Jak powiedział p. minister Błaszczak, a jego słowa przytoczono w oficjalnym portalu resortu ci którzy „ukończyli szkolenie podstawowe w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej” i złożyli przysięgę wojskową są już traktowani przez nasze siły zbrojne w kategoriach „przeszkolonych rezerwistów”.
Przeszkolony rezerwista w 28 dni?
Wielce to intrygująca informacja, bo jak wynika z innych, ale też rządowych źródeł szkolenie podstawowe jest dwuetapowe. Pierwsza faza, która kończy się złożeniem przysięgi trwa 28 dni, a to oznacza, jeśli dobrze zrozumiałem wypowiedź p. ministra, że po tym czasie uważamy, że mamy do czynienia z przeszkolonymi rezerwistami.
A jak to jest gdzie indziej? Mamy ostatnio sporo publikacji fachowych na temat potrzeb armii ukraińskiej, pisanych przez amerykańskich ekspertów, którzy w ostatnich miesiącach realizowali misje szkoleniowe na Ukrainie, szkolili tamtejsze jednostki na europejskich poligonach i zastanawiają się jak wielki wysiłek będzie potrzebny aby wdrożyć standardy NATO-wskie.
Pomoc szkoleniowa dla Ukrainy
Doświadczenia szkoleniowe związane z żołnierzami z Ukrainy są tylko w części porównywalne z naszymi realiami, bo po pierwsze w tym wypadku mamy do czynienia z żołnierzami, którzy przeszli chrzest bojowy, co oznacza, że nie trzeba ich szkolić „od zera” a po drugie wielu z nich już przed wojną uczestniczyło w programach szkoleniowych prowadzonych przez instruktorów z państw NATO.
Alexandra Chinchilla, profesor na Uniwersytecie w Teksasie i Jahara Matisek, wykładający w U.S. Naval War College, który jest też pułkownikiem amerykańskich sił zbrojnych opublikowali w portalu Foreign Affairs artykuł poświęcony wnioskom wypływającym ze szkolenia ukraińskich żołnierzy. Jak argumentują, nie tylko szacowana na 156 mld dolarów wojskowa i ekonomiczna pomoc Zachodu dla Kijowa dała w efekcie takie wzmocnienie sił zbrojnych Ukrainy, iż obecnie realną staje się perspektywa nie tylko powstrzymania rosyjskiej agresji, ale nawet wygrania wojny.
Równie ważna jest trwająca a w ostatnich miesiącach nasilająca się pomoc szkoleniowa. Jak przypominają, tylko Brytyjczycy przeszkolili 10 tys. ukraińskich żołnierzy, w Stanach Zjednoczonych kursy specjalistyczne ukończyło 3,1 tys. a wszystkie kraje europejskie (za wyjątkiem Austrii) uczestniczą w rozmaitych programach szkoleniowych. Przypominają, że już przed wojną specjaliści z Zachodu szkolili choćby ukraińskie siły specjalne, co w efekcie korzystnie wpłynęło na ich skuteczność, potwierdzoną na froncie, w zakresie prowadzenia operacji wymierzonych w Moskali.
Przypominają też, że „szkolenie jest procesem ciągłym i stanie się jeszcze ważniejsze, im dłużej będzie trwała wojna. Ukraina potrzebuje więcej nowych rekrutów i specjalistycznego szkolenia w zakresie zaawansowanych systemów uzbrojenia, które otrzymuje z Zachodu. Aby zwiększyć szanse na powodzenie nadchodzącej wiosennej ofensywy, potrzebuje również doświadczenia w koordynowaniu dużych sił i siły ognia w tak zwanym manewrze połączonych sił zbrojnych. Zwiększenie skali szkolenia z poziomu oddziałów do plutonów, kompanii, a ostatecznie batalionów zapewni siłom ukraińskim zwinność i szybkość, których potrzebują, aby przezwyciężyć preferowaną przez Rosję wojnę na wyniszczenie i odzyskać terytorium okupowane.” Jest rzeczą oczywistą, jak zauważają, że w związku ze stratami (szacowanymi na 200 tys. zabitych i rannych) po stronie ukraińskiej potrzeby szkoleniowe Ukrainy będą skokowo w najbliższym czasie rosły.
Rząd w Kijowie realizuje „ambitny plan” szkolenia w ciągu miesiąca 6 tys. nowych żołnierzy, co jest „dużym wyzwaniem”, ale biorąc pod uwagę zarówno potrzeby związane z wojną jak i modernizację ukraińskiej armii w związku z perspektywą członkostwa w NATO, potrzeby szkoleniowe Ukrainy będą w najbliższych latach jeszcze większe. Państwa europejskie, jak argumentują, są predystynowane do spełniania roli „bazy szkoleniowej” dla ukraińskich sił zbrojnych. W 2022 roku grupa państw (Wielka Brytania, Australia, Kanada, Dania, Finlandia, Litwa, Holandia, Norwegia, Nowa Zelandia) uruchomiła wspólny program w tym zakresie, w wyniku realizacji którego, miesięcznie będzie mogło być wyszkolonych 2,5 tys. żołnierzy z Ukrainy. Inni, jak Niemcy, Hiszpania, Łotwa czy Słowacja są w stanie szkolić ok. 200 żołnierzy miesięcznie. To trochę mówi zarówno o potencjale jak i wymaganiach szkoleniowych w państwach NATO. To nie koniec wysiłków państw Paktu Północnoatlantyckiego, bo jak przypominają Chinchilla i Matisek „Misja Wsparcia Wojskowego Unii Europejskiej wspierająca Ukrainę, która powstała w listopadzie 2022 r. przy wsparciu 24 krajów ma w ciągu dwóch lat przeszkolić 15 000 Ukraińców w zakresie działań od szkolenia podstawowego po zaawansowane i bardziej wyspecjalizowane zdolności wojskowe, takie jak rozminowywanie, szkolenie młodszych oficerów, logistyka i komunikacja.”
O kwestiach szkoleniowych napisał też ostatnio Jan Kallberg z US Military Academy. Zwrócił on uwagę w artykule opublikowanym w portalu think tanku strategicznego CEPA, że jednym z zasadniczych czynników wpływających zarówno na długość jak i efektywność szkolenia żołnierzy jest wielkość korpusu podoficerskiego i to czy szkolimy „surowych” rekrutów czy doszkalamy żołnierzy mających już doświadczenie bojowe.
Pisze on wprost, że „Opierając się na doświadczeniach z poborowymi w jednostkach w krajach nordyckich (można stwierdzić, że – MB) wyszkolenie dowódcy plutonu od podstaw zajmuje co najmniej 12–15 miesięcy, dowódcy drużyny blisko rok, a strzelca od siedmiu do ośmiu miesięcy”.
Osobnym problemem jest brak kadry, która może szkolić rekrutów „z marszu”. W praktyce są to zawsze podoficerowie lub oficerowie niższych rang, którzy na poziomie taktycznym muszą wdrożyć nowicjuszy w podstawowe arkana sztuki wojennej. Kallberg zauważa też, że strona ukraińska ma przynajmniej dwie przewagi nad Rosjanami, które może wykorzystać. Po pierwsze rosyjski korpus podoficerski został w pierwszej fazie wojny przetrzebiony i dowództwo będzie miało problemy z jego szybkim odtworzeniem.
Po drugie, i ten czynnik jest jak się wydaje nawet istotniejszy, Rosjanie hołdują zasadzie bardzo wąskiej specjalizacji. „Rosyjscy oficerowie – dowodzi Kallberg - to specjaliści. Możesz spędzić całą karierę zajmując się jednym systemem uzbrojenia lub pojedynczym zestawem zadań. Prowadzi to do powstania wysoce kompetentnych oficerów z niewielkimi zdolnościami adaptacyjnymi lub wymiennymi obowiązkami”.
Ale, jak zauważa amerykański ekspert, zupełnie inaczej walczy się w obronie, „statycznie” a innych umiejętności wymaga atak. W tym ostatnim wypadku trzeba nie tylko mieć lepszą świadomość sytuacyjną i większą zdolność adaptacji do nowych warunkach, ale również trzeba, aby być skutecznym i nie narażonym na wielkie straty, umieć przeprowadzać operacje połączonymi siłami i skutecznie realizować zasady manewru ogniowego.
Zdolność sił ukraińskich
Czy siły ukraińskie w swej masie są do tego zdolne? Kwestię tę analizują z kolei na łamach specjalistycznego portalu War on the Rocks Eric Kramer i Paul Schneider, obydwaj będący oficerami amerykańskich sił specjalnych, którzy od lata ubiegłego roku szkolą ukraińskie oddziały. Mamy zatem do czynienia z relacją „z pierwszej ręki”, bo artykuł jest podsumowaniem ich dotychczasowych doświadczeń.
Jak piszą, „na podstawie naszych doświadczeń z dziewięciomiesięcznego szkolenia we wszystkich służbach Sił Zbrojnych Ukrainy, w tym Wojskach Lądowych, w Straży Granicznej, Gwardii Narodowej, Piechocie Morskiej, Siłach Operacji Specjalnych i Siłach Obrony Terytorialnej, zaobserwowaliśmy, szereg wspólnych tendencji: takich jak brak umiejętności dowodzenia w modelu mission command, brak skutecznego szkolenia w zakresie połączonych operacji; logistykę i konserwacje sprzętu ad hoc i niewłaściwe użycie sił operacji specjalnych. Tendencje te osłabiły opór Ukrainy i mogą utrudnić powodzenie trwającej ofensywy”.
Nie odmawiają oni zaangażowania, brawury i odwagi ukraińskim oficerom i żołnierzom, jednak osiągnięcie standardów NATO i uzyskanie zdolności do walki w taki sposób jak wymaga się w Pakcie to znacznie trudniejsze zadanie. Aby być w stanie osiągnąć model docelowy, najpierw należy, proponują, wyszkolić tych, którzy potem będą trenować innych. Można to zrealizować organizując 30 – dniowe kursy dla „trenerów” ukraińskich, które musza odbywać się w państwach Zachodu. Problemem jest, jak piszą (a rozmawiając z wieloma polskimi oficerami wiem, że i my mamy z tym kłopot) to, że „elementy Sił Zbrojnych Ukrainy mają starą sowiecką mentalność, która oznacza podejmowanie większości decyzji na wyższych szczeblach. Odnieśliśmy wrażenie, rozmawiając z dowódcami na szczeblu brygady i niższych, że młodsi oficerowie boją się popełniać błędy. Podczas naszych szkoleń z oficerami terenowymi często jesteśmy pytani, jaka jest kara za niepowodzenie podczas misji lub podjęcie złych decyzji. Jesteśmy również wielokrotnie pytani na każdym etapie planowania lub operacji: „Kto może podjąć tę decyzję?” Nasi rozmówcy dziwią się, że w USA kapitanowie batalionowi (oficerowie sztabowi nadzorujący bieżące działania batalionu) mają uprawnienia do podejmowania decyzji lub wydawania rozkazów w imieniu dowódcy batalionu”.
Idąc dalej, piszą oni o scentralizowanym systemie dowodzenia. W ukraińskich siłach zbrojnych, jak argumentują, dla każdej kolejnej fazy operacji wymagane są odrębne rozkazy. Wydłuża to i spowalnia proces podejmowania decyzji. „Na przykład – opisują zaobserwowane sytuacje – ukraiński batalion w obronie nie może przeprowadzić kontrataku, nawet jeśli został zaatakowany. Nie mają potencjalnych zadań rezerwowych, takich jak ‘przygotuj się do kontratak’, które są planowane z wyprzedzeniem w celu wykorzystania nieoczekiwanych okazji. Muszą czekać na rozkazy”.
Na to nakłada się coś co można określić z grubsza mianem „konfliktu pokoleń”. Młodsi oficerowie, mający doświadczenie frontowe, są zwolennikami większej elastyczności, większej swobody na poziomie taktycznym, ale muszą zmagać się ze starymi, często jeszcze z postsowieckiej szkoły, nawykami wyższych dowódców, którzy byli szkoleni w paradygmacie w którym nacisk kładziono na centralizację decyzji i podejmowanie ich na wyższych szczeblach dowódczych. Piszą też, podobnie jak Kallberg, o znaczeniu korpusu podoficerskiego w prawidłowym szkoleniu żołnierzy.
„W Stanach Zjednoczonych – dowodzą - wykształcenie młodszego podoficera zajmuje lata. Starsi podoficerowie na poziomie plutonu mają co najmniej dziesięcioletni staż. W amerykańskich siłach zbrojnych porucznicy dowodzą plutonami, ale zadaniem sierżanta plutonu jest ich wyszkolenie. Na Ukrainie zadaniem dowódcy plutonu, często takiego który przyszedł prosto z akademii jest dowodzenie i szkolenie plutonu. Bez doświadczonych podoficerów dowodzenie misją na poziomie kompanii i niższych jest prawie niemożliwe, bo oni są bezpośrednio odpowiedzialni za opiekę, mentoring i szkolenie żołnierzy”.
Postsowiecki model szkolenia
Co gorsze, jak piszą Kramer i Schneider na Ukrainie nadal funkcjonuje postsowiecki model szkolenia, który koncentruje się na „choreografii” większych jednostek na poziomie batalionów. Dowódcy kompanii rzadko kiedy osobiście uczestniczą w manewrach, sprowadzając swoją rolę bardziej do funkcji obserwatorów. Słabo też wygląda szkolenie w zakresie współdziałania rozmaitych formacji (siły lądowe, lotnictwo, wojska inżynieryjne, artyleria etc.) a cały system centrów szkoleniowych (podobnie zresztą jak w Polsce – MB) ma charakter „branżowy”. „Jednym z krytycznych wyzwań – piszą amerykańscy oficerowie - jest sposób, w jaki ukraińskie wojsko szkoli się i jak tworzone są ośrodki szkoleniowe dla żołnierzy. W siłach zbrojnych każda służba ma własne ośrodki, personel, akademie i reżimy szkoleniowe. Rzadko wymieniają instruktorów lub np. szkolą jednostki gwardii narodowej w ośrodkach wojsk lądowych”.
Te braki są potem wyraźnie widoczne na polu walki, gdzie są problemy z koordynacją i zaufaniem między oddziałami odmiennych formacji. Podobnie sytuacja wygląda, jeśli brać pod uwagę operacje wielodomenowe (np. czołgi traktowane są w kategoriach mobilnych systemów artyleryjskich). a system logistyczny i utrzymania sprzętu jest w gruncie rzeczy jedną wielką improwizacją. „Większość operacji wojskowych – piszą - nie jest podzielona na etapy i ma charakter sekwencyjny. Na przykład ogień i manewr są planowane oddzielnie od działań jednostek piechoty — operacje piechoty oddzielnie od artylerii wspierającej. Ta mentalność przenosi się również na koordynację między sąsiednimi jednostkami, która albo nie istnieje, albo jest słaba i powoduje wysokie wskaźniki „friendly fire”.
Dowódcy jednostek mają obawy co do kolaborantów i dlatego wahają się przed przekazaniem siostrzanym jednostkom krytycznych informacji, które można wykorzystać przeciwko nim”.
Te braki powodują, że poziom strat ukraińskich jest większy niż można byłoby oczekiwać od armii, gdyby walczyła ona zgodnie ze standardami NATO. Z faktu, że Rosjanie działają jeszcze gorzej i zupełnie nie liczą się ze stratami nie wynika, iż po stronie ukraińskiej wszystko jest bez zarzutu. Jak rozwiązać sygnalizowane problemy? Amerykańscy oficerowie piszą, że „Rozwiązania tych wyzwań wymaga realokacji zasobów i zmiany mentalności. Jest to prawdopodobnie trudniejsze niż przydzielenie większej ilości zasobów i wydawanie większej ilości pieniędzy. Zalecamy centralnie planowany, ale realizowany na niższym poziomie, zsynchronizowany program szkoleniowy, skupiający się na dwudziesto-trzydziestodniowym schemacie szkoleniowym dla każdej brygady. Podejście to znane jest jako „program szkolenia trenerów” i ma na celu stworzenie kadry trenerów, którzy następnie mogą kontynuować szkolenie nowych ukraińskich oficerów przechodzących przez program. Program szkolenia powinien być na tyle elastyczny, aby można go było dostosowywać w oparciu o zmiany na polu bitwy i niuanse między jednostkami. Bardzo ważne jest, aby szkolenie to odbywało się na Ukrainie, z udziałem lokalnych i zagranicznych instruktorów tak przy użyciu sprzętu zachodniego jak i radzieckiego”.
„Osiągnięcie standardów NATO zajmie zapewne lata”
Zwróćmy uwagę na to, co piszą eksperci. Aby rzeczywiście wdrożyć standardy NATO, najpierw należy zbudować, w oparciu o nowe podejście i nową mentalność, kadrę oficerów i podoficerów, którzy będą w stanie w przyszłości szkolić nowe jednostki.
Ten pierwszy etap obejmuje tych, którzy mają doświadczenie bojowe, sprawdzili się na polu walki i są ponadto żołnierzami, którzy mają przecież fachowe przygotowanie. Dopiero potem, w następstwie nowoczesnego, intensywnego i wcale nie krótkiego procesu szkoleniowego, będzie można przystąpić do kolejnego etapu, implementacji tego nowoczesnego podejścia w pozostałych jednostkach. Osiągnięcie standardów NATO zajmie zapewne lata.
My w 28 dni szkoląc „zielonych” rekrutów, bez żadnego doświadczenia wojskowego, mówimy o „przeszkolonej rezerwie” i cieszymy się z rozbudowy naszych sił zbrojnych. Nie będę tego komentował, bo nie ma czego.
CZYTAJ TAKŻE: Porozmawiajmy o polskiej polityce odstraszania Rosji. „Sygnał o determinacji i woli oporu został wysłany”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/649220-o-szkoleniu-rezerwy-i-rozbudowie-sil-zbrojnych