Otwarcie tunelu pod Świną, a tym samym rzeczywiste połączenie Świnoujścia z resztą Polski, to spektakularne podsumowanie - nie jedyne, nie ostatnie - imponującego dorobku rządów Zjednoczonej Prawicy. Donald Tusk nie znalazł pieniędzy, Jarosław Kaczyński znalazł, wybudował w rekordowym tempie, i to za mniej niż miliard, o którym mówił premier z PO. Skończy się udręka mieszkańców i turystów, zwiększy się - co nie bez znaczenia - spójność Polski w tym obszarze. Być może kolejni nasi rodacy uwierzą, że nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów, a nawet więcej: mamy państwo, które radzi sobie o wiele lepiej z wyzwaniami i problemami niż nasi sąsiedzi, a nawet niż państwa Europy zachodniej. Nie ma dnia, by nie spływały dane potwierdzające tę tezę.
Ale może właśnie w tym dniu trzeba powiedzieć, że przy takich mediach, przy takim establishmencie i przy tak silnej presji zewnętrznej samym dorobkiem, nawet tak imponującym, wyborów się nie wygra. W sytuacji, gdy Tusk nakręca „kolorową rewolucję”, której główną osią ma być wywołanie fali nienawiści do rządu i PiS, w chwili, gdy z prawej atakuje niebywale populistyczna i również agresywna Konfederacja, jest już jasne, że wybory rozstrzygną się na płaszczyźnie emocji. Dorobek może pomóc, pomoże, ale sam z siebie reelekcji nie da. Więcej nawet, oparcie się wyłącznie na promocji osiągnięć grozi dalszą utratą wyborców. Obecny poziom poparcia dla PiS - według Social Changes wynoszący 37 proc. - nie jest dany raz na zawsze.
Są i zjawiska wzmacniające szanse PiS, przede wszystkim niezrozumiały z politycznego punktu widzenia powrót do kwestii przymusowej relokacji. To będzie i to musi być jedna z głównych osi kampanii, ponieważ ta sprawa dotyka najważniejszych interesów naszego państwa i naszego narodu. Jeśli teraz ulegniemy, kwestią czasu jest scenariusz francuski, a więc osuwanie się państwa w coraz większy chaos, przy jednoczesnej utracie kontroli nad sporymi, coraz większymi obszarami kraju. Wizja wojny domowej nad Sekwaną nie jest już sprawą nie do wyobrażenia.
To jednak wciąż za mało. Prawo i Sprawiedliwość - poza kwestią dorobku i obroną przed imigracją - potrzebuje nowych, świeżych pomysłów i tematów. Czegoś, co nie jest już opatrzone, osłuchane, i traktowane rytualnie. Czegoś, co rozrywa dotychczasowe osie podziałów. Czegoś, co odwołuje się do konkretnych problemów ludzi, innych przecież niż te sprzed ośmiu, a nawet czterech lat. To zawsze była siła PiS: zdolność znalezienia takich pól, na których zyskuje się przewagę nad rywalem. Ale, powtarzam, muszą to być sprawy nowe i bliskie wyborcom, konkretne; takie, które pozwolą na nawiązanie relacji z wyborcami wahającymi się, utraconymi, niezdecydowanymi.
Ważna uwaga: nie chodzi o kolejne obietnice społeczne czy inwestycyjne. Ich echo jest znacznie słabsze niż w poprzednich kampaniach. To muszą być nowe tematy, nowe osie, nowe propozycje systemowe. Nowe szarże.
Jeszcze ważniejsze jest wejście w tryb rzeczywiście kampanijny. Partia władzy - w limuzynach, celebrująca oficjalne uroczystości, przemawiająca z gabinetów, zgodnie z przygotowanym skryptem - tej kampanii nie wygra. PiS w pewien sposób musi zapomnieć, że sprawuje władzę. Musi wyjść do ludzi, zakasać rękawy, a także zdjąć garnitury. Komunikaty poszczególnych ministerstw o kolejnych sukcesach nie zastąpią relacji z ludźmi - maksymalnie naturalnej, bezpośredniej. Bliższej niż ta w czasie wieców i spotkań w salach. Zrozumiał to Tusk, który niemal jeden do jednego kopiuje kampanie Andrzeja Dudy - przede wszystkim tę z 2015-go roku. Nawet ubiera się identycznie.
Obóz niepodległościowy musi wykreować polską falę, biało-czerwoną falę. Za wszelką cenę, choćby nadludzkim wysiłkiem. Trzeba ruszyć w kraj, trzeba być wszędzie. Nie z prezentami, a z przesłaniem, z nadzieją, z marzeniem, z jasną, odświeżoną wizją przyszłości. Optymistycznie i energetycznie. To, co pracuje na rzecz tej fali, pracuje na rzecz zwycięstwa. To, co wzmacnia wizerunek Partii Władzy - przybliża perspektywę klęski.
Niezbędne są nowe twarze. Niekoniecznie zupełnie nowe w polityce, ale nowe dla szerokiej publiczności. Muszą to być ludzie, którzy - choćby z racji świeżości - będą słuchani, zwrócą na siebie uwagę, nawiążą relację z wyborcami stojącymi z boku. Wraz z najlepszymi, najlepiej ocenianymi, najbardziej lubianymi politykami PiS, muszą stworzyć Drużynę Pierścienia. Drużynę, która poderwie Polaków. I zdobędzie nowych wyborców, ponieważ to, co było do zmobilizowania, zostało już zmobilizowane.
Partia, która sprawowała władzę przez osiem lat, bywa zmęczona. To normalne. Rządzenie nieuchronnie zużywa, kosztuje, wikła. Różne urazy i pretensje odkładają się przez lata, i nie da się ich łatwo zdjąć z pleców zawodnika. Ale jeśli ma się pomysł na przyszłość, i jeśli pójdzie się do ludzi, w pokorze, z gotowością do ciężkiej pracy, to można wygrać.
Powtarzam: dorobek PiS jest imponujący. Ale jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego chce wygrać, to musi w jakiejś mierze zapomnieć o swoich sukcesach. PiS musi tę kampanię potraktować tak, jakby to był rok 2015-y. Musi uznać, że jest w punkcie zero. Tylko w tym jest szansa na trzecią kadencję.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/652894-pis-jesli-chce-wygrac-musi-zapomniec-ze-sprawuje-wladze