Każdego dnia przekonujemy się, że Niemcy traktują Unię jako swoje imperium, a państwa członkowskie jako podporządkowane Berlinowi prowincje. Rzadko które wydarzenie pokazuje to z taka jaskrawością, jak próba narzucania nikczemnej procedury przymusowych przesiedleń.
Olaf Scholz nie ma w sobie nic z majestatu rzymskich imperatorów. To człek lichy intelektualnie i charakterologicznie, ot wysłużony aparatczyk i jedyne co mogłoby go upodabniać do władców Rzymu, to pycha, nieokiełznana buta. Oto na dzień przed posiedzeniem Rady Europejskiej w sprawie przymusowych przesiedleń, które by ukryć istotę nikczemnego procederu nazywane są paktem imigracyjnym, orzekł iż nie ma już o czym dyskutować, bo wszystko jest rozstrzygnięte. To miało brzmieć jak Roma locuta, causa finita - Rzym przemówił, sprawa zakończona/rozstrzygnięta. Berlin może i przemówił. I co z tego.
O tym, że wszystko jest zdecydowane dzień wcześniej poinformowała unijnych poddanych z prowincji nad Wisłą prasa niemiecka. Pochodzący z tej prowincji dziennikarz Tomasz Bielecki pisze w „Deutsche Welle”, że Polacy nie mają się co buntować, premier Morawiecki racje przedstawiać, bo i tak o wszystkim już zdecydowano i na Radzie Europejskiej poniesiemy klęskę. „U.E. Polska szykuje imigracyjną szarżę” - zatytułował swój artykuł Bielecki i już w leadzie obwieścił:
Polska zapowiada próby odkręcenia unijnej zgody na „obowiązkową solidarność” w migracji podczas szczytu UE w tym tygodniu. Ale na razie szykuje się pełna porażka.
Geniusz, jaki przenikliwy analityk. Wiedział zanim sam Scholz przemówił. Właściwie można darować sobie czytanie reszty. Wiadomo - głupi Polacy szarżują z szabelkami na czołgi jak w Kampanii Wrześniowej (to niemiecki mit propagandowy) i znów poniosą klęskę. Tolerancyjna, demokratyczna uśmiechnięta Unia wygra, bo jak zawsze podjęła jedynie słuszną decyzję. Są jednak w tekście Bieleckiego takie wykwity obłudy i mentalnego poddaństwa, że warto o nich wspomnieć. Znakomicie bowiem ilustrują pełną kompleksów wobec Zachodu, służalczą postawę wielu unijnych poddanych z prowincji nad Wisłą.
Minister Szymon Szynkowski vel Sęk – w ślad za ostrzeżeniami polskiej dyplomacji z ostatnich kilkunastu dni – zapowiedział, że premier Mateusz Morawiecki zamierza na szczycie domagać się odejścia od ugody co do „obowiązkowej solidarności”, którą polskie władze – wbrew sprostowaniom Brukseli – nazywają „obowiązkową relokacją”.
— pisze Bielecki.
Bruksela to sobie może prostować co chce, ale nie zmienia to faktu, iż nie istnieje coś takiego jak „obowiązkowa solidarność”. To całkowicie załgane, fałszywe określenie mające przykryć przymus. Z faktu, że Sowieci napisali sobie w hymnie: „Chwała ci, Ojczyzno, tyś ziemia swobody, Ludów przyjaźni ostoja i straż!” nijak nie zmienia tego, że Związek Radziecki był największym łagrem, więzieniem narodów na świecie.
Polskie władze i tak są wyrozumiałe nazywając unijny pomysł przymusową relokacją. W istocie to przymusowa selekcja imigrantów, przymusowe wysiedlenia, przymusowe wywózki pod strażą, przymusowe osadzanie ich w innych krajach, przymusowe decydowanie o tym kogo mają przyjmować suwerenne państwa, kto ma w nich mieszkać. Żadne obłudne, gładkie określenia nie przykryją nikczemności tego procederu. To pomysł handlowania ludźmi, traktowania ich jak towaru do przerzucania w magazynie. Ukoronowaniem tej podłej praktyki jest wycena ludzi - Ukrainka, która uciekała z dziećmi przed ruskimi bombami jest warta 100 euro, a bysiek z Tunezji, któremu Merkel obiecała fajne życie 20 tysięcy euro. Tylko socjopaci mogli coś takiego wymyślić, pozbawieni całkowicie ludzkich uczuć eurokraci, niemieccy urzędnicy od zarządzania masami ludzkimi.
Dalej Bielecki pisze
Polska nie chce wyboru „relokacja albo płać”
Jakiego wyboru?. Jest ordynarny szantaż, a nie wybór, próba wymuszenia jak przez bandziora, który mówi restauratorowi, że albo zapłaci, albo lokal zostanie zdemolowany. Bielecki za jednym z „wpływowych dyplomatów” informuje, że przedstawiciele Polski i Węgier zostaną łaskawie wysłuchani.
Posłuchamy Polaków i Węgrów. I tyle. Nie zamierzamy podejmować nowych decyzji w tej sprawie
— cytuje dziennikarz. I dalej
A inny z naszych rozmówców przekonuje, że „i tak jest już za późno”, bo Rada UE (unijni ministrowie) osiągnęli swój kompromis co do reformy, a zatem „przeszliśmy na kolejny etap rokowań” ostatecznej wersji reformy między Radą UE i europosłami. Jeśli się uda, to nowe przepisy zaczną być stosowane od około 2026 roku.
Pisałem już wcześniej, że narzucenie przymusowych przesiedleń, wymuszenie haraczy „obowiązkowej solidarności” eurokraci nazwą „kompromisem”. Niemiecki dziennik niechcący ujawnia też mechanizm oszustwa, na którym oparta jest kwestia przymusowych przesiedleń i haraczy. Otóż w 2018 roku niby uzgodniono, że będzie poszukiwać się pełnego konsensusu w decyzjach Rady Europejskiej dotyczących „rozdzielnika uchodźców”. Wtedy jednak nie było mowy o płaceniu za nieprzyjmowanie imigrantów, więc teraz mamy do czynienia z niby zupełnie inną sprawą i tamte ustalenia nie obowiązują.
„Kompromis z 2018 roku”, na który powołuje się Warszawa, to jedno z serii politycznych porozumień Rady Europejskiej kierowanej wówczas przez Donalda Tuska, że przy ustalaniu nowego obowiązkowego rozdzielnika uchodźców należy szukać konsensusu, pomimo że reguły unijne pozwalają na głosowanie większościowe. Tyle, że projekt reformy azylowo-migracyjnej, który Rada UE uzgodniła 8 czerwca przy sprzeciwie Polski i Węgier (Słowacja, Bułgaria, Litwa i Malta wstrzymały się od głosu), wprowadza tylko „obowiązkową solidarność”, w której relokacja może być całkowicie zastąpiona ekwiwalentem pieniężnym w polityce migracyjnej. I dlatego w Brukseli dominuje pogląd, że ten projekt, który będzie w najbliższych miesiącach negocjowany z europarlamentem, nie podpada pod dawne porozumienia o szukaniu konsensusu.
Zapamiętajmy sobie to dobrze. Zapamiętajmy z jakimi oszustami mamy do czynienia. Za grosz nie wolno im wierzyć. Zawsze znajdą pretekst, wymyślą cokolwiek, by wyłgać się z ustaleń, z własnych zobowiązań. Tak jak z tych z 2018 roku, że nie będzie przymusowej relokacji imigrantów. No więc nie ma - w to miejsce jest „obowiązkowa solidarność”. Przy okazji warto wspomnieć o kłamstwie niemieckiej gazety. Sprawy imigracyjne są wyłączną domeną państw członkowskich więc nijak nie może o nich decydować „większościowe” unijne głosowanie.
Butne wystąpienie Scholza, który mówi, że wszystko już zdecydowane, kolejne żenujące, wpierające niemiecki, brukselski punkt widzenia wykwity w polskich mediach (artykuł Deutsche Welle” przedrukowała „Gazeta Wyborcza”) pokazują jak bardzo potrzebne jest referendum w sprawie przymusowych przesiedleń. Tak naprawdę ono będzie dotyczyć nie tylko tego, ale też naszych relacji z Unią. Czymże miałaby być nasza suwerenność, skoro jacyś urzędnicy z Brukseli i ich panowie z Berlina mieliby decydować kto ma w naszym kraju mieszkać. Referendum pozwoli wreszcie rozpocząć w Polsce wielką dyskusję o tym czym tak naprawdę stała się Unia. Da też niepowtarzalną okazję wypowiedzieć się takim jak Bielecki, dziennikarzom „Gazety Wyborczej” politykom PO jak Kopacz, czy Tusk, którzy byli za przymusowymi przesiedleniami imigrantów. Niech bronią wielkiego kompromisu, „historycznej decyzji” jak dyktat o przymusowych przesiedleniach nazwała szwedzka minister ds. UE Jessika Roswall.
Dzień nieuchronnego upadku Unii przybliża się coraz szybciej. Przyspieszają go takie decyzje jak o przymusowych przesiedleniach. Będę to wciąż powtarzał: po wyborach jednym z najpilniejszych zadań polskiego rządu będzie przystąpienie do obalenia ustroju Unii. O tym jak, przyjdzie jeszcze pisać.
Nic nam w sprawie przymusowych przesiedleń nie zrobią. Jeśli nie pozwolimy to do niczego nas nie zmuszą, żadnych haraczy nie ściągną. Scholz i eurokraci już dziś powinni od nas słyszeć: my dzikusy ze wschodu, barbarzyńcy, Wandale rozwalimy wam to do cna zepsute, zdegenerowane, skorumpowane, budowane na wyzysku narodów imperium. Oni muszą zacząć się nas bać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/652717-berlin-przemowil-przymusowe-przesiedlenia-zdecydowane