Bronisław Komorowski powiedziałby, że sprawa jest „arcyboleśnie prosta”. Jeśli ruska agentura jest zagrożona, ruscy jej bronią, a poza tym uruchamiają wszystkie swoje wpływy (szantaż, kasa, kompromaty), żeby agenciaki i ich kumple urządziły w konkretnym kraju piekło. Właśnie tak to przebiega w Polsce po tym, jak prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o badaniu rosyjskich wpływów.
O politycznych groupies nie warto pisać, bo oni działają odruchowo (w wersji warunkowania klasycznego według Iwana Pawłowa – Rosjanina, więc wszystko w rodzinie). Nawet gdy nic nie rozumieją, to wiedzą, że trzeba działać – dla nagrody lub z obawy przed karą. O agenturze, którą można wskazać placem też nie warto pisać, bo ona w pierwszej kolejności symbolicznie lub dosłownie moczy pampersy i od razu widać, kto się boi.
Warto pisać o politykach, którzy nie wiedzą, czy jakieś ich działania nie poszły za daleko lub wiedzą, lecz je bagatelizują. Warto się też zajmować tymi, którzy nie wiedzą, kto z ich otoczenia, a nawet przyjaciół może skrywać trupy w szafie. Tu działa uogólniony strach i postępujący brak zaufania. Nigdy nie można być pewnym, czy ktoś pozornie dobrze znany nie ma tajemnic i czy ich wyciek nie uderzy także w nich (jako znajomych i przyjaciół). Tym bardziej że ruskie uwikłania często dzieją się pod obcą flagą.
Osoby, które się boją, są przekonane, że najprościej jest ukryć się w tłumie. Ale najpierw trzeba ten tłum zaktywizować, czyli wywołać atmosferę histerii. Wtedy wszyscy jęczą, a z zewnątrz nie sposób odróżnić jęków ludzi uwikłanych od wycia kibiców, sympatyków i przyjaciół. Wszyscy mają jęczeć i wrzeszczeć (stąd tyle obelg), żeby powstało wrażenie, iż jest to masowa reakcja i chodzi o wielkie grupy, a nie o konkretną agenturę skrywającą się w tłumie. I że chodzi o „wartości” (skądinąd, gdyby to faktycznie miały być wartości, to może lepiej, żeby nie było ich wcale), a nie o obronę kogokolwiek.
Nie jest tak, że w grupie osłonowej nic się nie podejrzewa, tylko zawsze jest jakiś poziom lęku, że może nie warto sprawdzać, żeby nie odkryć czegoś paskudnego u siebie, nawet jeśli ma się przekonanie, że jakichś groźnych haków być nie powinno. Gdy się jednak należy do jakiejś konkretnej partii (lub z nią sympatyzuje) i trwa to latami, to zna się wszelkie plotki o umoczeniu w agenturę różnych osób. A w stanie zagrożenia odzywają się różne dzwonki alarmowe, więc pojawia się strach, czy się nie zrobiło czegoś głupiego, nie dało się wykorzystać. Z tego zamieszania korzysta agentura ukrywająca się w tłumie.
Komisja badająca ruskie uwikłania jest dlatego groźna, że może wyciągać jednostki z tłumu dającego im poczucie bezpieczeństwa. I wprawdzie po takim wyciągnięciu może się pojawić wielka histeria w obronie wyciągniętego, lecz wtedy górę bierze troska o własne bezpieczeństwo i robi się wszystko, żeby też nie zostać wyciągniętym z tłumu. To zresztą wydaje się uniwersalne dla każdego rodzaju agentury, o czym mówi wiele świadectw działania poszczególnych tajnych służb, od ruskiej Ochrany poczynając.
Może istnieć świadomość, że coś w osłonowym otoczeniu agentury jest nie tak, bo ktoś się dziwnie zachowuje albo wpada w panikę, lecz jeśli jedzie się na tym samym wozie, to lepiej „trzymać się w kupie”, bo samemu można potrzebować pomocy. I to niezależnie od przynależności do konkretnej partii. Tym można tłumaczyć międzypartyjną solidarność po podpisaniu stosownej ustawy przez prezydenta. Tym trzeba też tłumaczyć festiwal ponadpartyjnych obelg i bluzgów pod adresem Andrzeja Dudy, ze środowiskami akademickimi włącznie, które nie są wyjątkiem, lecz potwierdzają regułę.
Nie powinna dziwić solidarność parlamentarzystów unijnych w wywoływaniu ogólnoeuropejskiej histerii. Oni jeszcze mniej się znają niż ci z poszczególnych państw, wiedzą, że ruscy działali w ich państwach praktycznie bez przeszkód, więc przy bliższym przyjrzeniu się trup mógłby się ścielić gęsto. Lepiej więc się skrzyknąć i zaatakować polskie władze, które swoimi działaniami mogą wywołać lawinę, przy której skorumpowanie europosłów przez Katar to będzie kaszka z mleczkiem. Oczywiście część z nich może działać samoistnie, choćby z tego powodu, że atakowanie Polski daje im poczucie szczęścia, a nawet wpadają wtedy w ekstazę, lecz generalnie chodzi o solidarność umoczonych i zagrożonych dekonspiracją.
Europosłowie mogliby sobie na wszystko bimbać w czasach pokoju, lecz w czasie wojny na Ukrainie uwikłania nie muszą ujść im na sucho – jak nie teraz, to w bliskiej przyszłości. Stąd ta bardzo krzykliwa solidarność umoczonych podczas sabatu, jaki 30 maja 2023 r. urządzono przeciw Polsce w ekspresowym trybie. Była po prostu pilna potrzeba podjęcia działań osłonowych i dezinformacyjnych. I nie trzeba dodawać, że specjalną rolę do odegrania mieli eurodeputowani z Polski. Stąd takie komsomolskie zaangażowanie np. Andrzeja Halickiego, Róży Thun czy Włodzimierza Cimoszewicza. Oni nawet nie zdają sobie sprawy, jak bardzo się w ten sposób demaskują, choć sądzą, że jest odwrotnie.
Mimo wielkiego strachu i równie wielkiej histerii otworzyło się (zapewne na krótko) okno historii, gdy można ujawnić i niejako zneutralizować większość ruskich aktywów. Niezrobienie tego byłoby katastrofalnym błędem, bo okazja może się szybko nie powtórzyć. Niech więc sobie agentura szczeka i wyje, a karuzela sprawiedliwości i prawdy powinna jechać dalej. Bez litości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/648921-krotka-instrukcja-obslugi-dzialan-ruskiej-agentury