Na ponadpartyjnych konsultacjach premier Mateusz Morawiecki przedstawił Pakt Bezpieczeństwa Granic dla UE. Wskazuje tam na niemal wszystkie pułapki w jakie mogą wpaść państwa członkowskie, zwłaszcza graniczne i już pełne war refugees jak Polska. Nie przyszły, pod bardzo niemądrymi lub dziwacznymi pretekstami – PO, Hołownia i lewica. Szkoda. Bo Pakt zawiera kilka pomocnych wskazówek dla Niemiec, Francji, Hiszpanii, aby zracjonalizować procedury i zmniejszyć liczbę niechcianych przybyszów z Afryki i Azji, bo o likwidacji masowej imigracji nie możemy już nawet marzyć. Do Paktu wrócimy, bo warto, a tymczasem pora uporządkować słownictwo jakim się przy tej okazji posługujemy, bo bałagan utrudnia podstawową komunikację.
Migracja, to przemieszczanie się mas ludzkich – np. mieszkańców różnych rejonów Afryki i Azji do Europy, czy Ameryki Łacińskiej do Stanów Zjednoczonych. Są też migracje zwierząt, np. sezonowa z parku natury Serengeti do Masai Mara i z powrotem. Z kolei imigranci, to ci, którzy przybywają ze świata do Europy czy z Indonezji i Filipin do Australii. Emigrantami byli np. polscy chłopi, którzy w XIX wieku opuszczali Polskę „za chlebem” i płynęli do Ameryki. Są war refugees, przybysze z strefy wojny jak Ukraińcy w Polsce, są przybysze legalni, których potrzebuje gospodarka Polski, zwykle mają dokumenty i pozwolenie na pracę. No i są imigranci ekonomiczni, 90% wszystkich, którzy przybywają do krajów zamożnych, Europy, Ameryki i Australii, którzy chcą polepszyć sobie życie na koszt państwa przyjmującego i jego podatników. Ogromna większość nie zna języka, nie ma żadnej edukacji ani umiejętności, dokumentów brak, albo podrobione - i z góry zakłada, że będzie utrzymywać się na koszt państwa. Nie bez powodu wybierają kraje bogate, gdzie najwyższy socjal, i gdzie szaleje poprawność polityczna, czyli Niemcy, Wielka Brytania, Francja, kraje Beneluksu, Skandynawia.
Kolejna sprawa: wiele się mówi o trwającej kilka dekad, fali imigrantów, lecz ani słowa o tym, skąd oni się wzięli? A historia tego ludzkiego tsunami sięga lat 40., kiedy z trzaskiem zaczęły rozpadać się imperia kolonialne. Trwało to kilka dekad: jedynie Imperium Brytyjskie – od 1947 roku, podział Radżu na Indie i Pakistan do 1963, roku odzyskania niepodległości przez Kenię. Warto pamiętać, że to pandemonium, które pojawiło się na ulicach miast Zachodu, to rezultat po pierwsze – ekspiacyjnego bicia się w piersi byłych kolonizatorów, a po drugie rewolucja kontrkulturowej lat 60., promującej mniejszości oraz hasła „black is beautiful”, ethnic is beautiful”, a potem „gay is beautiful”. Przecież kolonizatorami byli nie tylko Brytyjczycy, ale i Francuzi – północna Afryka, Indochiny, część Karaibów, Polinezja; Hiszpanie – Ameryka Południowa i Środkowa, Mauretania, Filipiny; Niemcy – Tanganika, Namibia; Holandia – dzisiejsza Indonezja, Belgowie – słynące z okrucieństwa Kongo Belgijskie, opisywane także przez Józefa Conrada w „Jądrze ciemności”, a potem film Nicolasa Roega. Państwa kolonialne podbijały świat, wydzierały tamtym żyznym ziemiom niezmierzone bogactwa i ciemiężyły ludność. Wystarczy spojrzeć jak wiele w tych państwach kolonialnych pozostało infrastruktury z tamtych czasów: dróg, kolei, fabryk, budynków państwowych i szkół wzniesionych z pieniędzy z tej bandyterki. Mnóstwo, i widać je do dziś.
Na ten wielki pan-europejski proces rozsypywania się imperiów kolonialnych nałożyła się rewolucja kontrkulturowa lat 60. i 70. ze swoimi hasłami anty-systemowości, pacyfizmu i ochrony praw mniejszości. Zwłaszcza czarnej, ale potem pojęcie to rozszerzyło się i zgeneralizowało. Już od początku poszło żle, bo zaproponowano system multi-culti, czyli obowiązkowy szacunek dla kultury przybyszów, natomiast nie słychać było ni słowa o respekcie dla prawa, zwyczajów oraz kultury państw przyjmujących. I to był wielki błąd, który skutkował dalszymi patologiami - woke culture i cancel culture – przecież w dużym stopniu powiązanych z dziedzictwem złej przeszłości i późniejszymi nierozsądnymi wyborami bijących się w piersi i politycznie poprawnych państw imperialnych.
Lecz pierwsi imigranci z byłych kolonii brytyjskich – Hindusi, Pakistańczycy - ciężko pracowali w rozwijającym się przemyśle tekstylnym w Midlandach, Niemcy przyjęli w latach 70. tysiące imigrantów zarobkowych z Turcji i Jugosławii. Oni także pracowali i dorabiali się majątków. Ale lewica zagarniała coraz większe połacie aktywności państw i społeczeństw, a polityczna poprawność oszalała. Kiedy w 1990 roku przyjechałam do Londynu, byłam zaskoczona hojnością, jakby nie było konserwatystów, dla przybyszów z dalekiego świata. Social benefit, housing benefit, child benefit, punkty za pochodzenie i nadreprezentacja, w mediach, we władzach, tymczasem samorządowych. Kiedy w 1997 roku, po 18 latach rządów konserwatystów, w Wielkiej Brytanii przejęli władzę labourzyści, Tony Blair przeciągnął przez parlament The Immigration Act, który znacznie ułatwiał przybywanie do kraju imigrantów zarobkowych. Podczas 13-letnich rządów labourzystów, liczba przybyszów poszybowała z 50 do 200 tys. rocznie! Dziś premierem jest hinduista Rishi Sunak, merem stolicy muzułmanin Sadiq Khan, pierwszym minister w Szkocji także muzułmanin, nadreprezentacja dzieci i wnuków byłych imigrantów w rządzie, parlamencie, mediach, zwłaszcza BBC, i oczywiście w samorządach. „Black” i „ethnic” wciąż są piękne, coraz piękniejsze. David Cameron został premierem, ponieważ obiecał zmniejszyć liczbę nielegalnych przybyszów z 350 tys. rocznie do kilkudziesięciu, dziś liczba 350 powiększyła się do 500 tys., a w międzyczasie zaliczyliśmy brexit, który był przecież motywowany „niekontrolowaną liczbą imigrantów, którzy przeciążają służby państwa drenują budżet”.
Wracając do Paktu Bezpieczeństwa Granic premiera Morawieckiego: gdyby działania państw Unii Europejskiej kierowały się logiką i zdrowym rozsądkiem, byłby to dla nich świetny „instruktaż podróży przez nieznany ląd”, jakim jest dziś nasz kontynent, pęczniejący od imigrantów, których liczba jest nieznana.
Punkt 1 mówi o skutecznej ochronie granic na wzór Polski. Fizyczne zapory i monitoring na Morzu Sródziemnym, zwiększona liczba patroli, natychmiastowe odsyłanie do kraju pochodzenia lub skąd płyną. A więc umowy takie, jakie ma Wielka Brytania z Francją w Calais i Hawrze, gdzie służby graniczne natychmiast zawracają „nielegałów”. Oczywiście, oni już następnego dnia próbują znowu, ale ta umowa jakoś działa. Natomiast nie funkcjonuje pomysł obozu dla nielegalnych imigrantów z Afryki w Ruandzie. Władze obu państw nawet się porozumiały, lecz na setki tysięcy przybyszów odesłano z Heathrow zaledwie 27 osób – to już na skutek zmasowanego ataku lewicowo-liberalnych partii, mediów i human rights organisations.
2/ Ograniczenie bodźców socjalnych, sprzyjających imigracji. Przecież ogromna większość przybyszów, którym udało się dostać na Wyspy, często ucieka z detention centres, a potem, posługując się fałszywymi papierami, aplikuje o nie należny socjal. A fałszywe dokumenty produkowane są już na skalę przemysłową. Zaprzyjażniony brytyjski dziennikarz powiedział mi, że w stolicy Nigerii Lagos, fałszywe dokumenty można sobie kupić na ulicy, nawet tuż pod brytyjskim konsulatem. Dopóki benefity będą tak wysokie i tak łatwo dostępne, nielegalni przybysze będą grupowani w ośrodkach otwartych, z których wyparowują, pośrednicy praktycznie bezkarni, brak umów z krajami afrykańskimi, proceder będzie trwał. A więc ad 3/ szybkie odsyłanie nielegalnych imigrantów do krajów pochodzenia, lub z którego przybyli, skrócenie procedur do minimum oraz strzeżone ośrodki detencyjne.
4/ Współpraca z krajami żródłowymi imigracji, Afryki czy Azji. Trudna sprawa, bo np. niektóre państwa po prostu nie istnieją, patrz: Mozambik, Angola, Somalia, Nigeria, Niger, Mali, Sudan Południowy. Rozkład służb państwa, wielość ośrodków władzy, wszechpotężna korupcja, wewnętrzne wojny, nawet nie wiadomo z kim się dogadywać? Inne, owszem, zainkasują fundusze, obiecają współpracę, nie mając zamiaru wywiązywać się z umowy. Co robić? Dogadywać się z kim można, ale kierować pieniądze na konkretne projekty i monitorować prace. Choć już wiadomo, że Europa prędzej czy później stanie się twierdzą, która trzeba będzie bronić na lądzie, w wodzie i w powietrzu. Zbyt wielu chętnych, nadzieje na lepsze i łatwe życie, rozbuchane zwłaszcza w 2015 roku, spora szansa na sukces.
5/ Racjonalizacja polityki imigracyjnej. I tu pytanie: dlaczego nie skorzystać z dobrych wzorców? Doroczna lista zawodów potrzebnych w kraju, jak od lat robi w Australii czy, zaczyna, Wielka Brytania. Udoskonalenie rekrutacji pracowników sezonowych lub na czas określony – jak w Emiratach Arabskich, gdzie place budowy pełne są Hindusów, Filipińczyków, Indonezyjczyków, Afrykanów, którzy zdecydowali się pracować.
A oto kilka porad dla naszych błądzących przyjaciół z Unii Europejskiej, którzy tak ochoczo starają się podzielić z nami swoim problemem. Detention centres muszą być strzeżone, bo czekający na koniec długiej procedury – skrócić! – szybko się dematerializują i dołączają do wspólnot swoich ziomków. Koniec z zasadą łączenia rodzin, która sprawia, że za jednym przyjętym delikwentem ściąga cala jego rodzina wraz z kuzynostwem. Nie ukrywać, iż wiemy dlaczego tak chętnie usiłują podzielić się z nami swoimi imigrantami, i argumentować . Po pierwsze, nie my ich zapraszaliśmy, po drugie, nie mamy wobec nich żadnych zobowiązań moralnych, bo nie należymy do grupy państw – byłych kolonizatorów. Po trzecie, mamy swoich imigrantów, Ukraińców, którymi się opiekujemy i wciąż czekamy, i nie zamierzamy przestać, na należne nam na ten cel fundusze. Po czwarte, doskonale zdajemy sobie sprawę, jak bardzo nadmiar imigrantów obciąża budżet oraz dewastuje służby państwa – system zdrowia, edukacji, socjalny oraz bezpieczeństwo publiczne. Przecież to są ogromne pieniądze! Przecież to była właśnie najważniejsza przyczyną brexitu! Nadmierne obłożenie służb państwa oraz systematyczne obniżanie się standardów życia Brytyjczyków!
Jedynie Afryka, to 1.4 mld ludzi, wszyscy chcą lepszych warunków życia, a większość dorosłych marzy o tym, aby dostać się do Europy. Upadek służb publicznych, nie spinanie się budżetów państwowych, znaczące obniżenie się warunków życia, to całkiem realna przyszłość Europy. A oto dalsze immigration – related problems. Polityczna poprawność przekłada się także na kłopoty policji i służb porządkowych. Lęk policji w rozprawianiu się z bandytami, bo zwykle „winien jest przedstawiciel prawa” i strach w docieraniu do no-go zones. Fałszowane statystyki MetPol, czyli Policję Metropolitalną, gdzie nie specyfikuje się przynależności etnicznej kryminalisty, finansowanie przez państwo kancelarii adwokackich, broniących np. morderców i gwałcicieli z Somalii czy Konga, i wykluczających ekstradycję, bo delikwent jest żonaty z obywatelką UK i „ma prawo do życia rodzinnego”. Dzisiejsza prawidłowość statystyczna, to zwiększenie się liczby przestępstw oraz czynów kryminalnych, popełnianych przez imigrantów, zwłaszcza nielegalnych. Rozboje uliczne, włamania, gwałty, okrutne zbrodnie. Policja i media z zasady próbują je albo przemilczeć, albo zbagatelizować.
Ale pojawiły się także rodzaje przestępstw, typowych dla Pakistanu, Bangladeszu czy muzułmańskiej północnej Afryki. Forced marriages – nie mylić z arranged marriages, które jednak zakładają zgodę kobiety na przyszłego męża – powszechne we wspólnotach muzułmańskich całej Europy. Za tym idą crimes of honour, mordowanie dziewczyny, która nie zgadza się na wybranego przez rodzinę męża, przez ojca lub braci. Newsy na ten temat, które ukazują się w europejskich mediach, to tylko czubek góry lodowej problemu. Mother-in-law-crimes, zbrodnie popełniane przez teściowe, niezadowolone z posagu wniesionego przez synową. Zwykle oblewa się dziewczynę gorącym olejem, a kiedy ta umiera, swata się syna z kolejną kandydatką, licząc na nowy posag. Female genitals mutilation, Somalia, Etiopia, dziś Londyn. Albo white-meat-gangs, przestępstwo typowe dla wspólnot muzułmańskich z miast brytyjskich Midlandów, czyli przysposabianie nieletnich białych dziewcząt do prostytucji, z której gang czerpie zyski.
Te post-kolonialne resentymenty plus epidemia PP, przez kilkadziesiąt lat rewolucji kontrkulturowej przeniknęły wszystkie segmenty życia państw zachodnioeuropejskich. Przeżerają sądy i systemy penitencjarne, edukację, media, organizacje pozarządowe, partie lewicowo-liberalne, ale także „nowoczesnych, współczujących konserwatystów”. Niemcy, Francuzi czy Skandynawowie dobrze wiedzą, że rozwiązanie kwestii niekontrolowanej imigracji będzie wymagało głębokich reform państwowych, i dlatego tak chętnie próbują podrzucić nam tę tykającą już bombę. Problem mamy już rozpoznany, teraz czas na stanowczą reakcję NIE.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/653995-imigranci-emigranci-migranci-skad-sie-wzieli