Siedmioro ministrów spraw zagranicznych państw członkowskich Unii wzywa do zaprowadzenia zasady większość kwalifikowanej w sprawach wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa (WPZiB). Sztuczki prawne miałyby pomóc obejść obowiązującą zasadę jednomyślności.
Ministrowie spraw zagranicznych Niemiec, Belgii, Luksemburga, Holandii, Rumunii, Słowenii i Hiszpanii w liście otwartym wezwali do porzucenia obowiązującej zasady jednomyślności przy podejmowaniu decyzji w obszarze WPZiB i wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony (WPBiO).
To kolejny etap propagandowej i biurokratycznej ofensywy, by odzierać państwa członkowskie z ich suwerenności i jak najwięcej władzy przekazać Brukseli. Chodzi też o to, by państwa takie jak Polska nie przeszkadzały realizować swej polityki tym krajom, które widzą się jako właściciele Unii jak Niemcy, Benelux, czy Francja i tym, którym po drodze jest ze skrajnie lewicową agendą unijną, jak np. Hiszpania. Zgodnie z amerykańskim powiedzeniem, że żaden kryzys nie może się zmarnować, ministrowie przywołują wojnę na Ukrainie jako powód do zwiększania kompetencji Brukseli.
W obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę Unia Europejska udowodniła swoją zdolność do działania. Uczyniła to, wspierając Ukrainę dyplomatycznie, finansowo i militarnie; zmniejszając zależność energetyczną od Rosji; oraz poprzez zaoferowanie Ukrainie, jak również Republice Mołdawii, jasnej perspektywy członkostwa w UE.
2 zdania 5 kłamstw. Nieprawda, Unia nie udowodniła swej zdolności do działania w obliczu wojny na Ukrainie. Wielka presja kilku państw jak Polska, Kraje Nadbałtyckie, ale też z zewnątrz ze strony Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkie Brytanii sprawiła, że bezwładny, skorumpowany twór jak Unia cokolwiek zrobił. Jestem zdania, że gdyby w dniu wybuchu wojny na Ukrainie obowiązywała zasada większość kwalifikowanej, to paradoksalnie Unia zrobiłaby znacznie mniej, niż wprowadzenie 10 pakietów sankcji. Właśnie dzięki zasadzie jednomyślności państwa takie jak Polska, Finlandia, Szwecja, Kraje Nadbałtyckie mogły pokazać swą siłę i wywrzeć presję na Niemcy, Francję, które rok temu wypatrywały klęski Ukrainy, by wrócić do biznesów z Rosją. Taki mechanizm pokazuje m.in oświadczenie polskiego MSZ, które stanowczo sprzeciwia się zniesieniu zasady jednomyślności.
Szczególnie wydatnym tego przykładem w ostatnim czasie była bardzo kontrowersyjna, a jak pokazują najnowsze doświadczenia, wręcz niebezpieczna decyzja o uruchomieniu gazociągu Nord Stream 2. Gdyby obowiązywała zasada głosowania większością kwalifikowaną, gazociąg ten nie tylko zostałby zbudowany i uruchomiony szybciej, ale i nie byłby objęty klauzulami zabezpieczającymi, takimi jak poprawki kompromisowe do dyrektywy gazowej przyjęte w 2019 r.
Nieprawdą jest, że Unia ma cokolwiek wspólnego z uniezależnianiem się Europy od ruskich paliw. To państwa członkowskie same to zrobiły, bez żadnego udziału Brukseli. Niedługo dowiemy się, że eurokracji zawdzięczamy Baltic Pipe, czy Gazoport. Bruksela nie zrobiła nic by powstrzymać rosyjsko-niemieckie, czy rosyjsko-francuskie projekty energetyczne, czego sztandarowym przykładem jest wspomniany już Nord Stream 2.
Nieprawdą jest, że Unia zaoferowała Ukrainie i Mołdawii „jasną perspektywę członkostwa w UE”. Wręcz przeciwnie. Niemcy i państwa właścicielskie Unii chcą wykorzystać Ukrainę i Mołdawię do przeforsowania zniesienia zasady jednomyślności. To szczególnie nikczemna i obłudna gra, bo obrona zasady jednomyślności, obrona mocy suwerennych państw jak w przypadku Polski, ma być przedstawiana jako niezgoda na przyjęcie Ukrainy.
Ministrowie, którzy chcą pozbawić państwa członkowskie ich kompetencji w sprawie polityki zagranicznej i obrony uspokajają:
Dla nas dążenie do konsensusu jest i pozostanie w sercu naszego europejskiego DNA, ponieważ patrzenie na świat z różnych punktów widzenia i otwartość na konstruktywny kompromis to atut. Tym samym dołożymy wszelkich starań, aby uwzględnić obawy wszystkich państw członkowskich UE, aby zapewnić podejmowanie decyzji jak najlepszych dla naszych wspólnych interesów. Będziemy dążyć do dalszego zacieśniania współpracy w duchu wzajemnego zaufania w ramach UE.
Pisza to w czasie kiedy kanclerz Scholz i prezydent Macron wciąż kombinują jak za plecami Ukrainy i znów jej kosztem doprowadzić do rozmów z reżimem Putina. Francja i Niemcy były gwarantem Porozumień Mińskich i skończyło się to katastrofą. Polska miałaby podporządkować swą politykę bezpieczeństwa Brukseli w czasie gdy Macron opowiada o rozbrojeniu wschodniej flanki NATO. Wyobraźmy sobie oddanie polskiej polityki zagranicznej i kwestii bezpieczeństwa pod władztwo Paryża, Berlina, Brukseli. Nawet zakupów broni nie pozwolono by nam zrobić, bo zaopatrujemy się w USA i w Korei, a nie w Niemczech i Francji.
W tych trudnych czasach stajemy w obronie UE, która jest zdolnym, skutecznym i zdecydowanym podmiotem, chroniącym wolność, bezpieczeństwo i dobrobyt swoich obywateli. UE zawsze potrafiła iść do przodu w trudnych momentach. Teraz, po raz kolejny, nadszedł czas, aby działać
— kończą swój list ministrowie.
Pocieszna jest ta propaganda. Unia nie chroni wolności, bezpieczeństwa, dobrobytu obywateli. Wręcz przeciwnie. Jest jednym z powodów postępującej deterioracji Europy, spadku jej znaczenia na świecie i nieustannych już kryzysów gospodarczych i społecznych, w których jest pogrążona.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/650578-polskie-bezpieczenstwo-w-rece-macrona-scholza-i-eurokracji