Szef Platformy Obywatelskiej przypomina handlarza samochodów, który wciska klientom popowodziowe auta popsikane odświeżaczem powietrza, dodatkowo bite z każdej strony, a wyklepane tak, że gołym okiem widać nierówności i kiepsko położony lakier. A jednak znajduje klientów, od których bierze ostatni grosz za trefny towar. Czy na kłamstwie i obłudzie da się zbudować kampanię wyborczą? Czy da się w ten sposób wygrać wybory? To niestety nie jest niemożliwe.
Kłamać, kłamać i jeszcze raz kłamać. Kiedyś otwarcie postulował to Janusz Palikot. Ostatnio przypomniał tę polityczną taktykę niedawny pomagier Tuska Bogusław Grabowski. A lider PO wchodzi w to na pełnej… mocy.
Temat migrantów to tylko jeden z wielu, w których Donald Tusk sprawdza, czy ludzie kupią radykalną, a wręcz absurdalną zmianę poglądów. Wielu kupi. Może więc jednego dnia być gorliwym katolikiem, który w domu ma ołtarzyk, na spotkaniach w Polsce powiatowej całuje na powitanie chleb i czyni na nim znak krzyża, a następnego głosić poglądy antyklerykalne i domagać się swobodnej możliwości zabijania nienarodzonych dzieci. W piątek może zapowiadać obniżanie podatków, by w poniedziałek brać się za ich podnoszenie. Może przez lata czapkować kremlowskiemu tyranowi, by później przedstawiać się jako ten, który przed nim ostrzegał cały świat. Może podporządkować sobie niemal cały system medialny w Polsce i brutalnie pacyfikować niepokorne redakcje, by nazajutrz organizować manifestacje w obronie „wolnych mediów”. Może reklamować się jako lider partii miłości, a kolejną kampanię budować na nienawiści. Może nakręcać hejt na programy społeczne i ich beneficjentów, by nagle żądać podwyższania świadczeń. I tak dalej.
W zdrowym systemie taki Światowid już dawno byłby politycznie skończony. U nas jednak wraca do gry o najwyższe stawki i testuje kolejne granice braku wiarygodności. Wszystko uchodzi mu na sucho – bo jego formacja dzięki temu odbudowuje swoją dawną pozycję. Dlaczego tak się dzieje? Jest niestety w Polsce spora grupa ludzi, która to łyka. Nie chodzi nawet o ich krótką pamięć i wyparcie tego, czym zasłynął ich dzisiejszy faworyt. Problem jest poważniejszy. Ok. 1/3 Polaków nie przejmuje się faktami, nie chce samodzielnie myśleć, uwierzą naprawdę we wszystko.
Pokazał to sondaż pracowni Social Changes opisany w poprzednim numerze tygodnika „Sieci”. Jak pokazał, 22 proc. Polaków uważa, że wysokie bezrobocie jest obecnie, za rządów PiS. A przecież bijemy rekordy niskiego bezrobocia, ono de facto w Polsce nie istnieje (stąd konieczność ściągania pracowników z zagranicy, na co zresztą pomstuje Tusk).
Jeszcze dalej od rzeczywistości wypadają odpowiedzi na pytanie o masową emigrację młodych. 31 proc. badanych stwierdziło, że to problem rządów PiS, zaś 29 proc., że dotyczył okresu sprawowania władzy przez Platformę. W kłamstwo o opuszczaniu kraju przez młodych w ostatnich kilku latach wierzy aż 59 proc. wyborców partii Tuska.
O czym to wszystko świadczy? Że lider PO może powiedzieć absolutnie wszystko, a 1/3 Polaków zawsze mu przytaknie. Oczywiście potrzeba czegoś jeszcze – powtórzenia oszustwa ze sto razy i podbicia go przez wielkie media.
Rację miał Jarosław Kaczyński, gdy na jednym ze spotkań drwił, że widzowie TVN uwierzą we wszystko i jeśli usłyszą, że leje deszcz, to wychodząc z domu zabiorą parasol, choć za oknem będzie lampa i ani jednej chmurki.
Z takim przeciwnikiem trudniej się mierzyć. Zamiast stosowania określonych zasad, nieustannie gra faul. Jest jak pięściarz, który wciąż bije w tył głowy, poniżej pasa, odgryza kawałek ucha, czystych ciosów wyprowadza niewiele, a jeden na trzech sędziów w ogóle tego nie widzi. Cała nadzieja w dwóch pozostałych.
I tak też jest z tegoroczną kampanią wyborczą. Gra idzie o serca 2/3 Polaków. Te jeszcze nie zatrute.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/653142-tusk-testuje-granice-braku-wiarygodnosci