Wojna nie kończy się, nadal trwa, może dopiero się zaczyna. Wojna przywraca przeszłość, przypomina poprzednie wojny, wszystkie podobne do siebie, gdy widzi się ją oczyma uczestników i ofiar. Która to już wojna, odkąd liczona, pierwsza w wieku, o czym powiada się ze zdziwieniem, jak to możliwe, że w XXI wieku? W przerwach między pokojem (czy też odwrotnie, pokój jest między wojnami), sto lat po pierwszej w XX wieku i po drugiej już odtąd ludobójczej. Prowadzona na wyniszczenie, wyczerpanie, zmęczenie będzie trwała, dopóki się nie stanie zwyczajną wojną, która odziera ze złudzeń i nadziei, że wystarcza ludzka dobra wola, wysiłek wspólny by ją przerwać i zakończyć. Wojna jako żywioł raz poruszony i stale podsycany, tocząca się już samobieżnie, zamienia się w lawinę porywającą wszystko, której nie da się już zatrzymać. Takie były historie dotychczasowych wojen i taka jest przyszłość obecnej…
Miasta pogięte jak muszle na czarnoziemnych wybrzeżach,/w których się echo strzępiaste wylewa pod strumień wiatru —/oto latarnie uliczne w ślimaki skręcone leżą/i wieże cieką ku ziemi w ceglasty zimny stalaktyt./Marszczy się skóra globu, lasami zapada i pęka,/w szczelinach grzmoty podziemne niebo kaleczą niskie,/ziewają krwiste zachody przy ziemi rozwartym pyskiem/i czarne słońce zmalało do kształtu serca człowieka.
Tadeusz Gajcy, Widma
Wojny rosyjskie nie poprzestały na agresywnej napaści, zniszczeniu i bezwzględnym okrucieństwie, jak to znów widać, ale także na urabianiu umysłów przy pomocy kłamliwej propagandy, fałszu, manipulacji. Oni zawsze od rewolucji bolszewickiej, a nawet wcześniej, napaść tłumaczyli wyzwalaniem, agresję walką z jakimś złem, zawsze prowadzili wojną sprawiedliwą, a uprawiali manipulację pod pozorami nawracania i tworzenia ‘nowego człowieka’; kłamstwo i nienawiść zarzucając zawsze swym przeciwnikom. Nawracali zawsze przy pomocy ‘pieriekowki dusz’ w śledztwach i więzieniach, przekonywali do swych poglądów, wyrywając paznokcie, wszystko po to, by nierozumni ludzie zrozumieli swą niewłaściwą drogę, swoje pomyłki i błędy, przyznali się do nie popełnionych win, złych zamiarów i niecnych czynów. Dla nas najlepszym probierzem prawdy o rosyjskich zamiarach i o całej polityce historycznej obecnej Rosji jest ‘kłamstwo katyńskie’. Raz się przyznali, ale był to niewybaczalny błąd, jak powtarzają, którego dziś bardzo żałują. Podobno teraz znów znaleźli dowody, że tę zbrodnię ludobójstwa popełnili Niemcy.
Kłamstwa sowieckie i kłamstwa rosyjskie
Jak wiadomo, Rosjanie uważają, że II wojna światowa nie wybuchła z ich udziałem w 1939 roku, lecz zaczęła się dopiero w połowie 1941 roku, gdy napadł na nich ich najlepszy przedtem sojusznik Hitler. Wtedy też od razu przerodziła się w Wojnę Ojczyźnianą i walkę z odwiecznym już odtąd faszyzmem, którą obecnie kontynuują na Ukrainie. Wcześniej, po 17 września 39 prowadzono tylko operację specjalną wyzwalania narodów Ukrainy, Białorusi i Polski, zakończoną Katyniem, więzieniami i deportacjami całych rodzin, kobiet i dzieci w głąb Rosji do łagrów i na zasiedlenie bezludnych ziem. Obecnie można zapomnieć o dłuższym, ale niespokojnym pokoju po 1945 roku, bo mamy w oczach wojnę podobną, dalszy ciąg tamtych operacji.
Rosja prowadzi nieustające wojny, maskowane przewrotnym pacyfizmem, z przerwami na ‘pieriedyszkę’, odwilże i zawieszenia broni. Wystarczy przypomnieć, że w latach 70. były plany III wojny światowej, na co są dokumenty, i najazdu Związku Sowieckiego na Zachód, w którym miało wziąć udział polskie wojsko skierowane do desantu na Danię (chyba wzorem imć Paska). Są to często dziwne wojny, zakotwiczone w niebezpiecznych układach, w zależnościach politycznych i ideologicznych. Na Czechosłowację w 1968 roku najechały wojska Układu Warszawskiego, a nie wojska sowieckie (to już nie był Budapeszt 1956), a polskim wojskiem dowodził gen. Jaruzelski.
II wojna światowa nie wybuchłaby oczywiście bez wspólnictwa Hitlera i Stalina, który później się tego skutecznie wyparł przynajmniej w oczach Rosjan. Przypisuje mu się powiedzenie: ‘Spuściłem wściekłego psa na Europę’. Se non e vero, e bene trovato, nawet jeśli to nieprawdziwe, to dobrze, trafnie powiedziane. W każdym razie to Stalin był w końcu głównym zwycięzcą tej wojny i to on dyktował warunki polityczne w Europie, a także historię tej wojny. Dla nas wojny te odbywały się zresztą zawsze przynajmniej od zaborów w uwikłaniu rosyjsko-niemieckim, nawet jeśli dochodziło do konfliktów miedzy nimi. Była to wtedy ‘kłótnia w rodzinie’, Rosja i Niemcy, wcześniej Prusy, od kilkuset lat współdziałały ze sobą, utrzymując silne wzajemne związki i współpracując ściśle ze sobą. Przynajmniej od Katarzyny II z domu Gottorp-Holstein aż do Ribbentropa z Mołotowem.
Przez pierwsze prawie dwa lata wojny, której według Stalina jeszcze nie było, Niemcy i Sowieci, zdążyli wymordować sporo ludzi pod okupacją niemiecką i sowiecką, a tych pozostawionych przy życiu wywozić do lagrów i łagrów (cóż za zbieżność językowa). Wobec Polaków (a też innych narodowości) mieli wspólną politykę z dyskretnymi różnicami w sposobach eksterminacji. Cel też wydawał się wspólny: podzielić między siebie ‘przestrzeń życiową’ z Wisłą jako granicą i nowymi poddanym tubylcami przeznaczonymi do pracy wyrobniczej. Czy taki plan przestał być całkowicie aktualny? Po zbyt długim rozejmie zwycięzcy nie chcą rezygnować z możliwości dalszego wykorzystywania zwycięstwa.
Wojna obecna jest więc jednak jakimś dalszym ciągiem poprzedniej, zakończonej tylko okresowym pokojowym rozejmem, choć obejmuje obecnie rejony ‘wewnętrzne’, które okazują teraz nielojalność, wypowiadając posłuszeństwo. Może się wydawać jeszcze dążeniem do reintegracji państwa sowieckiego, rozpadającego się na początku lat 90., odbiciem Rusi Kijowskiej, bo bez niej nie ma mitu wszech Rosji. Może to nie jest jeszcze inwazja Rosji na cudze tereny, lecz jeśli imperium rosyjskie nie ma granic, a ktoś je niedawno tylko z grubsza zakreślił od Władywostoku do Lizbony, to można wszystkiego się spodziewać.
Sploty wojny i splątana pamięć
Dla nas w każdym razie wojny w tej części Europy jakoś dziwnie wiążą się ze sobą i splatają, tak że niedługo potomnym, sądząc po dzisiejszej edukacji, polityce historycznej i dezinformacji, trudno będzie rozróżnić, jakie to były wojny, kto ponosi za nie i jaką odpowiedzialność, kto był sprawcą, kto ofiarą, łatwo będzie pomylić się, kto na kogo napadł, kto był katem, a kto nie. Ten zamęt istnieje już wobec II wojny. Od dawna trwa zacieranie odpowiedzialności za nią, co przyjdzie tym łatwiej po obecnej wojnie. Rozmywa się wspólną odpowiedzialność za nią, zarówno niemiecką, jak i sowiecką, bo tak właśnie podpalony został wtedy cały świat, a później w wyniku wojny połowę Europy zalał sowiecki komunizm. Tutaj każda ze stron załatwia swoje interesy we własnej ‘polityce historycznej’, próbując przerzucić na nas część własnej odpowiedzialności. Niemcy chętnie zdejmą część odpowiedzialności za ludobójstwo i holocaust, Rosjanie oczekują wdzięczności i nieustannych hołdów za wyzwolenie na sowieckich bagnetach i rewolucję socjalną przy pomocy Armii Czerwonej i sił NKWD. Mają niestety w Polsce licznych popleczników, z jednej strony pozostałości ustrojowych postkomunistów, z drugiej zastępy propagandystów polskich win, kampanii wstydu i poniżania, wreszcie zarzutów zbrodni. Niemcy chętnie posłużą się Polakami, którzy zdejmą z nich część odpowiedzialności, sami się oskarżając o zbrodnie. Trwa właśnie operacja obarczania Polaków współodpowiedzialnością za holocaust. Niemcy będą przepraszać (słowa, słowa, słowa!), ale nie będą prostować opinii pożytecznych Polaków, którzy głoszą, jak polska noblistka, że Polacy to mordercy Żydów, którzy nie ‘przepracowali’ swojej historii, tak jak zrobili to Niemcy. Niemcy nie będą sprzeciwiać się ‘nowej szkole badania holocaustu’ (grupa GGE: Gross, Grabowski, Engelking), która ukuła już nowe prawo dziejowe Polski: antysemityzm polski wzrasta razem z oddalaniem się od wojny i z rosnącą wciąż liczbą Żydów zamordowanych przez Polaków. Wszystko bez kontekstu ludobójczej wojny prowadzonej z dwóch stron, wojny bez Niemców i Sowietów.
Kroniki wojenne Anny Wyleżyńskiej
Dlatego nigdy za dużo pamięci i wiedzy o tym, jak naprawdę było. Możemy to już w pełni ocenić, także dzięki stanowisku, pozwalającemu widzieć wojnę i ludobójstwo obu totalitaryzmów, i przeciwstawiać się fałszowaniu, wykorzystywaniu i niszczeniu prawdy o przeszłości. Mamy wystarczająco dużo świadectw o tragicznych, nieludzkich i rzeczywiście skomplikowanych czasach, w których było za dużo ofiar, by teraz nimi kupczyć. Do tych świadectw dołącza teraz cenne odkrycie, jakim są Kroniki wojenne Aurelii Wyleżyńskiej z lat 1939-1944, dopiero teraz po raz pierwszy wydane. Są to zarazem najobszerniejsze, bo liczące ponad tysiąc dwieście stron zapiski wydarzeń w czasów wojny, a także komentarzy, przytaczanych relacji, opinii i przemyśleń autorki. Autorka była niepospolitą postacią, związana ze środowiskiem literackim i dziennikarskim, napisała kilka książek i wielu artykułów. Była pierwszą żoną pisarza Jana Parandowskiego, z którym poznała się w Rosji w czasie I wojny, gdzie była internowana jako obywatelka austriacka ze Lwowa. Razem z Parandowskim, który też był tam internowany, doczekali rewolucji bolszewickiej, o której znany później jako klasyk od Mitologii, napisał swą pierwszą książkę pt. Bolszewicy i bolszewizm w Rosji. Kroniki Wyleżyńskiej należą do nielicznych dzienników prowadzonych w czasie wojny, podobnie jak dzienniki Nałkowskiej, Dąbrowskiej czy Rembeka. Pisane na bieżąco, oddają atmosferę grozy wojennej, niepewności i stałego zagrożenia, stan wewnętrzny, w którym nie było wiadomo, jak to się wszystko skończy, całe lata, jak się okazało, życia na niby z dnia na dzień w oczekiwaniu niewiadomego końca. Lepiej niż liczne później wspomnienia, pisane z późniejszej perspektywy, dokumentują prawdę wojny jako ludzkiego przeżycia, stan przeżywany od wewnątrz, w środku wojny. Wyleżyńska postanowiła robić systematycznie zapiski o wydarzeniach wojennych, mieszkając najpierw w Warszawie, a później okresowo na wsi na Podlasiu, gdzie chroniła się co jakiś czas u rodziny. Dzięki pomocy rodziny mogła też systematycznie prowadzić swą kronikę, nie poszukując z konieczności jakiejś pracy zarobkowej, co podczas okupacji niemieckiej nie było proste. W bombardowanej we wrześniu Warszawie, między nalotami znalazła sobie takie zajęcie: wędrowała po mieście i zapisywała później obrazy jego zniszczeń, pierwsze skutki wydarzeń wojennych, reakcje ludzi, pierwsze ofiary. W końcu września zapisała:
Poszłam zobaczyć nowe, po ostatnim désastre [nieszczęściu], oblicze Warszawy. Zwiedzić jej inny niż wczoraj odcinek. Marszałkowska od placu Zbawiciela. Cegły kamieniec wysypane na ulice jak kartofle z worka. Na rogu Śniadeckich w dobrej formie pozostał afisz Panna Wodna, jakkolwiek teatr, który przedstawienie zapowiada w zupełnej ruinie. Dalej po obu stronach ulicy pokotem leżą całe domy. Rozgrabione sklepy, otwarte, puste ich wnętrza. Główny Dworzec chwieje się w posadach. Na Widok kolejka po wodę, procesja zbiedzonych ludzi do nowego źródła. Idą górami i wądołami. Wokół narożnej kamienicy, gdzie była kawiarnia ‘Szwajcarska’ dziwnie plecione żelazne spirale. Nie uważałam nigdy, iż nad głową unosi się tyle drutów, które obecnie , spłynąwszy w dół, tworzą plątaninę trudną do przebycia.
„Jak miło, wesoło, kule nie świszczą”. Ktoś cieszy się, mijając mnie smutną. Pod kasztanem, płaszczem żołnierskim spowity, leży warszawski bohater. Naprzeciw niego, u drzwi cukierni towarzysz jego, również niewidoczny naszym oczom. Twarz ma zakrytą szynelem, żałosny kształt ciała mówi o śmierci. Pełno jej wokół. Zaległa cały plac Na Rozdrożu. Pod białym murem świecą ciemne plamy też poległych w boju koni”.
Na początku października już po kapitulacji zapisuje: „Pożary i bomby nadały architekturze miasta charakter makabrycznego filmu. Blanki w nieodpowiednich miejscach. Niestosowne w naszym klimacie attyki i ażury. Ukazały się tajemnice puszek, skrzynki pocztowe rozwarły się bez kluczy. Gdy runęły mury ochraniające życie rodzinne, pozostały drobne jego znaki: w gruzach wisi lustro, lampa sprawuje swój obrzęd, ma być po środku pokoju stołowego, obrazek Matki Boskiej świętością swą nie uchronił od katastrofy,”
Nie dokończona wojna
Tak wygląda wojna od środka, zapewne każda już nowoczesna wojna, widziana okiem potencjalnych ofiar, bo wszyscy w niej żyją bez gwarancji następnego dnia, zdani tylko na los szczęścia, bez widoku na jej zakończenie. Czy może ona w ten sposób stać się codziennością, zwykłym po jakimś czasie życiem pośród śmierci innych ludzi, a ze swoją wiecznie przewidywaną i przeżywaną. Wyleżyńska spisywała wydarzenia wojenne prawie przez cztery lata, pozostawiając nie tylko rodzaj najobszerniejsze kroniki wojennej, ale też swego rodzaju opowieść o życiu wojennym. Bieżące zapiski przeplatała wspomnieniami z bogatego życia, także literackiego, pobytu w Rosji przed rewolucją i w Europie zachodniej. Pozostawiła je niedokończone, urwane w lecie 1944, bo nie dożyła jej końca, tak jak ci wszyscy, których żegnała w swych zapiskach.
Zginęła na Powiślu w pierwszym dniu Powstania Warszawskiego od przypadkowej kuli, wracając do domu. Tego samego dnia zginęła poetka Krystyna Krahelska na Polu Mokotowskim, cztery dni później Krzysztof Baczyński w Ratuszu, dwa tygodnie później Tadeusz Gajcy w pobliżu Starego Miasta. Pozostały świadectwa, kroniki, zapiski, wiersze o ludziach, którzy żyli i umierali w czasie wojny takiej, która musi przypominać każdą, także tę obecną…
Razem z Kronikami wojennymi Aurelii Wyleżyńskiej przypomniano niedawno poemat Tadeusza Gajcego Widma wydany osobno w formie reprintu w bibliofilskim opracowaniu. Zawiera on ponadczasową już chyba odtąd wizję nowoczesnej wojny, która po tamtej, w czasach wielu utopii i pokojowych deklaracji miała się nie zdarzyć (trzeba przypomnieć, że Sowieci zawsze walczyli o pokój także zbrojnie). Tadeusz Gajcy w środku wojny myślał też o przyszłości, w poemacie Do potomnego pozostawił swój testament dla świadków następnej wojny, testament ponadczasowy jak się dziś okazuje:
Między nami / jak dłonie dwie złączone są / pamięci nasze i miłości, / a jeden tylko wspólny dom, / który nade mną w tobie rośnie. / Piszę — jak grabarz dół wybiera / na ciała bezruch, dłoni rozpacz / i słowo małe staje nieraz / jak krzyż lub wieniec. Jeśli zostać / dane mu będzie — ręka twoja / otworzy je i sercem spełni, / a czas, co młodość ku jesieni / przechyla twardo — twarz wywoła / kamienną już i nocną wiecznie”.
Aurelia Wyleżyńska, Kroniki wojenne, t. 1 1939-1942, t. 2 1943-1944, opracowanie Grażyna Pawlak i Marcin Urynowicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022
Tadeusz Gajcy, Opowieść z innego świata, Widma, opracowanie Rafał Brasse, Karol Samsel, Państwowy Instytut Wydawniczy, Biblioteka Narodowa, Warszawa 2022
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/652839-ex-libris-wojenny-30