Pozornie z perspektywy opozycji wszystko wygląda dobrze, a nawet bardzo dobrze: Donald Tusk objeżdża kraj, i przed rozgrzanymi tłumami zapowiada zemstę na Prawie i Sprawiedliwości. Platforma przebiła w sondażach 30 proc., i wyraźnie łapie momentum. PiS zmieniło szefa sztabu, co zawsze jest sygnałem kryzysu, i wciąż nie rozpędziło swojej własnej kampanii.
A jednak ważne ośrodki medialne III RP nie kryją niepokoju, desperacko wzywając do budowy wspólnej listy, która rzekomo ma być receptą na wszelkie problemy i zagrożenia (choć nie jest). I mają rację. Platforma zyskuje, ale kosztem mniejszych partii. PSL i Polska 2050 mają nóż na gardle, i wiedzą, że jest to nóż Tuska. Nawet jeśli ulegną, to zapamiętają sobie, jak zostały potraktowane, i kiedyś się odwdzięczą. PiS zachowuje swój elektorat, i wciąż może złapać dobry rytm, wychodząc do ludzi, kreując silną kampanijną falę.
Prawdziwym źródłem niepokoju III RP jest jednak sukces Konfederacji, owej „Terra Incognita”** polskiej polityki, jak to ujął Jarosław Kaczyński. Partia Mentzena (dziś to jego trzeba wymieniać na pierwszym miejscu), Bosaka, Korwina i Brauna solidnie rozsiadła się na podium, i bardzo wyraźnie wyprzedza już pozostałe mniejsze partie. Przebija kolejne progi, i może być największym wygranym najbliższej kampanii. A to z kolei sprawia, że uzyskanie większości parlamentarnej przez klasyczne partii III RP, partie systemu, staje się właściwie niemożliwe** - czy to w ramach jednej listy, czy też za pomocą zróżnicowanej oferty. I nie pomogą kolejne „sondaże obywatelskie”, zwane czasem „szantażami” - bo ich główną funkcją jest złamanie podmiotowości Lewicy, PSL-u i Polski 2050.
Nawet bardzo uważni komentatorzy polskiej polityki nie wiedzą, co zrobią liderzy Konfederacji w sytuacji, gdy to oni będą mieli klucze do władzy. Może nawet nie wiedzą tego sami zainteresowani? Oczywiście, Konfederacja może dać Tuskowi władzę. Może też wesprzeć PiS. Może utrzymać dystans, przyspieszając scenariusz kolejnych wyborów. Może też rozpaść się na kilka części. Im więcej posłów wprowadzi, tym jej zachowanie w przyszłym Sejmie będzie mniej przewidywalne, a prawdopodobieństwo podziałów większe.
Załóżmy jednak, że Konfederacja idzie z Tuskiem, uznając, że jej droga do potęgi wiedzie przez klęskę Prawa i Sprawiedliwości. Taki scenariusz oznacza jednak średnio- i długoterminową klęskę obecnej opozycji. Nie będą to rządy ani trwałe, ani spójne, ani skuteczne. Mogą też okazać się politycznie bardzo kosztowne. A co najważniejsze, nie pozwolą one na wytworzenie „momentu rewolucyjnego”, o którym marzy salon medialny i polityczny. Zdobytej władzy nie da się przedstawić jako swoistej „kolorowej rewolucji”, którą próbuje przeprowadzić Tusk. Będzie ona wynikiem brudnej umowy z siłami, których salon też nienawidzi, a które zaczął tolerować jedynie taktycznie, widząc w tym szansę na osłabienie PiS (co było błędem, bo Konfederacja podjada dziś raczej siły opozycyjne, niż partię Kaczyńskiego).
Na mniej niż cztery miesiące przed wyborami wciąż niemal wszystko jest zagadką.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/652483-prawdziwym-zrodlem-niepokoju-iii-rp-jest-sukces-konfederacji