Rację mają ci, którzy powtarzają, że przed nami najważniejsze wybory od 1989 r. Ale tylko część z nich przyznaje, dlaczego są one takie ważne. Obóz lewicowo-liberalny to wdzięczne hasło ubiera w treści zupełnie nieprzystające do sytuacji – bałamutnie straszy ruiną demokracji i gospodarki. Abstrahując od tych idiotyzmów, waga zbliżającej się elekcji dotyczy czego innego – bezpieczeństwa i suwerenności. Ale o tym Donald Tusk nie będzie chciał z Polakami rozmawiać, bo nie ma tu nic dobrego do powiedzenia. Dlatego obóz PiS powinien postawić na poważną kampanię opartą na sprawach zasadniczych.
To w gruncie rzeczy naturalne. Za naszą granicą trwa wojna, sąsiadujemy z nieobliczalnym, skrajnie agresywnym i wrogo do nas nastawionym państwem, więc nie sposób udawać, że są tematy ważniejsze.
Trafnie zauważył to w Salonie Dziennikarskim w TVP Info socjolog Marek Grabowski, wskazując jednocześnie, że „to, co zrobiło Prawo i Sprawiedliwość, oprócz kwestii godnościowych, to radykalne wzmocnienie bezpieczeństwa Polski”.
Fundamentalną osią sporu i pryzmatem różnic pomiędzy rywalizującymi obozami winny stać się obronność, polityka wschodnia, postawa władz wobec agresora, ale też obrona przed zagrożeniami z Zachodu.
To istotniejsze nawet od kwestii gospodarczych, które dla obecnej władzy też zresztą są polem, na którym ma się czym pochwalić. Tyle że wielu rodaków już się przyzwyczaiło do dobrej sytuacji, uznaje ją za coś oczywistego, zapomniawszy o nie tak odległej sytuacji przed kilkoma laty. Dlatego słusznie Jarosław Kaczyński sztorcował niedawno niemrawe szeregi partii słowami: „Jak to możliwe, że w Polsce jest dzisiaj najlepiej od czasów Jagiellonów, a my możemy przegrać wybory?!”.
Mogą przegrać, jeśli pozwolą drugiej stronie narzucić retoryczną hucpę oderwaną od rzeczywistości. Donald Tusk wie, że w kwestiach fundamentalnych nie ma szans z Jarosławem Kaczyńskim.
Bo pierwszy Polskę rozbrajał, a drugi zbroi ją po zęby. Pierwszy nie widział problemu w uzależnianiu Polski i całego kontynentu od Rosji, drugi – znając jej prawdziwą naturę – robi wszystko, by odepchnąć ją jak najdalej. Pierwszy najchętniej oddałby wszelkie strategiczne decyzje międzynarodowe Berlinowi (albo jak jego pomazaniec w spódnicy w obliczu niebezpieczeństwa zabarykadował się z dziećmi w domu), drugi nie chce dopuścić, by obce stolice narzucały nam swoje decyzje i buduje wielowektorowe sojusze. Pierwszy dla własnej kariery godzi się na ingerencję brukselskich dyktatorków w każdą sferę naszego życia, drugi chce bronić traktatów i suwerenności państwa.
Polacy muszą zadać sobie pytania: dokąd zaprowadziłoby nas dalsze stawianie na Niemcy jako głównego sojusznika według sznytu PO? Czy Tusk potrafiłby tak twardo zabiegać o wsparcie dla Ukrainy, czy czekał na wskazówki z urzędu kanclerskiego? Czy racjonalne było zmniejszanie armii i demilitaryzacja wschodnich terenów RP przed 2015 r.? Czy należy protestować przeciw polityce migracyjnej UE? Czy chcemy żyć w państwie, w którym coraz mniej będzie od nas zależeć, a nasze życie układać będą skorumpowani urzędnicy unijnego superpaństwa? Czy słuszną drogą była uległość wobec Rosji i przymykanie oczu na jej gwałty i mordercze apetyty? Czy należy prywatyzować niemal cały państwowy majątek, czy też go wzmacniać, a co się da – i jest sens – to renacjonalizować? Czy powinniśmy pozwalać sobie na fałszowanie historii i robienie z nas współsprawców zbrodni, czy też od prawdziwych sprawców domagać się zadośćuczynienia? Czy godność państwa jest ważna, czy też można ją sprzedać za parę ciepłych słów na salonach, efektowne zdjęcia i eksponowaną posadę? Czy naprawdę największym naszym zmartwieniem powinno być, co o nas pomyśli zagranica, która – gdy tylko nastawał moment próby – i dziś, i zawsze w przeszłości miała nas głęboko gdzieś?
Na te pytania będziemy odpowiadać w różny sposób. Być może okaże się, że więcej jest takich, którzy skłonni będą przystać na status półniewolniczy, zaryzykować niezależność państwa, machnąć ręką na impertynencje dyplomatów i kłamstwa o naszej historii. Skończy się to prędzej czy później wielkimi łzami, ale taki będzie wyrok demokracji, na który nic (przez jakiś czas) nie poradzimy.
Jednak trzeba Polaków zmusić do wysiłku intelektualnego, pokazać wizje (i te planowane i już zrealizowane – przez oba obozy), zmusić do refleksji.
Donald Tusk będzie od tego uciekał. I prestidigitatorskimi zagrywkami zamazywał własne słabości, w dużej mierze tak drastycznie objawione w latach 2007-2015.
Polacy na to nie zasługują. Należy im się poważna debata o poważnych sprawach. Można ją przegrać, ale nie można jej odpuścić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/651113-polacy-zasluguja-na-powazna-kampanie-a-nie-tanie-sztuczki
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.