To będzie, już jest, zupełnie inna kampania niż kilka poprzednich bojów. Na scenie, obok dwóch głównych graczy, a więc PiS i PO, pojawiła się trzecia siła: Konfederacja. Partia Mentzena, Bosaka, Brauna i Korwina złapała rzeczywiście silną falę; z wielu badań wynika, że może liczyć na 14 proc. poparcia, a są i tacy badacze, którzy twierdzą, że może dobić nawet i do 20 procent. Zyskuje zarówno kosztem Platformy, jak i Prawa i Sprawiedliwości, zabiera tlen i spycha pod próg Trzecią Drogę. Wydaje się, że nie szkodzi jedynie Lewicy.
Konfederacja korzysta na zmianie medialnej, właściwie cywilizacyjnej która zaszła w ostatnich latach. Ciężar komunikacji w coraz większym stopniu przesuwa się w stronę mediów społecznościowych. A w tej sferze liderzy i działacze tej partii są bardzo silni. I właściwie nawet nie ma jak wydać im walnej bitwy, gdyby ktoś chciał to zrobić, ponieważ są dla tradycyjnych sił politycznych trudno uchwytni. Np. Mentzenowi w żaden sposób nie zaszkodziła debata z Petru, którą co najwyżej zremisował, a zdaniem wielu, wręcz przegrał.
Silna Konfederacja to dla PiS poważne, nawet gardłowe wyzwanie. Po pierwsze, pojawia się ryzyko, że na stronę nowej siły zaczną przechodzić już nie pojedynczy wyborcy, ale duże segmenty elektoratu. Po drugie, im Konfederacja będzie silniejsza, tym chętniej będzie myślała o zastąpieniu PiS w roli głównej siły prawicowej. Długoterminowo jej to się nie uda, ale na papierze plan wygląda atrakcyjnie. A skoro tak, to Konfederaci pójdą w nowym Sejmie raczej z PO, niż z PiS; spróbują odsunąć od władzy obecny rząd, i doprowadzić do przyspieszonych wyborów, na jeszcze lepszych dla siebie warunkach. Uznają, że ich droga do wielkości wiedzie po trupie PiS.
W perspektywie paru lat po potędze Konfederacji zostanie wspomnienie. Jest to byt zbyt wewnętrznie złożony, w wielu warstwach zbyt egzotyczny, by na trwałe zagospodarować tak dużą część wyborców. Partie III RP też to wiedzą. Konfederacja nie jest dla nich poważnym zagrożeniem, ani w warstwie politycznej, ani cywilizacyjne. W spokojnych czasach „posprzątają” ją w trzy minuty. Nie mają więc oporów przed sięgnięciem i to narzędzie w walce z PiS - najważniejszej wojnie naszego głównego nurtu; wojnie, która - dopóki trwa - nie pozwala im spać spokojnie. Sprzymierzą się nawet z diabłem.
Oczywiście, kampania dopiero się rozpędza. Być może Konfederacja wskoczyła na falę zbyt wcześnie, choć na razie nie widać, by traciła impet. Jedno jest pewne: w takich warunkach nie można prowadzić kampanii z roku 2019-go. PiS musi przemyśleć swoją strategię, swoje linie narracyjne, i musi też sięgnąć po nowe, nawet radykalne rozwiązania. Po to, by wygrać trzecią kadencję, ale także po to, by zatrzymać upływ krwi. Grunt jest grząski, i nic nie jest pewne.
Nic nie zostało jeszcze rozstrzygnięte. W polityce zawsze też trzeba dążyć do maksymalizacji własnego wyniku. W nowym Sejmie każdy mandat będzie miał znaczenie w ostatecznej rozgrywce o stery Rzeczypospolitej. Trzeba się bić, ale też i przyjąć, że stare schematy - zwłaszcza te z 2019 roku - nie zadziałają. Trzeba raczej wrócić do roku 2014-go i 2015-go, pracując nad poprawą wizerunku, ujednoliceniem komunikatu oraz kondensacją przekazu, który dziś jest tak rozbudowany, że można odnieść wrażenie, iż PiS prowadzi nie jedną, a trzy równoległe kampanie wyborcze.
Mniej, lepiej, wyraźniej. I także - wbrew zrozumiałemu zmęczeniu - z energię, wiarą w siebie. Paradoksalnie - tak mocne wejście Konfederacji na scenę to także szansa. To otwiera nowe pola, w pewnej mierze uwalnia ze śmiertelnego splotu, który nie pozwalał na żaden śmielszy manewr.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/654371-to-bedzie-juz-jest-inna-kampania-niz-w-2019-ym-roku