Prezesowi Fundacji Orange nie podoba się ustawa ws. ochrony dzieci przed pornografią. W dzienniku „Rzeczpospolita” ukazał się artykuł Konrada Ciesiołkiewicza, byłego rzecznika rządu Kazimierza Marcinkiewicza, a obecnie prezesa Fundacji Orange, krytykujący wysiłki parlamentarzystów nad przyjęciem ustawy, zobowiązującej sieci telekomunikacyjne do bezpłatnego udostępnienia rodzicom narzędzi do ochrony ich dzieci przed pornografią. Mało tego, twierdzi on, że jest to niewykonalne, a samo prawo pisane jest byle jak. Gazeta nie zaznaczyła w żaden sposób, że Ciesiołkiewicz jest pracownikiem sieci Orange i nie może być bezstronnym ekspertem w tej sprawie. Pytamy zatem ministra Janusza Cieszyńskiego o szczegóły tej kuriozalnej akcji medialnej.
Maksymilian Wysocki: Widać mocny atak na przygotowane zmiany w prawie. Operatorzy chcą wstrzymania prac nad ustawą o blokowaniu pornografii w internecie. Rzecz wydaje się ze wszech miar akceptowalna i potrzebna, jednak zmiany te budzą monolityczny opór telekomów. Dlaczego?
Janusz Cieszyński, minister cyfryzacji: Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o kasę. Firmy dziś zarabiają na sprzedaży tych usług i nie chcą zamykać tego kurka z pieniędzmi. To smutne, że pomimo miliardowych zysków sektor chce zarabiać na zjawisku, które wywołuje spustoszenie w głowach młodych ludzi.
Co do zasady, czy ta zmiana w prawie jest potrzebna? Na czym ma polegać efekt tych zmian w praktyce?
Każdy rodzic będzie mógł za darmo uruchomić blokadę dostępu do nieodpowiednich treści na telefonie swojego dziecka. Usługa będzie bezpłatna, a za jej skuteczność odpowiadać będzie dostawca internetu. To wykluczy zarzuty o to, że cokolwiek będzie tu pod kontrolą rządu.
Ale o co w tym tak naprawdę chodzi? Podniesiono larum, że to, co przygotowano, jest złe i niewykonalne, a nawet ma być elementem walki politycznej - jakiej?
To fałszywy zarzut. Prowadziliśmy długie konsultacje i dla wielu firm cała zmiana sprowadzi się do tego, że wyzerują opłaty za usługi, które dziś są płatne. Zarabianie na dbaniu o psychikę młodych ludzi nie powinno być priorytetem. Szczególnie, że chodzi o kwoty liczone w milionach dla firm, które mają w sumie kilkadziesiąt miliardów złotych przychodu rocznie.
Czy faktycznie, zrzucenie odpowiedzialności za rozpoznawanie zarówno wieku użytkownika jak i treści jest niewykonalne, czy jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze? Ile to może kosztować telekomy? O jakie pieniądze toczy się walka? Czy może faktycznie diabeł tkwi w szczegółach i przygotowywane prawo jest tak słabe i nieprecyzyjne jak zarzucają przedstawiciele i lobbyści telekomów?
Żaden kraj nie odniósł na razie sukcesu we wdrażaniu mechanizmów weryfikacji wieku. Te, które są proponowane nie zapewniają prywatności – nietrudno byłoby się bowiem domyślić, do czego dana osoba chce wykorzystać taki mechanizm… Inne propozycje dotyczą regulacji dostawców treści pornograficznych. To życzeniowe myślenie, ponieważ te firmy operują z rajów podatkowych i na wojnie z nimi poległa m.in. Francja. Inne zarzuty dotyczą tego, że należałoby objąć ochroną jeszcze więcej niepożądanych treści. Jestem otwarty na dyskusję w tej sprawie, ale nie powinno to wstrzymywać prac nad ustawą.
Jak wygląda obecnie terminarz prac nad tymi zmianami? Kiedy można spodziewać się wejścia zmian w życie?
Liczę na to, że ustawa zostanie uchwalona na najbliższym posiedzeniu Sejmu, a zmiany wejdą w życie już od 1 września.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad pierwotnie ukazał się na portalu wGospodarce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/653349-wywiad-cieszynski-telekomy-nie-chca-walczyc-z-pornografia