Komisja Europejska zamierza podwoić roczny budżet na promowanie samej siebie i rocznie przeznaczać na to 60 milionów euro. Przewodnicząca Ursula von der wynajmuje niemieckie firmy od propagandy z pominięciem procedur przetargowych.
Wojna na Ukrainie jest dobra na wszystko. Komisja Europejska zamierza wykorzystać ją m. in. jako pretekst do podwojenia własnego budżetu propagandowego. Od stycznia 2024 zamiast 30 milionów euro rocznie, wydawane ma być na ten cel 60. Unijni urzędnicy tłumaczą to potrzebą walki z dezinformacją jaka towarzyszy rosyjskiej inwazji
Szczególnie w czasach kryzysu ważniejsze niż kiedykolwiek jest, aby instytucje demokratyczne jasno informowały wszystkich obywateli o swoich działaniach w celu sprostania naszym najpilniejszym wyzwaniom
— tłumaczył rzecznik Komisji Chrisian Wigand
60 milionów euro dla Komisji Europejskiej to ma być część większego, liczącego teraz 200 milionów euro rocznie budżetu na komunikację, którym dysponują unijne instytucje jak Parlament Europejski, Europejski Bank Inwestycyjny etc. Wydatki planowane są przynajmniej na 4 lata, więc w tym czasie Komisja Europejska na zachwalanie samej siebie wyda co najmniej 240 milionów euro, a łącznie na swe instytucje co najmniej 800 milionów. Do tego należałoby doliczyć środki wprost skierowane na media będące w całości opłacane przez Brukselę. Unia zaczyna mieć kłopoty finansowe, więc dodatkowe pieniądze na propagandowe wzmożenie mają pochodzić z okrojonych funduszy na rolnictwo, badania naukowe, program imigracyjny i wymiany studentów Erasmus.
Sama Ursula von der Leyen nie czeka na zatwierdzanie nowych budżetów propagandowych i na własną rękę z pominięciem procedur przetargowych wynajmuje niemieckie firmy od komunikacji korporacyjnej i PR. 5 milionów euro przeznaczono w ubiegłym roku na kontrakt dla dwóch berlińskich firm - 365 Sherpas i Zum Goldenen Hirschen na kampanię „Jesteście Unią Europejską”, która miała niby uświadamiać unijnym poddanym potrzebę przechodzenia na odnawialne źródła energii.
Za mocno krytykowanymi zleceniami stać ma Dirk von Holleben wieloletni najbliższy współpracownik przewodniczące von der Leyen, jeszcze z czasów kierowania przez nią niemieckim ministerstwem obrony. Niemiec został w maju awansowany na najwyższe w randze unijnej stanowisko urzędnicze - doradcy, w tym przypadku „ds. spraw korporacyjnych kampanii komunikacyjnych”, co oznacza, że zgodnie z tabelkami brukselskich płac wylądował z pensją miedzy 14, a 16 tysięcy euro miesięcznie. Jak informuje „Politico” jego pozycja bardzo drażni brukselskich urzędników. Zgodnie z wewnętrznym regulaminem mogą oni pracować zdalnie tylko 10 dni w roku, a w pozostały czas muszą być do dyspozycji w biurach w Brukseli, Luksemburgu etc - tam gdzie są unijne instytucje. Tymczasem von Holleben mieszka z rodziną w Paryżu i do Brukseli dojeżdża ledwie na 2 dni w tygodniu.
Zatrudnianie z pominięciem procedur różnych firm od tego i owego zdaje się być specjalizacją przewodniczącej von der Leyen. Już w czasach kierowania niemieckim resortem obrony setki milionów euro poszły na usługi doradcze do firmy konsultingowej McKinsey, w której pracowała jej bliska przyjaciółka, zatrudniona później w samym ministerstwie. W Bundestagu powołana została nawet specjalna komisja śledcza w tej sprawie, ale wszystko zostało zamieciona pod dywan, bo korespondencja dotycząca zleceń cudownym sposobem zupełnie przypadkowo wykasowała się ze służbowych urządzeń minister von der Leyen. Już w Brukseli Niemka hojnie wynagradzała niemieckie firmy od marketingu politycznego i komunikacji, jak choćby Storymachine, którą prowadzi były dziennikarz tabloidu „Bild”. Przewodnicząca ma całą kompanię niemieckich współpracowników zajmujących się promowaniem jej w mediach.
Jak się okazało to urzędnicy Komisji zwrócili się do niemieckiej firmy 365 Sherpas, by ta zaoferowała swe usługi przy kampanii „Jesteście Unią Europejską”. Ta kampania okazała się być w praktyce kampanią „Jesteście Niemcami”. Po wielkich kontrowersjach póki co z planowanych 5 milionów wydano niecałe 2.
Sprawa propagandowego budżetu na przyszłe lata nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Wszystko wskazuje na to, że Europa wchodzi w recesję, a sama Unia zaczyna mieć wielkie kłopoty finansowe. To eurokratom zdaje się nie przeszkadzać, ale chodzi o konkurencję i obawy, że jak wskazują dotychczasowe praktyki i poczynania von der Leyen, cała unijna propaganda miałaby być *”made in Germany”.
U eurokratów nie ma za grosz refleksji nad tym, by w czasach kryzysu powściągać swe wydatki, szukać oszczędności u siebie. Każdy kryzys, jak choćby wojna na Ukrainie, to pretekst by poszerzać swe władztwo. To zaś trzeba propagandowo uzasadniać. Kiedy najbliżsi współpracownicy von der Leyen wynajmowali niemieckie firmy do lansowania jej w mediach, oficjalnie przekonywano, jak mówił rzecznik Komisji o „pilnej potrzebie poinformowania Europejczyków o skutkach wojny na Ukrainie i reakcji UE na te skutki”.
Tak więc europejscy poddani skoro już „jesteście Unią Europejską” to szykujcie się na oszczędności i wyrzeczenia, bo pani von der Leyen z panią Jourovą i panem Reyndersem muszą zacnie w mediach wypaść. Jakoś też trzeba wmówić wam konieczność nakładania nowych podatków, rezygnacji z podróżowania, zmiany menu i posłusznego poddania się tym wszytkom wspaniałym postępowym zdobyczom, które Unia wam chce zgotować.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/651938-unia-szykuje-propagandowa-ofensywe
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.