Chcemy mieć twarde gwarancje, co do tego, że to Polska będzie decydować o tym, kto przyjeżdża do Polski, a kto do Polski nie przyjeżdża, a nie jacyś urzędnicy europejscy - mówił w Programie Trzecim Polskiego Radia szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz.
Sejm przyjął uchwałę wyrażającą sprzeciw wobec unijnego mechanizmu relokacji nielegalnych migrantów, która zobowiązuje rząd do stanowczego sprzeciwu wobec takich praktyk Unii Europejskiej. Prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadczył w Sejmie, że kwestia relokacji migrantów w Unii Europejskiej musi być przedmiotem referendum.
Marcin Przydacz podkreślał w Polskim Radiu, że Polska ma prawo do suwerennej decyzji ws. relokacji uchodźców i nie musi bazować na humorze instytucji europejskich.
Chcemy mieć twarde gwarancje, co do tego, że to Polska będzie decydować o tym, kto przyjeżdża do Polski, a kto do Polski nie przyjeżdża, a nie jacyś urzędnicy europejscy
— mówił.
My uważamy, że tutaj konieczna jest decyzja Polaków, stąd też Sejm pracuje nad referendum, które ma zostać przeprowadzone, ma do tego konstytucyjne uprawnienie i art. 4 (konstytucji) mówi, że władza zwierzchnia należy do narodu i realizuje ją albo poprzez swoich przedstawicieli albo bezpośrednio i to jest nasze konstytucyjne uprawnienie, żeby w tego typu sytuacjach podejmować decyzje, a nie Komisji Europejskiej czy jakichś urzędników
— wskazywał prezydencki minister.
Twarde argumenty
Na uwagę, że wszystkie siły polityczne są przeciw przymusowej relokacji, więc po co organizować referendum, Przydacz podkreślił, że rząd, minister ds. europejskich czy MSZ rozmawiając z Brukselą będzie miał twardy argument w postaci wyniku referendum, a także dyskusji na temat prymatu prawa i prymatu decyzji.
Wszyscy jak słyszę, politycy partii mówią, że oczywiście Polacy na pewno nie zgodzą się na to, aby nam narzucać tutaj jakichkolwiek migrantów siłowo i celowo. To jest ważne, czyja racja jest ważniejsza, czy Polaków rządzących się w swoim własnym państwie, czy jakiejś grupki brukselskich urzędników, którzy mieliby decydować o tym, aby pozbawić części problemu. Powiedzmy sobie szczerze część państwa zachodnich, sama sprowadziła sobie problem na głowę w postaci migrantów gdzieś z dalekich państw południa, a teraz chce się podzielić tymi z nami tymi problemami a jeśli nie to mamy płacić setki milionów złotych za te ich problemy
— zauważył Przydacz.
Tzw. pakt migracyjny zawiera m.in. system „obowiązkowej solidarności”. Polega on na tym, że choć „żadne państwo członkowskie nie będzie nigdy zobowiązane do przeprowadzania relokacji”, to „ustalona zostanie minimalna roczna liczba relokacji z państw członkowskich, z których większość osób wjeżdża do UE, do państw członkowskich mniej narażonych na tego rodzaju przyjazdy”.
Liczbę tę ustalono na 30 tys.
Natomiast minimalna roczna liczba wkładów finansowych zostanie ustalona na 20 tys. euro na relokację. Liczby te można w razie potrzeby zwiększyć, a sytuacje, w których nie przewiduje się potrzeby solidarności w danym roku, również zostaną wzięte pod uwagę
— czytamy w komunikacie Rady UE.
Oznacza to de facto, jak tłumaczył PAP wysokiej rangi dyplomata unijny, który uczestniczył w negocjacjach, wybór między relokacją migrantów a ekwiwalentem finansowym w przypadku braku chęci ich przyjęcia.
Serwilizm Platformy
Szef Biura Polityki Międzynarodowej KPRP zwrócił uwagę, że gdyby w Polsce rządziła Platforma Obywatelska, to sprawa relokacji dawno byłaby załatwiona na niekorzyść Polski. Polityk twierdzi, że partia Donalda Tuska ma do Unii Europejskiej stosunek wiernopoddańczy i nie będzie sprzeciwiać się temu, co Bruksela chce w Polsce zrobić.
Grabiec jest politykiem Platformy Obywatelskiej, opozycyjnej partii, która w każdym aspekcie będzie oczywiście z jednej strony krytykować za wszystko, co jest możliwe z drugiej strony, kłaniać się przed Komisją Europejską, taką ma konstrukcję mentalną, więc rzeczywiście wskazuje na to, że gdyby rządziła Platforma Obywatelska, tak to by wyglądało. Proszono by Komisję Europejską o ewentualną zgodę na to, aby nie przyjmować uchodźców
— stwierdził Przydacz w “Salonie Politycznym Trójki”.
My uważamy, że mamy prawo do suwerennej decyzji, w zakresie tej regulacji, która w tym momencie idzie przez procedury europejskie, bo nie została jeszcze w pełni skonkludowana. Rzeczywiście są takie rozwiązania, które powodują, że być może na wniosek, na prośbę część uchodźców Komisja się zgodzi nam przesłać, a część się zgodzi nam odesłać, więc wszystko będzie zależeć od instytucji europejskiej. Jak będzie miała dobry humor, to będzie nam przesyłać, a jak nie to blokować. Nie może być na to zgody
— dodał.
Problem Rzezi Wołyńskiej
Szef BPM odniósł się także do kontrowersyjnych słów szefa ukraińskiego IPN Antona Drobowycza, który zapowiedział, że Kijów nie wyrazi zgody na ekshumacje ofiar wołyńskiego ludobójstwa, dopóki Polska nie zmieni swojego podejścia pod kątem ochrony pomników UPA w Polsce.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Odnowa pomnika UPA ceną za ekshumację ofiar Wołynia? Oburzenie po słowach szefa ukraińskiego IPN. „Nie możemy się na to godzić!”
Przydacz przypomniał, że prezydent Wołodymir Zełenski i przewodniczący parlamentu Ukrainy mówili, że kwestia ekshumacji Polaków na Ukrainie nie powinna być w żaden sposób utrudniana.
Prezydent Zełenski przebywając w Warszawie przyznał, że nie może być mowy o jakichkolwiek zakazach ws. poszukiwania swoich bliskich, to samo mówił szef ukraińskiego parlamentu. Problem ws. ekshumacji na Ukrainie istnieje od czasów prezydenta Poroszenki, ale staramy się wypracować porozumienie i bierzemy za dobrą monetę słowa prezydenta Ukrainy i szefa ich parlamentu, jednak po stronie Ukrainy są także środowiska, które starają się burzyć dobre relacje
— mówił Przydacz.
Polityk kancelarii prezydenta RP zdradził, że podjęta została pierwsza decyzja o ekshumacji pod Tarnopolem.
Jest pierwsza decyzja dotycząca poszukiwania i ekshumacji pod Tarnopolem, jak warunki bezpieczeństwa na to pozwolą. Tam rakiety spadają, to nie jest tak, że można wysłać w każdym momencie dowolne grupy w dowolne miejsce ukraińskie
— stwierdził szef BPN w Programie Trzecim Polskiego Radia.
Tam jest kilka rzeczywiście firm [na Ukrainie], które sobie zdominowały ten rynek i uważają, że są w stanie, cały rynek mówię, różnego rodzaju działań archeologiczno-wykopaliskowo-poszukiwawczych, są takie firmy, które uważają, że tylko one potrafią to robić. To zawsze się odbywało we współpracy polsko-ukraińskiej i tak będzie też tym razem — podsumował.
CZYTAJ TEŻ:
pn/PAP/trojka.polskieradio.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/651399-przydacz-to-polska-ma-decydowac-kto-do-niej-przyjezdza
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.