Wiele bitem toczonych przez obóz III RP z obozem propolskim ma charakter rytualny, propagandowy. Wchodzą w nie, bo w ramach przyjętej po 2015 roku totalności opozycji, widz ma mieć wrażenie iż w kraju ciągle się pali, wszystko się wali, rząd jest nie tylko zły, ale i podły, moralnie odrażający. Przy potężnej przewadze medialnej, biznesowej i strukturalnej daje to opozycji spore korzyści, z najważniejszą na czele: wielu Polaków zostało tak otumanionych, że działają i głosują przeciw własnym interesom, na tych, którzy zamierzają ich okraść ze wszystkiego.
Tym razem jednak jest inaczej. Skumulowane działania prewencyjne (wizyta przestraszonego Tuska w Sejmie, szantażowanie prezydenta przyszłą karierą, uruchomione przez znajomości amerykańskie naciski) oraz próby represji następczych (otwarte groźby gazowania w komorze, wychodzenie z rad przy Prezydencie, medialna histeria) pokazują realny strach.
Teraz nie chodzi o propagandową bitwę. Ta nawałnica świadczy, że teraz chcą za wszelką cenę zatrzymać komisję do spraw wpływów rosyjskich. Za wszelką cenę!
Dlaczego? Jakie tajemnice jeszcze tam się kryją?
O postawie ekipy Tuska wiemy przecież dość dużo. Pierwsze expose (w listopadzie 2007 roku, jeszcze za Busha, długo przed obamowym resetem) otworzyło „dialog z Rosją, taką, jaka ona jest). Następnie mieliśmy pełne otwarcie polskiej dyplomacji, służb specjalnych, gospodarki ze szczególnym uwzględnieniem energetyki na rosyjską infiltrację. Równocześnie rozpoczęto proces szybkiego zwijania Wojska Polskiego, szczególnie na kierunku możliwego uderzenia rosyjskiego (ze strony białoruskiej). Polska odepchnęła ideę amerykańskiej tarczy antyrakietowej (jak mówił Tusk, Putin „nie był entuzjastą tego projektu”).
Potem była tragedia smoleńska, która wyeliminowała ze sceny politycznej przede wszystkim część elity państwowej przeciwstawiającej się uściskom z Putinem, dostrzegającej ponure konsekwencje rosnącego imperializmu rosyjskiego połączonego z niemieckim dążeniem do podporządkowania sobie całej Europy. Śp. prezydent Lech Kaczyński, wielki mąż stanu, zatrzymał rosyjski najazd na Gruzję, organizował region wokół Polski, nazywał rzeczy po imieniu. Za to zapłacił życiem.
Na dymiącym jeszcze pogorzelisku Donald Tusk rozpoczął makabryczne pogłębianie przyjaźni z Putinem - takim, jakim był.
Kurs prorosyjski był kontynuowany nawet po agresji Rosji na Ukrainę, po zagarnięciu Krymu, podpaleniu Donbasu i Doniecka. (Tusk ogłosił, że żadnym jastrzębiem sprzeciwu nie będzie).
Ale podkreślam - to wszystko i dużo więcej wiemy.
Co jeszcze może nam wyświetlić komisja? W każdym ze wspomnianych wyżej wątków są pewnie szafy pełne kompromitujących dokumentów, w pamięci ludzkiej zapisano wiele spraw, decyzji, wypowiedzi, które ekipę Tuska kompromitują. Ale tak naprawdę uważam, że najbardziej boją się jednej sprawy: roli Niemiec w tym wszystkim.
Tym tłumaczę tak brutalne wejście do gry strony amerykańskiej. Pełni ona tutaj rolę zastępczego reprezentanta Berlina.
W sensie politycznym Donald Tusk i Angela Merkel mają krew na rękach. Ich polityka pozwalania Putinowi na coraz więcej doprowadziła do takiego poczucia bezkarności, takiego rozbestwienia, że zdecydował się na barbarzyńską napaść na Ukrainę. Jak koordynowali swoje działania? Jak bardzo szczegółowe były instrukcje przysyłane z Berlina do Warszawy na temat „otwierania się” na Rosję? Czy tam też decydowano o tym gdzie państwo polskie ma się cofnąć, co ma jeszcze zlikwidować?
Bardzo możliwe. Im więcej wiemy, im chłodniejszym okiem na tamten okres patrzymy, tym mocniej dostrzegamy jak bardzo ograniczona była wtedy polska suwerenności i do jakiej tragedii by ten kurs doprowadził, gdyby nie został przerwany w roku 2015.
Pamiętajmy zatem: rozkaz przyjęcia kursu prorosyjskiego przez Polskę przyszedł z Niemiec. Wyświetlenia tego faktu, opisu jak to działało na linii Putin-Merkel-Tusk, najbardziej się boją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/648592-jaka-straszna-tajemnica-jeszcze-tam-sie-kryje