Jeśli prawdą jest to, co napisała korespondentka brukselska radia RMF Katarzyna Szymańska-Borginon, iż unijni dyplomaci twierdzą, że Polska może napisać prośbę/podanie do Brukseli o wyłączenie z procedury przymusowego przesiedlania imigrantów, to tym bardziej powinniśmy przeprowadzić referendum w tej sprawie. Będzie to okazja do zdemaskowania wielu kłamstw manipulacji, mitów i ostateczne wypowiedzenie się naszego społeczeństwa.
Byłem bardzo sceptyczny w sprawie referendum dotyczącego tzw. paktu imigranckiego. Uważałem, że w sprawach z gruntu niemoralnych, bezprawnych jak przymusowe przesiedlanie ludzi i de facto handel nimi nie należy podejmować żadnych negocjacji, tylko z miejsca je odrzucić. Procedura referendalna została jednak w jakimś sensie uruchomiona - jest inicjatywa, więc ma sens dokończenie jej tak, by sprzeciw wobec nikczemnych propozycji Brukseli był głosem nie tylko rządzącej partii, ale całego społeczeństwa. Po kolejnych oszustwach Unii w sprawie przesiedleń referendum jest tym bardziej potrzebne.
Ledwie kilka dni temu rząd Czech pochwalił się, że owszem zgodził się na haniebną propozycję, ale sprytnie uzyskał dla siebie wyłączenie spod tej procedury. Ani nie będzie będzie zmuszony przyjmować zwożonych z innych krajów imigrantów, ani wykupywać się z tego zapłaceniem 22 tys. euro od sztuki. Mniejsza o to, czy Czesi nakłamali, pochwalili się na wyrost, bo tak naprawdę to mogą tylko prosić się o wyłączenie, istotne jest, że zgodzili się na samą zasadę i teraz Bruksela może ich dowolnie szantażować i wedle uznania łaskawie przychylać się do pokornych próśb, albo nie. Prawda jest taka, że Bruksela może Czechom narzucić kogo mają we własnym kraju przyjmować, a jak się nie zgodzą, to będą za to płacić.
Opozycja jak zwykle zareagowała głupio i podle wychwalając kunszt czeskiej dyplomacji, która jakoby wywalczyła dla Pragi nieuczestniczenie w przymusowych przesiedleniach. Co innego nieudolna Polska. Teraz zgodnie z tym, co pisze brukselska korespondentka radia RMF Katarzyna Szymańska-Borginon, Polska też może prosić się u Komisji Europejskiej o łaskę, powołując się na przyjęcie milionów uchodźców z Ukrainy. Jesteśmy więc w tej samej sytuacji co Czechy, ale nie ma zachwytów opozycji nad polską dyplomacją, a jest rechot głupiego, że w takim razie referendum w sprawie przymusowych przesiedleń, które zaproponował Jarosław Kaczyński jest niepotrzebne, i że został on sprytnie przez eurokratów ograny. Wybili mu bowiem z ręki „populistyczny”, „demagogiczny” czy jakiś tam oręż w kampanii wyborczej.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że akcja unijnych dyplomatów zapewniających, że możemy się prosić Brukseli, żeby nam łaskawie pozwoliła nie przyjmować zwożonych z Niemiec, czy skądś imigrantów, ma związek z wyborami. Opozycja zwróciła się do eurokratów, by zrobili coś, by temat nielegalnej imigracji, wywózek i przesiedleń nie pojawiał się z całą mocą w kampanii wyborczej, by jakoś go zneutralizować, bo opozycja nie będzie mogła kłamać, że od zawsze była przeciw przymusowym relokacjom i na tym przegra. Brukselscy urzędnicy rzucają opozycji nożyce, by mogła się od niewygodnego tematu odciąć, by mogła udać, że on nie istnieje. Opozycja odrzuca unijny pomyśl przymusowych przesiedleń nie dlatego,że jest niemoralny, głupi, niewykonalny, szkodliwy, ale dlatego, że zgoda na niego zaszkodziłaby w wyborach.
Otóż nie chodzi o to, by teraz chodzić po prośbie do Brukseli, a ta się łaskawie zgodzi zwolnić nas od przyjmowania przymusowo przesiedlanych imigrantów, bo mogłoby to opozycji zaszkodzić. Nie potrzebna nam ta licha, chwilowa, zależna od kaprysów łaska. Chodzi o to, by głosem całego społeczeństwa odrzucić nikczemny paradygmat - przekonanie, iż wolno przymusowo przesiedlać ludzi i jeśli Unia to przegłosuje, czy w jakikolwiek sposób, nawet wbrew prawu ustali, to państwa członkowskie muszą w tym haniebnym procederze uczestniczyć. Referendum raz na zawsze ustaliłoby zasadę - Polska nie będzie ponosić kosztów fatalnej polityki imigracyjnej innych państw i Brukseli. Polska uważa, że rozwiązanie kryzysu imigracyjnego nie może polegać na przydzielaniu państwom kontyngentów ludzi do przesiedlenia i pilnowania, a na ochronie unijnych granic. Dokładnie tak jak Polska chroni siebie i Unię przed inwazją imigrantów nasyłanych przez reżimy ruski i białoruski.
Dziś wysyłanie prośby do Brukseli oznacza przystanie na nieludzki mechanizm i zdanie się na łaskę eurokratów, którzy może się zgodzą, a może nie. Wynik referendum, w którym Polacy odrzucają pakt imigracyjny, oznacza ustanowienie zasady na następne lata i ubezpieczenie przed jakimś wysługującym się Brukseli rządem. Chcemy, by wojna zakończyła się jak najszybciej zwycięstwem Ukrainy i by uchodźcy mogli wrócić do swej ojczyzny. To nie może jednak oznaczać, że Unia będzie mogła nam wtedy oświadczyć: okoliczności się zmieniły, Ukraińcy wrócili do domu, a więc teraz macie odebrać tyle i tyle wagonów z imigrantami z Niemiec, czy czym ich tam będą chcieli zwieźć.
Nic nie wskazuje na to, że opozycja obejmie rządy po październikowych wyborach, ale gdyby tak się stało, to nie ma największej wątpliwości, że zgodzi się na każde dictum Brukseli i kłamstwami, jakimiś bredniami o demokracji, europejskiej solidarności będzie chciała uzasadnić przyjmowanie przydzielonych nam kontyngentów nielegalnych imigrantów. Referendum oznacza też fundamentalny brak zgody na jakieś rasistowskie wyliczanie kwot euro za przybyszy - byle uchodźca wojenny z Ukrainy wart jest 60-100 euro, ale wysokogatunkowy nielegalny imigrant w Niemczech, czy Hiszpanii 22 tys. euro.
Opozycja będzie robić wszystko, by ośmieszyć, obrzydzić ideę referendum. Będzie mówić, że nie ma sensu, bo przecież wszyscy się sprzeciwiają przymusowym przesiedleniom. Nieprawda, kłamstwo zwykłe. Nie mamy pojęcia jakie jest stanowisko PO, PSL, Hołowni, jakiejś tam lewicy. Wiemy tylko tyle, że dziś z powodów koniunkturalnych, wyborczych mówią, że się nie zgadzają, a jednocześnie nawet nie chcą poprzeć stosownej uchwały Sejmu. Wszystko zależy od tego jak wiatr zawieje i tak jak w 2015 rząd PO gorliwe chciał uczestniczyć w niemieckiej akcji niekontrolowanego przyjmowania imigrantów, tak i w przyszłości jak Bruksela każe, będą za tym gardłować. Chyba że będzie stanowcze weto od całego społeczeństwa w postaci referendum. To podobny mechanizm jak przy obietnicy, że autostrady w Polsce nie będą płatne. Nie chodzi o dwa odcinki jak teraz,(tak jak nie chodzi o 2 tysiące imigrantów) ale o wszystkie w przyszłości i fundamentalną zasadę, że skoro Polacy za swoje pieniądze zbudowali drogi, to mogą z nich bez ograniczeń korzystać.
Tylko i wyłącznie Polska może decydować kogo przyjmuje, kto w niej się osiedla i mieszka. Nie chodzi tylko, o to że takie uprawnienia państw wynikają wprost z art. 76 pkt 5 Traktu Lizbońskiego, ale też o samą istotę suwerenności. Czym ona byłaby skoro to obcy - w tym przepadku Bruksela, decydowaliby komu wolno leźć w nasze granice, kim mają być mieszkańcy Polski, jakie ma być nasze społeczeństwo, jaka kultura. Żadna łaska Brukseli nie jest nam potrzebna, a błaganie eurokratów jakieś słanie próśb, podań jest nie tylko poniżające, ale z gruntu złe, bo jak wielokrotnie wspominałem, oznacza zgodę na przyjęcie nikczemnego mechanizmu przymusowego przesiedlania ludzi i handlu nimi. I nieskuteczne, bo mamy do czynienia z oszustami, a nie z ludźmi przyzwoitymi, dobrej woli. I szkodliwe, bo daje Brukseli kolejne narzędzie do szantażowania Polski
Jednym z najpilniejszych zadań jakie po wyborach będzie musiał podjąć rząd Zjednoczonej Prawicy, będzie obalenie ustroju Unii Europejskiej. Polska ma wystarczający potencjał by to zrobić, a na przedstawienie jak, przyjdzie jeszcze czas.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/651371-unia-laskawa-mozemy-prosic-o-nieprzysylanie-nam-imigrantow