważa, że Polska powinna skarżyć wszystkie decyzje instytucji UE dotyczące gruntów, lasów i wód, a także te wiążące się z „zielonym ładem” i „Fit for ‘55”. Tylko, jakie wyroki może w tej sprawie wydać TSUE, jeśli jest elementem nagonki na Polskę i chętnie przyłoży rękę do rozgrabienia bądź pełnej kontroli na polskim terytorium. Polskie władze z całą mocą powinny się temu przeciwstawić, bo byłby to kolejny rozbiór Polski, najgorszy i najdotkliwszy z wszystkich dotychczasowych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/654465-chca-zeby-polska-nie-miala-wplywu-na-wlasne-terytorium