Nie ma wątpliwości, że Niemcy prowadzą przeciwko Polsce wojnę polityczną i gospodarczą. Ich sojusznikiem jest Unia, ale Berlin może też liczyć na wsparcie totalnej opozycji. To pozwala mu toczyć wojnę totalną, która dotyka już niemal wszystkich dziedzin naszego życia i coraz większej liczby polskich instytucji. W poprzednich odcinkach przedstawiliśmy 4 fronty/obszary tej wojny. Dotyczyły one: KPO, narzucanej przez Unię ideologii LGBT, ingerowania Niemiec w polską gospodarkę i kwestii reparacji wojennych. W tym odcinku przedstawiamy kolejne pole konfliktów.
5. Komisja ds. zbadania wpływów Rosji i Niemiec.
Nie ma wątpliwości, że do 2015 roku Polska nie prowadziła wobec Rosji żadnej samodzielnej polityki. Relacje z nią były pochodną polityki Niemiec, które na euro i tanich surowcach z Rosji, które chcieli dystrybuować po całej Europie, budowały swą potęgę gospodarczą. Zresztą na niemal wszystkich obszarach prowadziliśmy politykę ksero, jak ją określił Łukasz Lodowski - kopiowania tego co robią Niemcy i unijny mainstream, zgadywania życzeń i działania jak prymusik lizusek z wyprzedzeniem. To dlatego właśnie Sikorski chwalił się resetem z Rosją, zanim dokonała go administracja Baracka Husseina Obamy.
Do prowadzenia interesów z Putinem Niemcy potrzebowały wizerunku Rosji właściwie niewinnej, niemal demokratycznej, może trochę szalonej - ha, ta rosyjska dusza, ale jednak europejskiej i cywilizowanej. Przypominanie o prawdziwej imperialnej, barbarzyńskiej naturze Rosji, ostrzeganie przed nią, było na salonach Brukseli równie nieeleganckie, co mówienie o niemieckich zbrodniach II Wojny Światowej. Też przeszkadzało w interesach. Dlatego też specjalną rolę do odegrania miał rząd Donalda Tuska, którego zadaniem było upiększanie wizerunku Rosji. Mechanizm miał być taki: skoro nawet tak rusofobiczni Polacy porzucili swe uprzedzenia i budują przyjazne relacje z Rosją, to znaczy, że to naprawdę ona podziela „zachodnie wartości” i można myśleć o projekcie jednej Europy od Władywostoku po Lizbonę. Nikt się temu nie będzie sprzeciwiał.
Protektor senior i valvassino
Włoski „Atlantico” opisuje system feudalnych zależności w Unii Europejskiej i podległości Berlinowi, przypisując Donaldowi Tuskowi rolę valvassino - takiego małego, stojącego najniżej w hierarchii wasala. Np. premier Hiszpanii Pedro Sanchez zasłużył sobie na tytuł valvassore. W piramidzie feudalnych zależności valvassino bywał często wasalem valvassora. Tak, czy owak badanie wpływów rosyjskich na polską politykę, poddawania się im, oznacza też badanie inspiracji, zależności od Niemiec. Inaczej mówiąc badanie też wpływów niemieckich.
Ktoś przecież ten reset wymyślał i wiadomo, że nie Radosław Sikorski ze swymi ograniczonymi zasobami intelektualnymi i służący w MSZ urzędnicy, weterani z czasów junty Jaruzelskiego, czy Donald Tusk, który nie ma samodzielności i wyobraźni politycznej. Co innego partyjne intrygi i wiecowanie, a co innego polityka w dużej, międzynarodowej skali. Tę wymyślał, układał protektor senior, a valvassino robił co mu kazano .
To dlatego też Niemcy tak szybko, bezczelnie i brutalnie zareagowali na ustawę o powołaniu w Polsce komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich. Ledwie 29 maja prezydent Duda ją podpisał, a już 2 czerwca rzecznik niemieckiego resortu spraw zagranicznych Christofer Burger oświadczył:
Demokracja i praworządność są fundamentami Unii Europejskiej. Dlatego oczekujemy od wszystkich państw członkowskich zagwarantowania praw podstawowych i dobrych demokratycznych praktyk. Do tego zaliczają się wolne i uczciwe wybory stanowiące filar demokracji. Komisarz UE ds. wartości i przejrzystości pani Jourova dała już jasno do zrozumienia, że sytuacja w Warszawie zostanie dokładniej przeanalizowana i Komisja zastrzega sobie prawo do podjęcia dalszych działań, jeśli zajdzie taka potrzeba i jak zawsze wspieramy Komisję w roli strażnika Traktatów.
Buta, bezczelność, że aż dech zapiera. Niemcy potrzebują Unii nie tylko do lewarowania własnej pozycji na świecie ale też do tego, żeby z pomocą jej instytucji brutalnie ingerować w sprawy innych państw. Od tego Berlin ma brukselską służbę urzędniczą jak Jourova, czy belgijski komisarz sprawiedliwości Didier Reynders, który sam w sobie jest ewenementem na skalę światową. Człowiek tylekroć oskarżany o korupcję, pranie brudnych pieniędzy, z tak nędzną reputacją akurat zajmuje się sprawiedliwością, tak jakby w liczącej 450 milionów ludzi Unii, nie było nikogo przyzwoitszego, nieobciążonego jak ten dworski eurokrata.
Kim jest Didier Reynders? Za komisarzem UE ciągną się afery korupcyjne i skandale
Niemiecka komisja i „atmosfera procesów pokazowych w czasach hitlerowskich”
Tego samego dnia kiedy rzecznik niemieckiego MSZ bezczelnie groził Polsce, „Die Welt” opublikował artykuł o potrzebie powołania podobnej komisji w Niemczech. Oczywiście niemiecka komisja będzie demokratyczna, europejska słuszna i sprawiedliwa w odróżnieniu od polskiej, której celem jest „„dyskredytowanie członków opozycji podczas kampanii wyborczej lub blokowanie im drogi do urzędu państwowego”.
Autorem tych słów jest warszawski korespondent gazety Philipp Fritz, który pisał, że powołanie komisji w Polsce przywołało „atmosferę procesów pokazowych w czasach stalinowskich”. Niemcze, po co pan szukasz tak podłych, załganych porównań w historii innych państw. Fritz, mogłeś pan nawiązać do własnego kraju - Niemiec i napisać o „atmosferze procesów pokazowych w czasach hitlerowskich”.
I to pewnie przypadek, iż niemiecki dziennikarz przewidział iż pozostający na służbie Berlina komisarze unijni będą wiedzieli co mają robić.
Polski rząd depcze od lat nie tylko polskie prawo, lecz także prawo UE. Unia nie może występować jako wspólnota demokratycznych państw, jeżeli nie jest demokratycznie skonsolidowana. Nie tylko jej członkowie, ale także jej przeciwnicy nie będą traktowali jej poważnie. KE musi być teraz wobec Polski twarda. Może tego dokonać okazując pewność siebie, gdyż dysponuje instrumentem władzy jakim są pieniądze. A te są, jak wiadomo, najbardziej skuteczne
— pisał Philipp Fritz.
Od tego Berlin ma Unię i Reyndersa, by ten działał, więc w Parlamencie Europejskim szybko zorganizowano debatę na temat polskiej komisji ds. badania rosyjskich wpływów.
Komisja uważa między innymi, że nowe prawo narusza zasadę demokracji oraz zasadę legalności (…). Polska otrzymała 21 dni kalendarzowych na udzielenie odpowiedzi na wezwanie do usunięcia uchybienia
— mówił Reynders, przypominając żądania Brukseli.
Komisja Europejska już 8 czerwca wszczęła postępowanie przeciwko Polsce w sprawie „uchybienia zobowiązań państwa członkowskiego”. Unijne ultimatum upływa 29 czerwca i być może rząd przedstawi teraz znowelizowaną (na razie tylko przez Sejm) z inicjatywy prezydenta ustawę o powołaniu komisji. Nie ma znaczenia jaka ona będzie, bo nie chodzi o żadne prawo, czy demokrację, a o obalenie rządu PiS. Rząd PiS powinien to wreszcie zrozumieć (rozumie), przestać udawać i zacząć adekwatnie reagować. Polscy obywatele nie mogą odnosić wrażenia, że prawo w Polsce ustanawiają służalcy Berlina jak Jourova, Reynders, czy von der Leyen. Bruksela oczywiście działa na podstawie donosów polskiej opozycji totalnej, czego dowodem jest powielenie wprost w jej argumentów.
Komisja uważa, że nowe prawo nadmiernie ingeruje w proces demokratyczny. Działania komisji, np. śledztwa i przesłuchania publiczne, stwarzające ryzyko poważnego uszczerbku na reputacji kandydatów w wyborach, a poprzez odkrycie, że dana osoba działała pod wpływem rosyjskim, mogłyby ograniczyć skuteczność praw politycznych osób wybieranych w demokratycznych wyborach.
Powody, dla których Niemcy wykorzystując Unię i jej instytucje chcą zablokować powstanie komisji, są zasadniczo dwa. Po pierwsze chodzi o wzmacnianie opozycji i osadzenie na stanowisku premiera posłusznego valvassino, tak by nikt nie przeszkadzał europejskiej ekspansji Berlina i ułatwiał wypychanie Stanów Zjednoczonych z Europy. To miał na myśli Radosław Sikorski, kiedy w swych obrzydliwych pod każdym względem rozmowach u Sowy, mówił m.in. o murzyńskiej polityce wobec Ameryki i potrzebie słuchania się Niemiec. To dlatego poniżając się złożył hołd Merkel, mówiąc o potrzebie jeszcze większej władzy Niemiec w Europie.
Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności. Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy. Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz macie przewodzić reformom
— mówił w w swym berlińskim przemówieniu w 2011 roku.
Padły tam też słowa, które dziś można traktować tylko w kategoriach bredni, aberracji umysłowych kogoś całkowicie pozbawionego zdolności przewidywania i oceny wagi zdarzeń.
Co, jako minister spraw zagranicznych Polski, uważam za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa i dobrobytu Europy… Nie jest to terroryzm, nie są to talibowie, i już na pewno nie są to niemieckie czołgi. Nie są to nawet rosyjskie rakiety… Największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa i dobrobytu Polski byłby upadek strefy euro.
Drugi równie ważny powód dotyczy ryzyka ujawnienia wraz z rosyjskimi wpływami, wypływów niemieckich. Komisja może odkryć jaka jest mechanika działania Niemców. Jakich środków używają do korumpowania (niekoniecznie materialnego) polskich urzędników, polityków, jak działają ich lobbyści, jakie pieniądze i służby stoją za ekoterrorystami blokującymi inwestycje, czy forsującymi szkodliwe rozwiązania prawne. Czy to Niemcy przekonywali do zrezygnowania z budowy Balic Pipe, czy Gazoportu i czy to oni stoją za opóźnieniami tych inwestycji.
Mogłoby się przy okazji okazać dlaczego przez tak wiele lat nie budowano via Carpatia i nie podejmowano wielu przedsięwzięć infrastrukturalnych. I generalnie dlaczego przez tyle lat byliśmy państwem pełzającym, lichej politycznej mimikry, całkowicie pozbawionym ambicji na arenie międzynarodowej, ale też i wewnętrznej, państwem byletrwania, w którym obywatele mają być szczęśliwi, że im woda z kranu leci.
„Ciepła woda w kranie”, o której mówił Tusk, wyznaczała szczyt możliwościowi i ambicji jego rządów. Dla Niemiec Polska to miał być właśnie taki spokojny, punktualny, zorganizowany pod dostawy kraj, pełniący rolę magazynu, zaplecza sklepu gdzie się towar wyładowuje, puste pudła upycha. Ale też rezerwuar taniej siły roboczej, montownia i zleceniobiorca prostych prac. A komisja „od Rusków” mogłaby wpaść na dokumenty z niemieckimi zleceniami, zobaczyć kto grafik układał. I po co to komu, więc lepiej ją z pomocą Unii i totalnej opozycji w zarodku zdusić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/651028-wszystkie-fronty-wojny-niemiec-i-unii-przeciwko-polsce-3