Można zrozumieć, że Tik Tok pierze mózgi, ale to, co demonstruje Donald Tusk chyba przekracza możliwości chińskiej broni i zabawki jednocześnie.
Donald Tusk wzywający (pośrednio) do nienawiści rasowej i narodowościowej? Z nim wszystko jest możliwe. Rankiem w niedzielę 2 lipca 2023 r. Tusk był już na posterunku, czyli na chińskim Tok Toku, żeby walczyć z Jarosławem Kaczyńskim i jego „bombą imigracyjną”. Tusk nigdy nie potraktował serio ostrzeżeń różnych amerykańskich instytucji, że Tik Tok ogłupia, wpycha w paranoję i jest narzędziem prania mózgów. I teraz już niewiele da się zrobić. Stan jest poważny.
Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy przewodniczącemu Platformy Obywatelskiej Tik Tok wyprał mózg czy to on jest częścią operacji prania mózgów innym. Tym bardziej że oba warianty są możliwe jednocześnie. Bo oto ten wolnościowiec i demokrata do ostatniej kropli potu zaczął nadawać (i to w niedzielę!) jak ksenofob, rasista i zwolennik segregacji. Na hasło z Berlina i Brukseli (szczególnie od szefa Europejskiej Partii Ludowej - Manfreda Webera) Tusk zareagował niczym klasyczny śpioch (ciekawe, jakie było wybudzające słowo klucz?). Nie na darmo „Der Spiegel” napisał w 2014 r., że Tusk „jest łatwy w hodowli”.
Kiedy Tusk rezydował w Brukseli, regularnie dochodziło tam do zamieszek i totalnej demolki, a dzielnica tego miasta – Molenbeek – nieprzypadkowo jest nazywana „wylęgarnią dżihadystów”. 11 stycznia 2015 r. Tusk, pod rękę z Angelą Merkel i w towarzystwie głów państw oraz międzynarodowych organizacji, dzielnie maszerował ulicami Paryża, protestując przeciwko terrorowi i przemocy (działo się to po zamachach na redakcję „Charlie Hebdo” i żydowski sklep spożywczy). A 13 listopada 2015 r. były kolejne zamachy w Paryżu (zginęło 130 osób). Wtedy Tusk kochał imigrantów, a nienawidził tylko przemocy.
Mieszkając prawie 7 lat w Brukseli i mając okazję obserwować zamachy oraz równie przerażające zamieszki jak te pod koniec czerwca 2023 r. we francuskich miastach, Tusk był zdolny tylko do maszerowania, wyrażania żalu i sympatii do malujących chodniki i jezdnie kredkami sprzeciwu. A w niedzielę 2 lipca 2023 r. grzmiał: „Oglądamy wstrząśnięci sceny z brutalnych zamieszek we Francji - i właśnie teraz Kaczyński przygotowuje dokument, dzięki któremu do Polski przyjedzie jeszcze więcej obywateli z państw takich jak - cytuję - Arabia Saudyjska, Indie, Islamska Republika Iranu, Katar, Emiraty Arabskie, Nigeria, czy Islamska Republika Pakistanu”.
Tuskowi, napalonemu niczym szykujący się do pierwszej randki małolat, umknęło, że w Polsce nie ma żadnych „brutalnych zamieszek”. I nie dzięki niemu ich nie ma. Umknęło mu, że to on w 2015 r. straszył surowymi karami i uznawał za łamanie europejskich wartości i zasad, ale nie przyjmowane, lecz nieprzyjmowanie imigrantów. I teraz ten wielki miłośnik ubogacania Unii imigrantami, nagle mówi językiem ksenofobii i dyskryminacji, posługuje się argumentami, które 8 lat temu sam zakwalifikowałby jako rasistowskie.
8 lat temu Tusk chciał relokować do Polski imigrantów, których życiorysy to była jedna wielka ściema. Ale także obecnie nie ma nic przeciwko relokacji podobnych ludzi. Uważa tylko, że Polska nie zostanie objęta mechanizmem relokacji ze względu na zasługi w przyjmowaniu uchodźców z Ukrainy, co jest kompletną bzdurą. Mechanizm relokacji także obecnie Tusk uważa za dobry, tak jak uważał 8 lat temu. A imigranci z mechanizmu relokacji tylko ubogacają.
Co innego ci straszni pracownicy kontraktowi, który nie dość, że nie szturmują nielegalnie granic, nie organizują zamachów i zamieszek, to jeszcze są szczegółowo prześwietleni, dzięki czemu tylko niewielka część chętnych dostaje pozwolenie na przyjazd (a nie „ponad 130 tysięcy” – jak obsesyjnie powtarza Tusk). Muszą mieć wizy, nie będą mieszkać gdzie chcą i bez jakiegokolwiek nadzoru, a po wypełnieniu kontraktu wyjeżdżają. Imigranci bez przeszłości lub z całkowicie fikcyjną są super, zaś szczegółowo zweryfikowani pracownicy kontraktowi – to bomba.
Używając ksenofobicznych, dyskryminacyjnych i rasistowskich argumentów Donald Tusk ustawił się na barykadzie. I teraz to on walczy o „kontrolę nad swoim państwem i jego granicami” – w imieniu i razem z Polakami. Bo „niebezpieczeństwo naprawdę czai się za rogiem”. Ale nie stanowią go imigranci w ramach przymusowej relokacji, tylko pracownicy kontraktowi z zagranicy. Tusk jest za, a nawet przeciw, bo to, co sam firmuje jest bardzo niebezpieczne, zaś to, co zwalcza – nie jest, ale jakiś lud musi z jakiegoś powodu poprowadzić na barykady, więc chrzanić swoje i Janiny Ochojskiej wcześniejsze hasła oraz dokonania.
Najlepsze jest jak zwykle na końcu. Obudzony Tusk (wciąż jest ciekawe, jakie było wybudzające hasło) odkrył perfidny spisek. Kaczyński ściąga do Polski ludzi z zagranicy, żeby był Paryż w Warszawie. Nie szkodzi, że to Tusk, gdy gratulował Emmanuelowi Macronowi zwycięstwa w wyborach prezydenckich, sam chciał Paryża w Warszawie. Teraz ma tego chcieć Kaczyński, gdyż „potrzebna mu jest wewnętrzna wojna, konflikt, strach polskich obywateli - bo wtedy lepiej mu rządzić, wtedy łatwiej będzie mu wygrać wybory”. Tusk, który chciał w 2015 r., i chce w 2023 r. zgody na mechanizm relokacji oczywiście żadnego niebezpieczeństwa na Polskę nie ściąga. Ci „jego” imigranci to przecież sami profesorowie, lekarze, inżynierowie, twórcy, a nie dwudziestokilkuletnie osiłki, jak ci szturmujący wschodnią granicę Polski.
Można zrozumieć, że Tik Tok bardzo skutecznie pierze mózgi, ale to, co demonstruje Donald Tusk chyba przekracza możliwości chińskiej broni i zabawki jednocześnie. „Inni szatani są tu czynni” – można powiedzieć za „Chorałem” Kornela Ujejskiego. A dedukcja jest prosta: jeśli Niemiec dał zgodę, to rzecz obmyślił Rosjanin. A kto się lepiej nadaje do wykonania niż „nasz człowiek w Warszawie”?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/653029-tusk-walczy-z-imigrantami-czyli-niemiec-dal-zgode