„Szymon Hołownia próbuje odzyskać utraconą pozycję wynikającą z jego obecności w marszu organizowanym przez Platformę Obywatelską, gdzie został potraktowany właściwie jako osoba nieistniejąca, ewentualnie – całkowicie podporządkowana zamiarom tej partii, nawet gdyby nie chciał z nią pójść na jednej liście do wyborów” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Arkadiusz Jabłoński, socjolog z KUL.
CZYTAJ TAKŻE: Tak „bronią” demokracji? Atak na Hołownię… Dlaczego? Zaprosił do konsultacji opozycję (w tym Konfederację) oraz PiS
wPolityce.pl: Jak skomentowałby Pan atak na Szymona Hołownię po tym, jak zaprosił do konsultacji dotyczących wydatków na edukację nie tylko opozycję - włącznie z Konfederacją pozostającą nieco na marginesie - ale również rządzące Prawo i Sprawiedliwość?
Prof. Arkadiusz Jabłoński: Szymon Hołownia próbuje odzyskać utraconą pozycję wynikającą z jego obecności w marszu organizowanym przez Platformę Obywatelską, gdzie został potraktowany właściwie jako osoba nieistniejąca, ewentualnie – całkowicie podporządkowana zamiarom tej partii, nawet gdyby nie chciał z nią pójść na jednej liście do wyborów.
Buduje więc pewną narrację, znajduje jakiś obszar negocjacyjny, w tym wypadku edukację, która z różnych względów, przez różnego rodzaju akcje medialne, jest ciągle przedstawiana jako problem do rozwiązania, a do tego poszerza grono tych, którzy mieliby debatować nad kształtem polskiej edukacji – o Konfederację, a nawet o Prawo i Sprawiedliwość. W ten sposób lider Polski2050 chce uzyskać pewną pozycję osoby, która próbuje jednoczyć, ale ponad podziałami politycznymi.
To jest jakaś nowa wersja tej „Trzeciej Drogi”, której obraz sformułował z Kosiniakiem-Kamyszem. Tego, że będzie to hejtowane, doświadczył już właśnie pojawiając się na marszu, gdzie wystarczyło, że nie chciał wejść na wspólną listę, a był przez przeciwników PiS określany mianem osoby niszczącej możliwość zjednoczenia opozycji.
Na temat zapraszania Prawa i Sprawiedliwości do debaty ostro wyraził się na Twitterze przewodniczący PO Donald Tusk, pisząc, że z PiS można negocjować tylko „warunki kapitulacji”, a rozmowy o przyszłości należy prowadzić wyłącznie „w gronie patriotów”.
Myślę, że Donald Tusk skorzystał z tego fermentu medialnego po marszu 4 czerwca. To wydarzenie było już nawet porównywane do zgromadzeń podczas wizyt papieskich. Padły także różne określenia, np. że to był przejaw takiego patriotyzmu. bo pojawiły się biało-czerwone flagi na tym marszu i że całe wydarzenie miało właśnie taką poetykę ruchu patriotycznego.
Lider PO zdecydował się to wykorzystać, oczywiście traktując przeciwników politycznych jako wrogów, których należy zmusić do kapitulacji i jej warunki ewentualnie negocjować.
To jest kierunek radykalizacji i pewnego zwiększania tej polaryzacji, która istnieje między rządem a opozycją. I każdy gest, którym próbuje się jednak robić coś ponad podziałami partyjnymi jest z jego punktu widzenia nie do przyjęcia. Myślę, że Hołownia widzi te spadające słupki poparcia i stara się jakoś to odbudować, odbić się, odzyskać jakąś pozycję przynajmniej osoby, która będzie medialnie obecna jako inicjator jakiegoś przedsięwzięcia.
Co dziś pozostało opozycji z tego początkowego entuzjazmu po marszu?
Wszyscy dobrze wiedzieli, że ruch pana Hołowni miał formułę wynikająca z okresu, w którym poprzez swoją medialną rozpoznawalność budował formację, która chce coś zmieniać. Wszyscy już wówczas podkreślali, że im dalej w las, tym więcej drzew, że taka formacja, bez struktur organizacyjnych, jednoznacznego programu, będzie miała wiele kłopotów w realnym starciu politycznym.
No i Hołownia próbował poradzić sobie z tymi kłopotami, oczywiście z PSL-em, który ma inne trudności, ale za to ma struktury organizacyjne. Wydawało się że z tego mariażu może wyjść coś ciekawego, ale od początku było też wiadomo, że elektoraty obu tych formacji są tak od siebie różne, pewien taki narracyjny głos, bardziej konserwatywny, po stronie PSL-u, że nie da się stworzyć syntezy, która byłaby przekonująca. Platforma Obywatelska nie daje żadnych widoków na przeżycie, a to, co proponuje Polska 2050 też nie jest jakąś szczególnie ciekawą alternatywą dla wszystkich, którzy patrzą teraz na ugrupowanie rządzące i widzą, że te propozycje są ciekawszym sposobem radzenia sobie z problemami, które teraz stoją przed Polską.
Na ile ten marsz, a teraz wygłaszanie takich deklaracji, że z PiS-em można negocjować jedynie warunki kapitulacji, ten radykalny język, realnie umacniają Platformę i Tuska, a na ile umacniają PO i jej najtwardszy elektorat w takiej postawie graniczącej wręcz z pewnym „sekciarstwem”?
Myślę, że to na pewno jest jakieś wzmocnienie Donalda Tuska w jego własnej formacji politycznej w sytuacji, gdy pojawiały się poważne głosy, nie tylko w opozycji, ale nawet w jego własnej partii, poszukujące jakiegoś alternatywnego przywództwa – np. w postaci pana Rafała Trzaskowskiego.
Przewodniczącemu PO jednak udało się przynajmniej na pewien czas jednoznacznie pokazać, że jego głos ma znaczenie polityczne i na jego wezwanie potrafi stawić się 100 tys. zwolenników Platformy Obywatelskiej. To się udało, można więc określić pana Donalda Tuska jako mistrza eventów.
Zapowiada już kolejne wydarzenia, ale jednak wydaje się, że to za mało na paliwo wyborcze. Chyba nawet najbardziej zagorzali zwolennicy PO chcieliby usłyszeć jakieś sensowne przesłanie programowe, ponad to ślubowanie ograniczające się do zwycięstwa, rozliczenia czy naprawy krzywdy. Wszystko to są hasła wiecowe, które nie przekładają się na żadne konkretne działania. Jeżeli więc mówi Pani o jakimś „sekciarskim” wzmocnieniu Platformy, to być może w ten sposób można to nazwać.
A co to wszystko oznacza dla PiS-u? Czy po ostatnich wydarzeniach partia rządząca ma się czego obawiać?
Jak każda partia polityczna, PiS ma z kim przegrać, i to jest oczywiste. Problemów, które Prawo i Sprawiedliwość w trakcie swoich rządów musiało rozwiązywać, było wiele i mimo w miarę sprawnego radzenia sobie z większością z nich, w odczuciu społecznym pozostaje jednak takie przekonanie, że te rządy, poza swoimi blaskami ma również swoje cienie.
Gdyby ktoś potrafił sformułować alternatywę, która potrafiłaby wprowadzić jakąś nową formułę rządzenia, to byłoby to wyzwanie, przed którym PiS musiałoby stanąć. Samo zgromadzenie przez lidera PO na marszu dużej liczby osób jest dla partii rządzącej tylko dowodem sprawności organizacyjnej Platformy, ale nie jest jeszcze żadnym zagrożeniem, tym bardziej w sytuacji, gdy po 8 latach rządów udało się utrzymać poparcie na poziomie ok. 35 proc., co dotychczas nie udało się jeszcze żadnej dotychczas rządzącej w Polsce formacji.
Można więc przez te miesiące do wyborów wykorzystywać ten kapitał tak, żeby jeszcze budować wzrost poparcia i myślę, że w tym kierunku pójdą działania PiS.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/650173-jablonski-holownia-probuje-odzyskac-utracona-pozycje