Tusk to po prostu aktor, który odgrywa swoją rolę i znika. Żyje tym, co mówi tak długo, jak długo trwa rola. I tak było 4 czerwca 2023 r.
Najpierw były zwykłe obietnice. Potem przyszły zobowiązania, a za nimi gwarancje. Nie było wyjścia i następnym krokiem były przyrzeczenia, a potem przysięgi. No to Donald Tusk musiał 4 czerwca na Placu Zamkowym w Warszawie złożyć ślubowanie. Wiedząc, że Tusk konsekwentnie „olewał” wszystkie zaklęcia niezależnie od tego, czy tylko obiecał, czy przysięgał, ślubowanie nie powinno budzić większych emocji. I nie budzi, natomiast domaga się pewnego rodzaju dekonstrukcji.
Tusk wybrał formę ślubowania, a nie przyrzeczeń, jak ostatnio, bo forma ślubowania budzi większe emocje, jest uznawana za wyższy stopień zobowiązania. Ale to tylko słowa – chwyt literacki z powieści, a gdy się nie dotrzyma ślubowania skutki są bardziej dotkliwe i kompromitujące dla ślubującego niż w wypadku przyrzeczenia. Tak byłoby, gdyby Tusk przejmował się kompromitacją.
Ślubowanie jako chwyt literacki w polskiej literaturze kojarzy się przede wszystkim ze ślubowaniem Michała Wołodyjowskiego podczas obrony Kamieńca Podolskiego, co Henryk Sienkiewicz opisał w „Panu Wołodyjowskim”. Nie jest to zresztą fikcja literacka, bowiem faktycznie dowódcą twierdzy w Kamieńcu Podolskim był stolnik przemyski Jerzy Wołodyjowski (1620–1672), pierwowzór postaci Małego Rycerza. I on faktycznie złożył ślubowanie, że prędzej umrze, niż podda zamek.
Nie do stolnika przemyskiego odnosi się jednak Donald Tusk, bo ze źródłami i postaciami historycznymi ma on coraz mniej wspólnego, za to fantazja oparta na fikcji stała się jego ulubionym sposobem narracji. Tusk po prostu lubi opowiadać bajki. I oczywiście nic sobie nie robi z dramatycznej sytuacji obrońców zamku w Kamieńcu Podolskim, a właściwie każda dramatyczna i realna sytuacja dotycząca Polski i Polaków „wisi mu i powiewa”.
Tylko literatura Tuska interesuje, bo stamtąd można zaczerpnąć odpowiednio łzawe i melodramatyczne momenty, co już nieraz robił, choć żadnej konkretnej literatury nie cytował. Celowo. Taktyka Tuska polega na tym, że potrzebuje on historii, które są odpowiednio tandetne emocjonalnie, żeby wywoływać równie tandetne reakcje sympatyków. Innymi słowy, chodzi o efekt znachora i trędowatej w jednym. Podczas przemówienia Tuska na Placu Zamkowym znachora i trędowatej było mnóstwo, ale czymś trzeba było tandetę uwznioślić, więc pojawił się motyw ślubowania z Sienkiewicza.
W powieści polskiego noblisty obrońca Kamieńca Podolskiego, czyli Michał Jerzy Wołodyjowski składa następujące ślubowanie: „Za osobliwe dobrodziejstwa i szczególniejszą protekcję, jakąm ja od Pana Boga najwyższego i Syna jego jedynego otrzymał, do również szczególniejszej poczuwając się wdzięczności, ślubuję i przysięgam, iż jako On i Syn jego mnie wspomogli, tako i ja do ostatniego tchu Krzyża świętego będę bronił. A mając komendę starego zamku sobie powierzoną, pókim żyw i rękoma a kolanami ruchać mogąc, pogańskiego nieprzyjaciela w sprosności żyjącego do zamku nie puszczę ni z murów nie ustąpię, ni szmaty białej nie zatknę, choćby mi też pod gruzami pogrześć się przyszło”.
Tusk oczywiście pod żadnymi gruzami pogrześć się nie zamierza, choć „szmatę białą” pewnie zawsze gdzieś ma w zasięgu. On potrzebuje takich sytuacji do odgrywania roli tego, który „Polskę ma w sercu”. Posiadanie Unii w sercu mogłoby obecnie budzić wyłącznie politowanie, więc zastąpiła ją Polska. Zastąpiła jako figura retoryczna podlana sosem melodramatycznej tandety, bo Polska jako taka budziła w Tusku zgoła inne emocje i skojarzenia. Zamiast Polski wystarczy mu literatura.
Gdy 4 czerwca 2023 r. na Placu Zamkowym Tusk odgrywał przejętego Polską, wyobrażał sobie zapewne, że ktoś sobie pomyśli, iż się poświęca. Że ktoś mógłby na jego cześć stworzyć swego rodzaju epitafium, jakie płk. Wołodyjowskiemu poświęcił ksiądz Kamiński: „Panie pułkowniku Wołodyjowski! Dla Boga, panie Wołodyjowski! Larum grają! Wojna! Nieprzyjaciel w granicach! A ty się nie zrywasz? Szabli nie chwytasz? Na koń nie siadasz? Co się stało z tobą, żołnierzu? Zaliś swej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?”. Tusk oczywiście pod żadnymi gruzami nie legł, więc zerwałby się, szablę chwycił, na koń siadł. Wprawdzie nie takie melodramatyczne wezwania, jak to księdza Kamińskiego, ale podobnych w wymowie i wypowiedzianych wobec Tuska w ostatnich kilku tygodniach znalazłoby się ze dwa tuziny.
Donald Tusk tak manipulował emocjami na Placu Zamkowym, żeby (jak w powieści Henryka Sienkiewicza) „wezbrały rycerskie piersi i płacz powszechny zerwał się (…) i zrywał się jeszcze kilkakrotnie, gdy ksiądz cnotę, miłość ojczyzny i męstwo zmarłego wysławiał, a i kaznodzieję porwały własne słowa. Twarz mu pobladła, czoło okryło się potem, głos drżał”. Aż tak dobrze 4 czerwca 2023 r. nie było, ale Donald Tusk wciąż doskonali swoje melodramatyczne emploi.
Tylko ktoś, kto wierzy, że Donald Tusk urodził się wczoraj, mógłby uważać, że przechodzi on jakąś rzeczywistą ewolucję. Nic z tego. Tusk to po prostu aktor, który odgrywa swoją rolę i znika. Żyje tym, co mówi tak długo, jak długo trwa rola. I tak było 4 czerwca. W Internecie można znaleźć film, jak Tusk z kilkoma osobami wymyka się (zapewne do czekającej na niego limuzyny) z okolic Zamku Królewskiego wtedy, gdy jeszcze trwała manifestacja i gdy Borys Budka dzielnie walczył z kolejną własną wpadką. Tusk już był po przedstawieniu, już nie żył rolą. Czyli było jak zwykle.
Może warto byłoby zbadać, czy Donald Tusk pełni jakiekolwiek funkcje, które nie byłyby wyuczonymi rolami. Intuicja podpowiada, że takich funkcji nie ma, że Tuska gra, a potem rzuca w kąt kostium, zmywa makijaż i uśmiecha się do siebie na myśl, ile ludzi znowu zrobił w konia. Intuicja i dotychczasowe zachowania podpowiadają, że tak właśnie to wszystko funkcjonuje. Raz bardziej tandetnie, raz mniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/649681-tusk-to-po-prostu-aktor-ktory-odgrywa-swoja-role-i-znika