„Niezależnie od celów, jakie Grupa Wagnera i Kreml chcą osiągnąć, o których nie do końca wiemy, rzeczywiście Putin i Rosja są słabsi, niż przypuszczaliśmy, a ich jedyną siłą, którą coraz częściej używa w rozmowach z Zachodem, jest szantaż nuklearny - komentuje obecne wydarzenia w Rosji dziennikarz, w latach 2016–2019 ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło.
wPolityce.pl: Sprawa buntu Jewgienija Prigożyna przeciwko Kremlowi i jego „Marsz Sprawiedliwości” na Moskwę wydają się nie do końca oczywiste. Czy i jak to możliwe, że rosyjski watażka ze swoim wojskiem mógłby zagrozić rosyjskiemu imperium? Mamy do czynienia z teatrem?
Jan Piekło: To bardzo dobre pytanie. Nie wierzę, że to była inicjatywa samego Prigożyna. Gdyby tak było, Prigożyn albo by już nie żył, albo znalazłby się w sąsiedztwie Aleksieja Nawalnego.
Można przypuszczać, że było to działanie pewnej grupy ludzi niekoniecznie zadowolonych z rządów Putina, którzy są zainteresowani zmianą władzy na Kremlu. Dlatego Prigożyn był cały czas pod ochroną i nie doszło do skutecznej rozprawy z nim przez Kreml. A przecież znamy arsenał Putina i wiemy, że on – gdyby było trzeba – pozbyłby się Prigożyna bez żadnych skrupułów.
Wiele mówi się o Grupie Wagnera, mniej o tym, jak mocna, liczna i uzbrojona jest ta grupa.
To nie jest partyzantka, ale armia najemników licząca w tej chwili – tak oceniam - ok. 20-30 tys. w dużej części najemników, zrekrutowanych z więzień przestępców, z którymi stworzył on przedsiębiorstwo. To jest biznes. Ponieważ większość z nich bardzo szybko ginęła na froncie, trudno jest podać precyzyjne szacunki liczebności wagnerowców. Można by przypuszczać, że oni są uzbrojeni chyba nawet lepiej, niż normalna armia, ponieważ Prigożyn zajmuje się dystrybucją broni. Nie jestem natomiast przekonany, że ci kryminaliści, którzy podpisali kontrakt z Grupą Wagnera, rzeczywiście byli dobrze uzbrajani, ponieważ to byłoby niebezpieczne dla samych dowodzących Grupą. Prawdopodobnie oni mieli tworzyć tzw. pierwszą linię, która miała iść na wroga i ginąć, a reszta wagnerowców wykonywała działania operacyjne.
Prigożyn zażądał – co wg medialnych doniesień zostało zaakceptowane - dymisji ministra obrony Siergieja Szojgu, który jest przyjacielem Putina. Będą, Pana zdaniem, także inne dymisje w jego otoczeniu, także w dowództwie wojsk Rosji na najwyższym szczeblu?
Prigożyn także był bardzo blisko Putina. Nazywano go nawet kucharzem Putina, ponieważ był odpowiedzialny za cateringi. Jednocześnie, o czym trzeba pamiętać, jest to przestępca, kryminalista, który ma sumieniu mnóstwo w istnień ludzkich, zbrodni m.in. w Afryce i Syrii. Warto o tym pamiętać. Natomiast Putin cały czas umiejętnie sobie pogrywał przeciwstawiając sobie różne grupy interesów. Wyraźnie widać że jednak tam doszło do rozbieżności w jakichś interesach między Grupą Wagnera, czyli właściwie firmą najemniczą, która zatrudniała głównie kryminalistów i psychopatycznych morderców do wykonywania zadań w różnych częściach świata, a z drugiej strony - z armią rosyjską, czyli właśnie Szojgu i Gierasimowem, choć np. generał Surowikin, który również w pewnym momencie dowodził armią ukraińską, był najwyraźniej przyjacielem Prigożyna. Widać więc, że tamte macki i podziały sięgają znacznie głębiej. Obecnie wgłębiać się w to nie ma szczególnego sensu, natomiast rzeczywiście mamy do czynienia na najwyższych szczytach władzy w Rosji z jakąś roszadą czy szansą na jakąś roszadę. Swoją drogą jakoś nie bardzo w to wierzę, żeby na życzenie Prigożyna Putin chciał zwolnić Szojgu.
Odnośnie obecnej sytuacji w Rosji dominuje narracja o Putinie, że „król jest nagi”. Zełenski drwi z Putina, że „Pan z Kremla bardzo się boi”. Ukraińcy wierzą, że Putin jest już tak słaby, jak się mówi?
Tak narracja sprzedaje się w tej chwili właściwie na całym świecie. Wywiady krajów NATO w analizują zachowania Rosji i armii rosyjskiej, tych wszystkich zabezpieczeń w momencie „Marszu Sprawiedliwości” Prigożyna. I wychodzi na to, że niezależnie od celów, jakie obie strony chcą osiągnąć, o których nie do końca wiemy, rzeczywiście Putin i Rosja są słabsi, niż przypuszczaliśmy, i że ich jedyną siłą, którą coraz częściej używa w rozmowach z Zachodem, jest szantaż nuklearny. Słynne „trzy dni na zdobycie Kijowa” i potem kolejne klęski, jak choćby w walce o rejon charkowski, potem odbicie Chersonia – to się w tej chwili dzieje i wszyscy to widzą. Także Ukraińcy, bo najwyraźniej tak kontrofensywa ukraińska postępuję do przodu. To świadczy, że Putin realnie przegrywa.
Grupa Wagnera ma pozostać bezkarna, ma wrócić do baz, a sam Prigożyn wyjechać na Białoruś. Ale czy po oskarżeniu Putina o zdradę może czuć się bezpieczny?
Nie można być pewnym, czy on nadal żyje, czy już w tajemniczych okolicznościach gdzieś nie zaginął, zniknął i nie usłyszymy już o nim. Ale być może ma do zrealizowania jakąś misję specjalną, co jest związane z gwarancjami bezpieczeństwa jakie mu Kreml daje.
Być może ma pilnować Łukaszenkę, żeby się nie próbował urywać się łańcucha, by był bardziej zaangażowany w walkę z Ukrainą. A być może, co jest dla nas niebezpieczne, uruchomił jakieś działania sabotażowe, które by osłabiły możliwości przesyłania pomocy, w tym również wojskowej i humanitarnej, przez granicę polsko-ukraińską. Takie niebezpieczeństwo, moim zdaniem, może istnieć.
Musimy mieć świadomość, że niedługo odbędzie się szczyt NATO na Litwie. Nie jest wykluczone, że Prigożyn razem Łukaszenką i z Rosjanami ma przygotować jakąś prowokację, która może nas nieco zaskoczyć.
Rozmawiał Radosław Molenda
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/652117-wywiadjan-pieklo-marszu-na-moskwe-nie-zainicjowal-prigozyn