Holandia to jeden z tych krajów, w których jak w soczewce widać problemy i wręcz patologie zachodniej liberalnej demokracji. Ujawnia to nie tylko dymisja premiera Marka Rutte, ale też kilka pomniejszych zdarzeń, które tylko z pozoru nie mają w sobie tej istotności co upadek rządu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Dymisja Rutte
Zacznijmy od dymisji „teflonowego Marka”, jak ze względu na wyjątkową odporność na afery i skandale określany jest premier Rutte. Czy ona coś zmienia i tak naprawdę jest ważna? Może tak, może nie, kto to wie. Rutte to weteran na fotelu premiera. Czasy się zmieniają, kolejne rządy upadają, a on nieprzerwanie od 2010 roku w kolejnych konfiguracjach tkwi - to właściwe określenie, na czele rządu. Nawet PSL mógłby uczyć się od niego sztuki lawirowania i przyspawywania się do władzy. To czwarta układanka w której jest szefem rządu. Co więcej, Rutte wciąż stoi na czele gabinetów mniejszościowych. Mniejszościowe rządy są już stałym elementem politycznego krajobrazu Europy. W Belgii to już właściwie norma. Gabinety, które nie mają mandatu większości obywateli rządzą też we Francji, Hiszpanii i Szwecji.
W październiku odbędą się w Holandii przyspieszone wybory i może okazać się, że nie ma najmniejszego znaczenia, która partia je zwycięży, bo Rutte może stanąć na czele dowolnie skonstruowanego gabinetu. Niech tam jacy znawcy niuansów holenderskiej polityki wróżby snują, ekspertyzy stawiają, tymczasem jak mówi powiedzonko: tak, czy owak zawsze Nowak. Czyli Rutte. Co prawda zapowiedział on, że po 17 latach szefowania Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) i 13 latach bycia premierem odchodzi na polityczną emeryturę i będzie nauczał dzieci w szkole czym jest demokracja, ale pewnym niczego nie można być.
Póki co o schedę po nim chce się ubiegać pochodząca z Turcji, urodzona w Ankarze obecna minister sprawiedliwości Dilan Yesilgoz-Zegerius. Do jesieni jednak daleko i Rutte może zmienić zdanie. Zwłaszcza, że już raz to zrobił - w 2021 roku po skandalu związanym z zasiłkami na dzieci. Kiedy okazało się, że skarbówka niesłusznie oskarżyła wiele rodzin o wyłudzenia, podał się wraz ze swoimi rządem do dymisji, by po 2 miesiącach, po wygranych przez VVD wyborach stanąć na czele nowego gabinetu. Już pojawiły się opinie, że tak naprawdę, obecna dymisja to zabieg jak 2 lata temu - czysto taktyczny. Chodzi o mobilizację, o niedopuszczenie do wzrostu poparcia dla założonego ledwie w 2019 roku Ruchu Rolników-Obywateli (BBB), który na fali protestów przeciwko przymusowemu likwidowaniu farm wygrał w marcu wybory lokalne. Dymisja rządu Ruttego ma sprawić, by BBB nie zdążył dość urosnąć do październikowych wyborów i nie zagroził rządom odwiecznych koalicji. I to ma być prawdziwy powód przyspieszenia wyborów, a nie różnice w koalicji dotyczące polityki imigracyjnej.
Tym niemniej problem oczywiście jest poważny, bo tylko w 2022 roku do liczącej 18 milionów ludzi Holandii przybyło 403 tysiące imigrantów - o 150 tysięcy niż rok wcześniej. Liczba składanych wniosków o azyl ma wynieść w tym roku 70 tysięcy, bijąc rekord z 2015.
Spory programowe, w tym przypadku dotyczące polityki imigracyjnej, jedynie czasami są realne. Tak naprawdę w Holandii sztuka zdobywania władzy sprowadza się nie tyle do pozyskiwania głosów wyborców, co do intryg gabinetowych i umiejętności zawierania koalicji, w czym Rutte jest niedościgłym mistrzem. Przyjrzyjmy się: oto na czele rządu stoi polityk, którego partia zdobyła w ostatnich wyborach niecałe 22% głosów i ma ledwie 34 posłów w liczącej 150 deputowanych izbie niższej parlamentu - Tweede Kamer. Jednym z koalicjantów tego mniejszościowego gabinetu jest Unia Chrześcijańska (CU), która zdobyła ledwie 3,3% głosów i ma 5 posłów.
Pan wszystkich poddanych Unii i 5 procent Holendrów
Jeszcze lepiej paradoksy, a właściwie patologie holenderskiej demokracji ilustruje przypadek odwiecznego eurokraty Fransa Timmermansa, który jakoby ma porzucić pielesze brukselskie, by stanąć na czele listy wyborczej Partii Pracy (PvdA) i Zielonych. W 2019 roku Timmermans poprowadził socjalistów Partii Pracy w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale zrezygnował z mandatu, by objąć stanowisko wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej. Jego partia zdobyła 5,7% głosów w wyborach w Holandii i ma 9 posłów. Oto jakim mandatem demokratycznym, jakim rzeczywistym poparciem wyborców dysponuje polityk, który wymyślił i narzuca nam fit for 55 i pcha Europę w szaleńczą politykę klimatyczną. Tego człowieka nie chcą w jego własnym kraju, ale może on decydować o wszystkich poddanych Unii Europejskiej.
Być może to właśnie Ruch Rolników, który nie ma jeszcze żadnych posłów, zdoła powstrzymać szaleństwo klimatyzmu. Póki co rządowi Rutte udawało się brutalnie pacyfikować protesty farmerów, którzy maszynami ciągnęli na Amsterdamu i Brukselę. Oglądaliśmy sceny nie widziane od czasów II Wojny Światowej - ludzi szczutych psami. Tak się z demonstrującymi rozprawiają uśmiechnięte i tolerancyjne demokracje europejskie. Jesienią bronią farmerów, których chce się zmusić do zniszczenia swych farm, porzucenia ojcowizny i stylu życia, zamiast maszyn ma być kartka wyborcza. W sondażach BBB uzyskuje tyle samo poparcia co Partia Ludowe Rutte. Problem jednak polega na owych grach gabinetowych w całej Europie. Takie partie jak BBB są „nieprawidłowe”, podobnie jak Szwedzcy Demokraci, hiszpański Vox, czy Zjednoczenie Narodowe we Francji, są izolowane przez establishment, skazywane na getto polityczne i to niezależnie od tego jak duże mają poparcie. Szwedzcy Demokraci to druga polityczna siła w Szwecji, podobnie jak we Francji ugrupowanie Marine Le Pen. BBB może więc zyskać wielu wyborców, ale składanka małych ugrupowań nie dopuści by miało znaczący wpływ na politykę.
Holandia ochłodzi Ziemię o 0,000036 stopnia
Głównym tematem kampanii wyborczej będą, oprócz polityki migracyjnej, wprowadzane w Holandii szaleństwa klimatyzmu, za które płacą także Polacy. Władze podjęły decyzje o przymusowej likwidacji 3 tysięcy gospodarstw rodzinnych, po to by ograniczyć produkcję zwierząt i emisję tlenku azotu i amoniaku. Obok dwutlenku węgla i metanu to kolejne nieprawidłowe, zakazane gazy na terenie Europy.
Holenderski rząd w dziele dławienia rolnictwa wspomoże także Unia, która zdecydowała, że wyda na ten cel 1,5 miliarda euro, na które także i my się w składkach zrzucamy. Sam rząd w Hadze zamierza do 2030 roku przeznaczyć na wyregulowanie temperatury na Ziemi dodatkowe 28 miliardów euro. To ponad program przymusowej likwidacji farm. Na koniec 2030 roku emisja dwutlenku węgla ma być niższa o 20 milionów ton rocznie, a razem do 2030 roku ma być „zaoszczędzone” 80 milionów ton. Jak bardzo precyzyjnie wyliczył i podał to w parlamencie minister klimatu i energii Rob Jetten przyczyni się to do zmniejszenia średniej temperatury na globie o UWAGA UWAGA - 0,000036 stopnia.
Minister dokonał tych precyzyjnych, niosących ludzkości nadzieję na ocalenie kalkulacji, na podstawie danych Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu przy ONZ, który znanym tylko sobie sposobem ustalił, że zmniejszenie emisji dwutlenku węgla o bilion ton powoduje zmniejszenie tzw. temp. na Ziemi o 0,45 stopnia. Co prawda nikt na świecie nie wie od jakiej temperatury mniej o owe 0,45 stopnia, ale nie szkodzi. Są biliony dolarów do wydania. Proporcjonalny wkład w Holandii, która będąc drugim na świecie eksporterem żywności właśnie przystępuje do niszczenia swego rolnictwa wyniesie właśnie 0,000036 stopnia. Duma. Szaleństwo doszło już do takiego stopnia, że oni - postępowi, jasno oświeceni fanatycy klimatyzmu nawet nie wstydzą się prezentować takich danych.
Zawody z urody
W ostatnich dniach Holandia stała się sławna na świecie za sprawą jeszcze jednego wydarzenia. Oto najpiękniejszą kobietą kraju został mężczyzna - niejaki/niejaka Rikkie Valerie Kolle i teraz będzie reprezentował on Holandię na zawodach z urody w Salwadorze, gdzie odbędzie się konkurs Miss Universe. Kolle jak mówi odkrył, że jest dziewczynką w wieku 11 lat, a w styczniu tego roku przeszedł jakieś tam operacje zmieniania go w kobietę. Lewicowy amerykański komentator Bill Mahler zauważa, że dzieciaki kiedyś miały szczęście. Teraz jakby jakiś chłopak zechciał zostać piratem to mogą mu obciąć nogę i wyłupić oko.
Oficjalnie Kolle nie jest mężczyzną tylko kobietą. A może transkobietą, a może osobą transgenderową, albo kobietą transeksualną. Tego nikt na świecie nie wie, bo nikt nie ma bladego pojęcia co to znaczy transkobieta. Czy to taki mężczyzna, który nafaszerował się hormonami, powycinał strategiczne organa i poprzerabiał je na niby takie jakie mają kobiety, czy też może być nią taki zwykły gość, byle miał tylko na to papiery homologacyjne. Tak jak kanadyjski trener kadry trójboju siłowego Avi Sllverberg, który oznajmił, że jest kobietą, dostał na to kwity i nawet kobietą był, ale tylko przez godzinę, akurat na czas by w zawodach dla pań pobić kilka rekordów kraju.
Tak czy owak Zawody z Urody w Salwadorze będą pasjonujące. Nie mogę się doczekać aż ten cały Kolle spuści paniom łomot - oczywiście symboliczny. Jak słusznie zauważono, czasy mamy teraz takie, że mężczyźni są lepsi w byciu kobietami niż same kobiety.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/654362-tam-gdzie-najpiekniejsze-kobiety-sa-mezczyznami