Tak jak nie dotrzymuje warunków paktu senackiego, tak w każdej innej sprawie Tusk będzie partnerów upokarzał, oszukiwał i niszczył.
Gdy ktoś umawia się na randkę z oszustem matrymonialnym, to nie powinien mieć złudzeń, że nagle stanie się on uczciwy i elegancki. Kiedy 28 lutego 2023 r. Platforma Obywatelska, Polska 2050, Nowa Lewica, Koalicja Polska i samorządowcy ogłosili podpisanie tzw. paktu senackiego, już minutę po tym fakcie było wiadomo, że wszystko wygląda ładnie wyłącznie na papierze. I choć minęły ponad cztery miesiące pakt wciąż jest małżeństwem nieskonsumowanym, co w związku poligamicznym – wbrew pozorom - powinno być łatwiejsze niż w monogamicznym.
Robert Biedroń, jeden z liderów Lewicy zapowiada, że małżeństwo może zostać unieważnione. Z tego powodu, że przez ponad cztery miesiące małżonkowie nie spotkali się w sypialni, a jeden z nich jest podejrzewany o ewidentną, a wręcz ostentacyjną niewierność. Trochę zrozpaczony Biedroń stwierdził: „Niestety rozmowy dotyczące paktu senackiego zostały zerwane ze względu na to, że jeden z liderów stwierdził, że sondaże innych ugrupowań opozycyjnych się zmieniły”. Biedroń nie sypnął tego niewiernego po nazwisku, ale nawet małe dziecko wie, że to Donald Tusk.
Biedroń jako reprezentant jednego z boków pięciokąta (niestety nieforemnego) chciałby poligamiczny związek ratować, ale musiałaby być ku temu wola tego, kto czuje się wolny od jakichkolwiek zobowiązań. A ten najwyraźniej uważa, że on może, a reszta albo to zaakceptuje, albo poczuje, co się dzieje, gdy „zupa była za słona” (jak w tej kampanii społecznej w 1997 r.). Sprawa jest o tyle zabawna, że wszyscy partnerzy pięciokąta wiedzieli od razu, że jeden z nich jest przemocowy i wiarołomny.
Wszyscy liderzy poza Tuskiem są sobie sami winni, bo nawet nie spisali intercyzy, choć w tym wypadku mogłoby to nic nie dać, skoro wiarołomca jest recydywistą. Przypomnę tylko, że ostrzegałem przed takim obrotem spraw na początku marca 2023 r. (w tygodniku „Sieci”). Napisałem wtedy, że „sygnatariusze zgodzili się tylko na to, że chcą zawrzeć porozumienie”, zaś „ustalanie konkretów może pakt wysadzić w powietrze”. Przewidywałem też, że „wszyscy zainteresowani zachowają dobre samopoczucie i będą twierdzić, że szczegóły umowy to drobiazg”. Drobiazg okazał się asteroidą.
Od 28 lutego 2023 r., a nawet wcześniej było wiadomo, że przez Donalda Tuska pakt senacki będzie wydmuszką. Chyba żeby chodziło o związek przemocowy, czyli patologiczny, w którym Donald Tusk będzie o wszystkim decydował, a reszta posłuży mu za służących. Jakoś musi sobie w końcu zrekompensować bycie służącym Jeana-Claude’a Junckera i lokajem Angeli Merkel.
Tuż po zawarciu paktu partnerzy Tuska dostali czas na przyjęcie upokarzających dla nich warunków, czyli mieli zaakceptować 60 miejsc (na 100) dla Koalicji Obywatelskiej. W 2019 r. z list Koalicji Obywatelskiej (w ramach pierwszego paktu) weszły do Senatu 43 osoby. Tusk chce 60 miejsc, żeby sama KO miała co najmniej 52 mandaty. To dałoby się osiągnąć robiąc partnerów w bambuko, czyli przydzielając im miejsca w niebiorących okręgach. I kiedy Tusk zaczął tę koncepcję wdrażać, nagle odrodziła się cnota dziewic udających, że mają do czynienia z gentlemanem.
W traktowaniu partnerów z buta przez Donalda Tuska chodzi o to, żeby jego ugrupowanie samodzielnie zdobyło większość w Senacie. Wtedy Tusk mógłby mówić, jakimi nieudacznikami są partnerzy i jak ewentualny sukces jest wyłącznie jego zasługą. Partnerzy (oblubieńcy) mogliby być wtedy do woli upokarzani, a nawet ignorowani, gdy chodzi o jakieś porozumienia, także po wyborach. Zabawne jest tylko to, że ktoś może udawać, iż nie wie, jakim partnerem jest Tusk. Że ktoś może się łudzić, iż Tusk nie kopnie go w tyłek nawet bez okazji. Tusk chce, to kopie, a nawet jak mu się nie chce, to kopie, żeby wszyscy wiedzieli, kto tu rządzi.
Im dalej było od podpisania paktu, tym stawał się on bardziej mglisty i tym bardziej przewodniczący PO pokazywał partnerom, że powyżej funkcji lokaja nie podskoczą. Przez ponad cztery miesiące w rokowaniach o konkrety wybuchło kilkadziesiąt konfliktów - o kandydatury i podział okręgów, co było Tuskowi na rękę, bo uznał, iż im dłużej trwają negocjacje, tym bardziej partnerzy będą się bać i tym bardziej będą ulegli. Lider Platformy po prostu uwielbia manipulować ludźmi i bawić się ich nerwami.
Gry i zabawy wokół paktu senackiego dowodzą, że gdyby jakimś cudem opozycja miała po wyborach większość, Tusk będzie robił to samo, co w wypadku paktu senackiego. Nie wystarczy mu pokazanie siły, choćby była ona wątpliwa. On musi upokarzać, niszczyć, podgryzać, ośmieszać. Tym bardziej, im bardziej ktoś mu się stawia. Nieprzypadkowo Paweł Piskorski, kiedyś bardzo bliski współpracownik, nazwał go politycznym i moralnym sadystą. Ten, kto to wszystko ignorował, jak pierwsza naiwna Robert Biedroń, może mieć pretensje wyłącznie do siebie. Bo w gruncie rzeczy Donald Tusk zawsze taki był.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/654084-dlaczego-tusk-upokarza-partnerow-z-opozycji