Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania – ta nazwa oznacza funkcję, która w założeniu ma służyć wszystkim obywatelom, którzy czują się dyskryminowani. Działalność Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz dowodzi jednak, że na taki status szansę mają tylko nieliczni.
Kariera pani minister dobitnie pokazuje, że zaostrzanie własnej retoryki i dopasowywanie się do dominujących trendów może oznaczać prawdziwy polityczny awans. Zwłaszcza, gdy partia, którą reprezentuje Kozłowska-Rajewicz opowiada się za pluralizmem i wielonurtowością, w praktyce często będących przejawem totalnej bezideowości.
Zanim jednak pretorianka Donalda Tuska stanęła do walki o „oświaty kaganek” pełniła zgoła inne role. Jej parlamentarny debiut przypada na 2007 rok, był na tyle udany, że następne wybory Kozłowska-Rajewicz zakończyła z 27 tys. głosów, po raz kolejny wchodząc do Sejmu. Zasiadała w Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa i Komisji Polityki Społecznej, aby wreszcie w 2011 roku dostać zaszczytną nominację z rąk premiera Donalda Tuska. To właśnie wtedy świeżo upieczona pani minister, coraz śmielej, zaczęła stawać w awangardzie (a może raczej korowodzie?) liberalnego chóru, gardłującego za legalizacją aborcji, związkami homoseksualnymi czy edukacją seksualną dla najmłodszych. Dziwne, że p. Kozłowska-Rajewicz nieco mniej odważnie mówi o swoich wcześniejszych poczynaniach politycznych. Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania zaledwie wspomina, że pod koniec lat 90. zapisała się do Unii Wolności, aby niebawem opuścić jej szeregi na rzecz Platformy Obywatelskiej. Tej samej Platformy Obywatelskiej, która na początku XXI wieku jawiła się jako zupełnie inne ugrupowanie niż w chwili obecnej. PO z silną frakcją konserwatywną była wówczas wręcz wymarzonym koalicjantem dla równie młodej siły, jaką był PiS i bardzo odległa od lewicowo - liberalnych postulatów, jakie głoszą jej czołowi przedstawiciele dzisiaj. Czyżby to zatem Kozłowska-Rajewicz miała zaprowadzić nowe porządki w PO? Można mieć co do tego wątpliwości. Tym bardziej, że czołowa bojowniczka o równouprawnienie wstąpił do konserwatywnej wówczas partii niejako w ślad za swoim mężem, który – co nieco wstydliwie przyznaje sama zainteresowana – był sympatykiem Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego.
O pani pełnomocnik zrobiło się jednak głośno dopiero za sprawą jej licznych kontrowersyjnych przemyśleń, jakimi Kozłowska-Rajewicz raczy dzielić się z internautami. Trzeba przyznać, że w tej dziedzinie jest szczególnie aktywna: jest stałą blogerką portalu Tomasza Lisa natemat.pl, prowadzi bloga na serwerze blox.pl, często zamieszcza posty na Facebooku. Temat pozostaje niezmienny: PiS jako uosobienie wszelkiego zła, wsteczniactwa, zabobonu i obóz rządzący jako jedyna forma obrony przed kato-talibami z prawicy. W tle oczywiście pobrzmiewają feministyczne postulaty przebrane o szaty walki o równe traktowanie (pytanie, na co w ramach tej równości nie ma miejsca?).
I tak, pani minister zabiera głos ws. pojedynczego incydentu na koncercie discopolowej grupy (na poznańskim koncercie Braci Figo Fagot jeden z uczestników uderzył dziennikarza „Gazety Wyborczej” w twarz – przyp. red.), wyraża ulgę z powodu odwołania spotkania z Antonim Macierewiczem (nie ma to jak pluralizm i wymiana poglądów), a przy tym obwieszcza, że jak pisze „o prywatnych wrażeniach na prywatnym fb, dziennikarz zanim to przepisze i przekręci w komentarzu znaczenie” powinien do niej zadzwonić.
W podobnym duchu są utrzymane jej posty w blogosferze. Tak Kozłowska-Rajewicz pisze o homoseksualizmie na portalu natemat.pl:
Nie ma bowiem w biologii zjawiska przemiany w osobniki homoseksualne. (...) Ponieważ się rodzą w taki sposób, to z jakichś powodów Bóg tak chciał. Nie można wykluczyć, że postanowił zobaczyć, jak ich przyjmie reszta społeczeństwa. Jaki poziom człowieczeństwa ujawnią, pokażą.
Jak widać, pani poseł lansuje typowo liberalne idee, posługując się retoryką osoby wierzącej, czego raczej nie spotykamy w przypadku innych przedstawicieli środowisk lewicowo-liberalnych. Czyżby Kozłowska-Rajewicz przypomniała sobie dawne czasy, w których to lider ugrupowania do którego akurat wstępowała mówił stanowcze „NIE” dla tzw. małżeństw homoseksualnych, stawiając w debatach publicznych - uchodzącego niemal za narodowego lewicowca – Andrzeja Leppera w roli skrajnego liberała?
Wiele na to wskazuje. Tym bardziej, że propozycje, jakie wysuwa w swojej publicystyce Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania to tak naprawdę powielanie schematów, jakie można spotkać w pierwszym lepszym biuletynie ideowym. Brakuje jednak jednoznacznej afiliacji. Jest za to sporo dawka niechęci wobec polityków opozycji.
Głosowanie nad związkami partnerskimi dla mnie było wyjątkowo rozczarowujące. Do dziś mam żal do Godsona i podobnie jak on głosujących, że uniemożliwił debatę nad tym ważnym tematem. Ale nie ma we mnie zgody na odwet na nim w postaci poniżających krzyków. To metoda poseł profesor Pawłowicz, której internauci wystawili bezlitosną recenzję
- pisze w jednym ze swoich postów Kozłowska-Rajewicz.
Dla pani poseł każda pochwała „rodzinocentrycznego” życia budzi najgorsze skojarzenia. Tak było również w przypadku wystąpienia Przemysława Wiplera (wówczas posła PiS), który podczas Kongresu Rodzin i Kobiet Konserwatywnych mówił o zaletach wychowywania dzieci w rodzinach wielodzietnych. To wystarczyło, aby przed oczami Kozłowskiej-Rajewicz stanęły obozy zagłady i brunatne wiece pełne wyciągających prawe dłonie nazistów. Jak napisała na swoim blogu, wypowiedź parlamentarzysty wywołała „najgorsze skojarzenia o segregacji, nietolerancji i selekcji wobec ludzi o nienordyckich czaszkach i włosach w czasie II wojny światowej, albo, daleko nie szukając, wywody o bruzdach in vitro księdza profesora Franciszka Longchamps de Berier”.
Jak w takim razie interpretować jej wypowiedzi o przedstawicielach opozycji? Czy w promowaniu poglądów, które są sprzeczne z chrześcijańską hierarchią wartości, przy użyciu państwowego urzędu utrzymywanego z pieniędzy wszystkich podatników, Kozłowska-Rajewicz nie dostrzega niczego niestosownego? Tym bardziej, że na oficjalnym profilu pani pełnomocnik na Facebooku widnieje logo stowarzyszenia „Nigdy Więcej”, które słynie z dobrych kontaktów z organizacją Młodzi Socjaliści. To właśnie na forum tej organizacji – przy totalnym braku reakcji ze strony administratorów - aktywiści antyfaszystowscy odnotowali m.in. jeden ze swoich brutalnych napadów przy użyciu młotków, gazu pieprzowego i pałek teleskopowych w wyniku którego w szpitalu wylądowały 3 osoby.
Szkoda, że pani minister zabrakło przenikliwości, którą wykazuje w przypadku środowisk konserwatywnych, których każde zająknięcie się na temat zalet rodzin wielodzietnych czy po prostu wartości rodzinnych, wywołuje u Kozłowskiej-Rajewicz niemal katastroficzne wizje. Być może dlatego, nie mogą liczyć na ochronę pani minister, która ignoruje ich prośby o interwencję. Tak było choćby w przypadku konsultacji z przedstawicielami strony społecznej dotyczących projektu Krajowego Programu Działań na Rzecz Równego Traktowania na lata 2013-2015.
Nie zabrakło przedstawicieli środowisk pro-life, którzy sondowali możliwość podjęcia przez panią pełnomocnik działań na rzecz ochrony życia. Nie od dziś wiadomo, że w świetle polskiego prawa jest dopuszczalna aborcja w przypadku upośledzenia płodu. Czy nie jest to zatem pewna forma nierównego traktowania? Kozłowska-Rajewicz ucięła jednak temat, tłumacząc, że nie przewiduje żadnych zmian w tej materii.
Podobny „unik” pani minister zastosowała wobec pytania przedstawicielki Centrum Prawnego Ordo Iuris, która próbowała dowiedzieć się, czy kobiety mogą liczyć na rzetelne informacje o negatywnych skutków aborcji. Czyżby miały być zdane tylko na ogólnikowe komunikaty, w sytuacji, gdy każdy obywatel podlegający opiece służby zdrowia ma prawo być informowanym o własnej sytuacji? Jednak i tym razem pani pełnomocnik nie poczuła się kompetentna, odsyłając aktywistów pro-life do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza.
Scenariusz powtórzył się w przypadku pytania Związku Dużych Rodzin ZDR3+. Stowarzyszenie próbowało ustalić, czy istnieje możliwość finansowania przez państwo leczenia niepłodności metodą naprotechnologii. Taka pomoc przysługuje przecież osobom, które chcą poddać się zabiegowi in vitro. Co jednak ma zrobić ta część społeczeństwa, która – ze względów etycznych – nie może sobie na to pozwolić? W tym przypadku również zadziałał „syndrom Piłata” Kozłowskiej-Rajewicz, która lakonicznie stwierdziła, że rządowy projekt ws. in vitro jest już opracowany i nie podlega ingerencji Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania.
O ile w tej materii, pani minister nie przewiduje już równości, tak w kwestii nachalnej edukacji seksualnej dla dzieci i promocji homoseksualizmu „równość” - ze wskazaniem na równych i równiejszych - jest przez Kozłowską-Rajewcz bardzo skwapliwie praktykowana.
To właśnie pani pełnomocnik objęła patronat nad publikacją Kampanię Przeciw Homofobii "Lekcja Równości", skierowaną do nauczycieli, a także tegoroczną Paradą Równości. Na tym nie koniec. Jak informuje Fundacja Mamy i Taty, z korespondencji pomiędzy Agnieszką Kozłowską-Rajewicz a Ministerstwem Edukacji Narodowej wynika, że stoi po stronie środowisk, które - zgodnie ze wskazaniami WHO – dążą do zmiany treści nauczania, m.in dla dzieci w wieku 4-6 lat. O czym miałyby się uczyć najmłodsze dzieci? O masturbacji we wczesnym dzieciństwie, prawie do tzw. legalnej aborcji, a także tzw. związkach alternatywnych i homoseksualnych.
Nic dziwnego, że wspomniana fundacja postanowiła wyrazić swój sprzeciw. Na stronie Fundacji Mamy i Taty została opublikowana petycja pod którą mogą podpisywać się zaniepokojeni rodzice.
Jako obywatel korzystający z pełni praw publicznych, w tym z czynnego prawa wyborczego, mam w pamięci Pańskie expose wygłoszone w Sejmie 18 listopada 2011 roku. Mówił Pan wtedy: nasza koalicja, polski rząd, instytucje życia publicznego, państwo polskie nie jest od tego, aby przeprowadzać obyczajową rewolucję. Zwracam się zatem do Pana z apelem o dotrzymanie złożonej w ten sposób obietnicy i żądam zdymisjonowania Pełnomocnik Rządu do Spraw Równego Traktowania, Pani Minister Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz -
czytamy w dokumencie.
Podpisało się pod nim już ponad 20 000 internautów. Ta liczba stale rośnie.
Wygląda na to, że stanowiska rodziców nie jest już w stanie złagodzić nawet wyszukana ekwilibrystyka pani pełnomocnik i piękne ogólniki, jakie padają na łamach projektu Krajowego Programu Działań na Rzecz Równego Traktowania na lata 2013-2015.
Konsultacje w wykonaniu Kozłowskiej-Rajewicz były farsą – zarówno pod względem treści jak i stylu ich przeprowadzenia. Przygotowywany przez jej biuro program przyjmowany będzie wbrew woli olbrzymiej rzeszy obywateli i z pominięciem ich prawa do równego traktowania -
relacjonuje Kaja Godek, matka dziecka z zespołem Downa i aktywistka pro-life.
Ona – w przeciwieństwie do środowisk LGBT i feministek – na równość liczyć już nie może. W końcu zdecydowała się urodzić, a nie wyabortować, dziecko.
To bardzo przykre, że dyskryminacja dzieci z zespołem Downa jest oczywistością. Każdego roku są przedstawiane dane, które mówią ile dzieci jest zabijanych w majestacie prawa tylko ze względu na swoją chorobę. Nie słyszę, żeby podobny proceder miał miejsce w przypadku homoseksualistów, ale to właśnie w ich interesie występuje p. Kozłowska-Rajewicz. Pani pełnomocnik po prostu nie chce się zajmować sprawami dzieci, chociaż wielokrotnie prosiliśmy ją o interwencję, ponieważ mamy do czynienia z jawną dyskryminacją. Pani minister przechodzi jednak nad tym do porządku dziennego. Powiedziała nam jasno, że nie będzie tego robiła. Jako matce dziecka z zespołem Downa jest mi po prostu przykro –
mówi portalowi wSumie.pl Godek.
Jak widać, pani minister uznała, że ktoś jest bardziej równy...
Aleksander Majewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/64966-rzecznik-ds-rownych-i-rowniejszych
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.