„Tusk się obawiał, że nie będzie w stanie wyłagodzić ludzi, że może dojść do ataków, rękoczynów. I nie wyłagodził. Andrzej Seweryn dokładnie pokazał coś, co jest akceptowalne wewnątrz tych środowisk, co jest sposobem myślenia w tych kręgach. I to wychodzi na zewnątrz” - ocenia marsz opozycji 4 czerwca w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk, członek Kolegium IPN.
wPolityce.pl: Wydaje się, że marsz opozycji, który odbył się 4 czerwca, był najbardziej potrzebny samemu Donaldowi Tuskowi. Był sprawdzianem jego pozycji na opozycji. Zgodzi się Pan z tym?
Prof. Mieczysław Ryba: Tusk go organizował i nie ma wątpliwości, że ta manifestacja miała dla niego bardzo duże znaczenie, zwłaszcza, że marsz był liczny. Sam Tusk był przez różne środowiska i media podważany jako lider opozycji, zwłaszcza Koalicji Obywatelskiej. Mówiono o potrzebie podmienienia go na Rafała Trzaskowskiego, że jest szklany sufit, którego nie jest w stanie przebić. Tusk jednak zrobił wrażenie. Teraz będzie sytuacja odwrotna i przypuszczam, że przynajmniej na jakiś czas nikt nie będzie kwestionował jego przywództwa na opozycji. Wszystko odbywało się pod jego zdjęciami, pod jego wezwaniem.
Drugą rzecz, którą osiągnął, a przynajmniej próbował, było wymuszenie szczególnie na Władysławie Kosiniaku-Kamyszu i Szymonie Hołowni, ale i Włodzimierzu Czarzastym pójścia na jednej liście. Jego celem była anihilacja innych bytów na opozycji.
Osiągnął ten cel?
W dużym stopniu tak. To się będzie rozstrzygać w najbliższych tygodniach. Jak znam życie, to zwłaszcza media o profilu sprzyjającym PO będą się tego domagać. W tym względzie może to być istotne w kontekście pewnych przesunięć na scenie politycznej.
Naturalnie Tusk ma taką wizję, że zjednoczenie opozycji, i on jako jej główny i jedyny lider - to minimum jego celów. jakieś sobie stawia. Czy wygra, czy nie wygra jesiennych wyborów, chce później z tego mieć korzyść czy to w przyszłych wyborach prezydenckich, czy jakichkolwiek innych.
Nie dało się nie zauważyć, że podczas marszu liderów innych partii opozycyjnych Tusk specyfikował i wykorzystał dla siebie w sposób totalny.
To było zmarginalizowanie celowe i Tuskowi w dużym stopniu się to udało. Chcieli iść osobno, zostali przywołani do porządku.
Miał pan déjà vu widząc Tuska i Wałęsę wspólnie 4 czerwca 1992 roku i 2023 roku?
Ten układ został stworzony wcześniej. Pamiętajmy, że ten marsz był w rocznicę wyborów czerwcowych 1989 roku, a więc kontraktu, który wówczas został zawarty i był konsekwentnie przez obóz lewicowo-liberalny dotrzymywany z komunistami. Do takiej symboliki się odwołuje Tusk. To jest odwołanie do pewnego kontraktu, układu, który wtedy stworzono i który to układ zdaniem opozycji ma jedyne prawo do rządzenia Polską. To, co się stało w 2015 roku, jest dla nich nie do zaakceptowania.
Na marszu nie zabrakło odwołań patriotycznych Tuska, do Polski i Polaków. Ten przekaz miał się przebić, ale – w odwołaniach do sprawiedliwości, walki z korupcją, troski o rodziny i matki - bardziej przypomniał naśladowanie PiS-u.
Widać, że Tusk przed wyborami będzie próbował łagodzić swoją narrację, którą sam długo i bardzo mocno zaostrzał. W ten sposób chciał zmarginalizować inne byty konkurencyjne na opozycji.
Mówiąc o biało-czerwonych flagach zapomniał, że na marszu były też niebieskie z gwiazdkami oraz tęczowe. Nie za bardzo się do tego odwoływał wiedząc, że to może nie podpasowywać pod wybory. Być może także po marszu będzie lekko wyłagadzał swoją retorykę, zresztą bardzo cynicznie. Tak to – łącznie z hasłami, które słyszeliśmy na marszu – wygląda.
Obok teatru pogardy mieliśmy – gdy chodzi o jego przemówienie - teatr absurdów. Tusk mówił o wspomnianej sprawiedliwości, walce z korupcją, trosce i rodziny, walce z bezrobociem, czyli tym wszystkim, co po Tusku naprawiał PiS. Mówił też o jednoczeniu Polaków w „spokoju i optymizmie w drodze do zwycięstwa” zwracając się do rozgorączkowanych zwolenników, których jedyną propozycją na przyszłość i przyszłe wybory było „osiem gwiazdek”.
Mieliśmy rzeczywiście do czynienia – zwłaszcza kiedy widzimy, co się dzieje w gospodarce - z bardzo daleko posuniętymi absurdami. Ale nie chodziło o prawdę, logikę, ale wzbudzenie antypisowskich emocji. Czekałem, żeby usłyszeć, że od 2015 roku w Polsce polityki prorodzinnej w ogóle nie było lub że nie było prowadzona. Może niedługo to usłyszymy.
Alternatywna rzeczywistość?
Elektorat lewicowo-liberalny stale jest w tej alternatywnej rzeczywistości utrzymywany. Wystarczy sobie włączyć np. TVN i pooglądać cały dzień. To jest oczywiście budowane na resentymencie związanego z tworzinym w 1989 roku nowym układem politycznym, z jego elitą aktorską, kulturalną czy profesorską. A reszta? Ma nie przyjeżdżać nad morze, nie zasłaniać im dobrych widoków itd. PiS uruchomił programy socjalne, zadbał o ludzi wykluczonych, w związku z tym jest irytacja.
Jak Pan generalnie przemówienie Tuska ocenia?
Było rzeczywiście sumą jakichś absurdów, rzeczy, które zupełnie o Polsce nic nie mówią. Jest to jednak bańka medialna, w której się żyje i wierzy we wszystko.
Wzniosłe czasem deklaracje Tuska, nie przystawały do pełnych nienawiści i pogardy haseł, które go na marszu otaczały.
On się obawiał, że nie będzie w stanie wyłagodzić ludzi, że może dojść do ataków, rękoczynów. I nie wyłagodził. Andrzej Seweryn dokładnie pokazał coś, co jest akceptowalne wewnątrz tych środowisk, co jest sposobem myślenia w tych kręgach. I to wychodzi na zewnątrz. Tam jest niesamowita negatywna emocja, wręcz nienawiść, która ma być motorem politycznym.
„Tej fali już nic nie zatrzyma. Olbrzym się obudził” – powiedział Tusk.
To takie zaklinanie rzeczywistości, próba propagandowego napędzenia tego wszystkiego. Olbrzym jak olbrzym.
Z jednej strony łagodził, a z drugiej – mobilizował przed wyborami.
Nie tyle łagodził emocje, co ich nie podkręcał, jak zwykle. Zwłaszcza, że Seweryn i jego wypowiedź jednak mocno wizerunkowo osłabiła „łagodny” wymiar tego marszu. A że musiał mobilizować przed wyborami – stad mieliśmy na tym marszu pomieszanie pięknych słów ze słowami nienawiści, słowa i pojednaniu i spokoju w sytuacji wyrażania swojej agresji i obietnice odwrotne, niż czyny. Aktyw opozycji skanalizował i wyraził swoją nienawiść. Wróci teraz do pracy i będzie, jak jest, czy jednak ten marsz coś zmieni?
Nie jest tak, że takie marsze mają coś zmienić w postawach tych ludzi. Oni są tak sprofilowani. Nienawiść do PiS-u to istota całego tego obozu. To, co może ten marsz zmienić, to przesunąć sympatie elektoratu między partiami opozycji.
Jeszcze kilka dni temu wiele osób ze środowiska opozycji uważało, że Tusk, to dziaders. Myślę, że w tym względzie coś się zmieni. Tusk przestanie być dziadersem, a może nim okazać się dla elektoratu Hołownia. Tusk może przejąć część negatywnego elektoratu PiS. I chyba to był główny cel tego marszu.
Jakiej się Pan Profesor spodziewa odpowiedzi PiS-u na ten marsz?
To się dopiero okaże. Będziemy jeszcze przed wakacjami mieć konwencję PiS i wtedy poznamy odpowiedź Jarosława Kaczyńskiego.
Rozmawiał Radosław Molenda
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/649474-wywiad-prof-ryba-o-marszu-4-czerwca-manifestacja-absurdow