Podjęta przez Sejm uchwała sprzeciwiająca się przymusowej relokacji imigrantów i karom nakładanym na kraje UE, odmawiającym ich przyjęcia, a także zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego ogólnokrajowego referendum w tej sprawie mocno musiała wstrząsnąć unijnymi eurokratami, skoro korzystając z wypróbowanego kanału (radio RMF FM) ślą gałązkę oliwną.
Polska będzie mogła wnioskować o całkowite odstępstwo od obowiązkowej solidarności - czyli zarówno od relokacji migrantów, kontrybucji finansowej w wysokości 20 tys. euro za nieprzyjętego migranta czy wsparcia operacyjnego
— przekazało korespondentce RMF FM w Brukseli kilku unijnych dyplomatów i ekspertów, którzy brali udział w negocjacjach pakietu migracyjnego.
Wyrażają przy tym ubolewanie i zdziwienie, że nie informuje się polskiej opinii publicznej, iż w tekście przyjętego 8 czerwca dokumentu zapisano możliwość „częściowego lub całkowego zwolnienia z wkładu solidarnościowego (…) kraju, który uważa, że stoi w obliczu znaczącej sytuacji migracyjnej”. Taki kraj może oczywiście wnioskować o wyłączenie z relokacji czy jakiejkolwiek kontrybucji finansowej. Oczywiście, ale będzie to musiało zostać ocenione przez Komisję Europejską i zatwierdzone przez Radę, wyjaśnia dziennikarce RMF FM unijny dyplomata, zaznaczając iż Komisja Europejska będzie brała przy analizie imigracyjnej danego kraju miedzy innymi liczbę uchodźców z Ukrainy.
Jest przecież specjalna furtka dla Polski w związku z tym, że przyjęliście tylu uchodźców z Ukrainy – mówi jeden z cytowanych (anonimowo) dyplomatów, a drugi podkreśla, że „Polska dostała wyjątek”.
To miło, że oprócz upokarzającej zapomogi z KE w wysokości 200 euro na uchodźcę z Ukrainy jeszcze chce się robić dla Polski „wyjątki”, przy okazji oburzając się, iż nie chcemy być solidarni z resztą Europy ( czytaj: głownie Niemcami i Francją) i przyjąć na swe barki ciężar katastrofalnej polityki „otwartych drzwi” Angeli Merkel. Tylko że jak stwierdził premier Morawiecki, nas solidarności uczyć nie trzeba. Nie oglądając się na unijne fundusze, przyjęliśmy ponad milion uchodźców z Ukrainy, nie zamykając ich w obozach i nie żądając od innych krajów Unii, by część z nich, w ramach przymusowej relokacji, zabrała do siebie.
Łaskawość Unii, obiecującej że weźmie pod uwagę ten fakt i być może („istnieje taka możliwość”) zwolni Polskę z przymusowej relokacji, a co za tym idzie potencjalnych kar, nie ma większego znaczenia, bo nie chodzi o to, który kraj ma większe zasługi w pomocy Ukraińcom – to może być argument natury moralnej – tylko o to, że kolejny raz łamane są traktaty i zapisywane obietnice, których, jak uczy doświadczenie, nie zawsze się dotrzymuje.
Polityka imigracyjna nie leży w kompetencjach Unii, tylko państw członkowskich i wszelkie ustalenia w tym względzie powinny zapadać jednomyślnie na forum Rady Europejskiej ( szefowie państw członkowskich), a nie większościowo na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej (ministrowie spraw wewnętrznych).
Oprócz łamania zapisów traktatowych (wyłączne kompetencje UE) mamy także do czynienia z sytuacją obejścia weta, którego całkowita likwidacja marzy się kanclerzowi Scholzowi. I o tym między innymi wspomina uchwała polskiego Sejmu, wyrażająca sprzeciw wobec przymusowej relokacji imigrantów, ale także takim sposobom narzucania dyktatu większości. Nic dziwnego, że opozycyjne partie nie ośmieliły się jej poprzeć, bo jakże ich przedstawiciele w PE mogliby się pokazać na lewicowo-liberalnych salonach Brukseli? Można za to gardłować przeciwko zapowiedzianemu referendum, no bo przecież w czasie debaty w Sejmie wszyscy byli zgodnie przeciwko tej relokacji, więc po co referendum, jak oznajmił jeden z posłów PSL-u, które „zgodnie”… wstrzymało się od jej poparcia.
Uchwała Sejmu i zapowiedź referendum mocno zaniepokoiła jak widać unijnych „dyplomatów”, którzy zwierzyli się ze swego rozczarowania postawą Polski korespondentce RMF FM. Katarzynie Szymańskiej-Borginon. No bo przecież zapisane, ze można się ubiegać, KE rozpatrzy, przeanalizuje…
W 2020 roku po szczycie Rady Europejskiej (najważniejszego organu UE) mogliśmy usłyszeć od polityków i przeczytać na stronach KPRM:
Nasz kraj otrzyma z budżetu UE 770 mld zł, co będzie silnym wsparciem dla rozwoju polskiej gospodarki. W konkluzjach jasno określono także mechanizmy uruchamiania funduszy europejskich – nie mogą one podlegać żadnym arbitralnym decyzjom i być motywowane politycznie (…) Rada Europejska ustaliła, że kwestie ochrony i kontroli budżetu oraz zapobiegania korupcji zostaną oddzielone od tzw. kwestii praworządności. Przyjęte wytyczne będą musiały być wkomponowane w mechanizm prawny stosowany przez Komisję Europejską. Ponadto, stwierdzenie naruszenia praworządności nie będzie jednoznaczne z uruchamianiem sankcji (…) Mechanizm praworządności ma być stosowany obiektywnie i sprawiedliwie oraz nie naruszać traktatowych kompetencji państw członkowskich.
Zapisane, podpisane a co było dalej, to wiadomo, ćwiczą nas tym mechanizmem praworządności na tych wszystkich „odcinkach”, na których samodzielna i suwerenna polityka polskiego rządu nie w smak dążącym do podporządkowania federacyjnej utopii Europy rządzonej pod dyktat największych i najsilniejszych.
Tę przypowieść, którą kiedyś Jan Kochanowski radził kupić Polakowi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi, pozostawmy historykom literatury.
Polacy drugi raz nie dadzą się oszwabić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/651326-damy-sie-oszukac-drugi-raz