„Paradoks polega na tym, że o ile Komisja Europejska głosi, że wpływy rosyjskie są bardzo niebezpieczne we Francji, w Niemczech czy w Unii, o ile powołała specjalny zespół do zwalczania dezinformacji rosyjskiej, to najwyraźniej wpływy rosyjskie w Polsce Komisji Europejskiej nie przeszkadzają” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł prof. Zdzisław Krasnodębski.
wPolityce.pl: Jak Pan Profesor odbiera brukselskie reakcje na przyjęcie w Polsce nowej ustawy powołującej specjalną komisję do zbadania wpływów Rosji na bezpieczeństwo wewnętrzne Polski. Wiceprzewodnicząca KE Věra Jourová, chociaż – jak sama stwierdza – nie zna analiz unijnych tej ustawy, już jest nią zaniepokojona.
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Pani Jourová działa tak, jak zwykle. To zaniepokojenie wynika najprawdopodobniej z sygnałów politycznych, które płyną do niej ze strony polskich europosłów i środowisk opozycyjnych. To oni zazwyczaj alarmują Komisję czy Parlament Europejski, że w Polsce rzekomo dzieje się coś niedobrego.
W tym przypadku sprawa jest o tyle kuriozalna, że chodzi o wpływy rosyjskie, którymi Komisja przecież tak bardzo się martwi. Wpływy rosyjskie w Unii Europejskiej i w wielu krajach Unii Europejskiej są i były. O tym pani Jourová w swoim, wspomnianym wystąpieniu akurat nie wspomniała. Reaguje tak, jak reagowała wielu innych sprawach. Tak samo zresztą, jak komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders.
W instytucjach europejskich bardzo konsekwentnie i dyskretnie milczano i nadal milczy się o związkach z Rosją Donalda Tuska, pana Sikorskiego. I cały paradoks polega na tym, że o ile Komisja Europejska głosi, że wpływy rosyjskie są bardzo niebezpieczne we Francji, w Niemczech czy w Unii, o ile powołała specjalny zespół do zwalczania dezinformacji rosyjskiej, to najwyraźniej wpływy rosyjskie w Polsce Komisji Europejskiej nie przeszkadzają.
Cztery grupy w Parlamencie Europejskim – Europejska Partia Ludowa, Socjaliści i Demokraci, Odnowić Europę i Zieloni – wnioskują o uzupełnienie programu dzisiejszych obraz PE o debatę na temat wspomnianej polskiej ustawy.
Nie mam wątpliwości, że do tego doprowadzą, że ta debata odbędzie się dziś wieczorem lub jutro rano. I że Reynders zabierze w trakcie tej debaty głos. Odbieram to jako kolejną z wielu decyzję polityczną, akcję, którą wielokrotnie już obserwowaliśmy.
Nowe jest to, że wpływy rosyjskie w państwach Unii dotąd uznawane były za niepożądane, stąd trzeba było je wykrywać i im przeciwdziałać. I nagle, gdy mowa jest o Polsce, takie działania zaczynają być uważane za naruszenie prawa. Przecież to absurd!
Pani Jourová powinna się jednak trochę powstrzymać, zbadać sprawę i potem ewentualnie zgłaszać swoje zastrzeżenia, gdyby takie miała.
Pani Jourová jest tak samo czuła na sugestie, gdy zwracają się do niej Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy?
Oczywiście nie. Od pewnego czasu Komisja Europejska, w tym szczególnie Jourová czy Reynders, cierpią na dysonans poznawczy, ponieważ przez ostatnie miesiące o Polsce mówiono tutaj dobrze w związku z przyjęciem przez Polskę tylu uchodźców z Ukrainy, w związku z pomocą Ukrainie, także militarną. W związku z tym pewnie pani Jourová czy Reynders czuli się niezbyt komfortowo.
Oni usiłowali w ostatnim czasie jakieś tematy podjąć: rzekome prześladowanie ludzi o odmiennej orientacji seksualnej albo dyskryminacja Kobiet. No, ale to wszystko nie było zbyt politycznie nośne. Obecnie mogą się na nowo zaktywizować.
Warto dodać, że ta pani, czeska prawniczka, była pierwszą wiceprzewodniczącą partii ANO i bliską współpracowniczką premiera Andreja Babiša, o którego w przeszłości komunistycznej, współpracy ze służbami czechosłowackimi, a więc także agentura sowiecką dużo kiedyś mówiono.
Jakie mogą być konsekwencje, rezultaty tej debaty? Jourová mimochodem w swoim wystąpieniu nt. uchwalonej w Polsce ustawy przywołała art. 7 art. Traktatu o Unii Europejskiej, że niby możliwe będzie stwierdzenie przez Radę Europejską ryzyka poważnego naruszenia przez Państwo Członkowskie wartości Unii.
Pani Jourová się tym zajmuje. Może stąd to często przywołuje. Ten artykuł jest zamrożony, ponieważ nie ma w Radzie większości.
Ta debata nie będzie miała żadnych konsekwencji. Być może będzie rezolucja PE, która nie ma zobowiązującego charakteru. Tyle, że europosłowie będą się popisywali retorycznie. To na pewno dostarczy im dużo satysfakcji. I tyle.
Natomiast czy ewentualnie Komisja, jej służby prawne, które działają zawsze na zlecenie polityczne, dojdą do wniosku, że wg nich następuje tu naruszenie jakieś zasady praworządności? Jak zawsze może starać się wystąpić do Trybunału Europejskiego o jakąś interwencję w tej kwestii. Ale to jest już, że tak powiem, dalsza przyszłość.
Trzeba dodać, że charakterystyczny jest kontekst całej tej sprawy. Cała komisja poza nielicznymi wyjątkami, i większość członków tych frakcji politycznych, którzy dzisiaj będą głosować za wnioskiem o wspomnianą debatę – oni wszyscy czekają na polskie wybory z nadzieją na zmianę władzy w Polsce, na sukces wyborczy naszej opozycji zwanej demokratyczną. Stąd jest to ich duże zaangażowanie emocjonalnie. Stad też to wielkie zaniepokojenie tą ustawą.
Rozmawiał RM
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/648811-wywiad-prof-krasnodebski-o-hipokryzji-ke-ws-wplywow-rosji