Każda próba Brukseli „ucywilizowania” pomysłu przymusowego przesiedlania nielegalnych imigrantów pokazuje jak amoralna, nieludzka i cyniczna jest ta propozycja. Otwarcie sformułowana przez komisarz Unii ds. wewnętrznych szwedzką komunistkę Ylvę Johansson zapowiedź przeprowadzania masowych przesiedleń nielegalnych imigrantów z kraju do kraju wzbudziła tak duże protesty, że Komisja pospieszyła z zapewnianiem, że o żadnym przymusie nie ma mowy. Ukuto więc specjalne, szczególnie kłamliwe, wewnętrznie sprzeczne pojęcie „obowiązkowa solidarność”.
To język jak z sowieckiego świata, kiedy wywoływanie wojen i napaści na inne państwa było walką o pokój, uwięzienie w gułagach milionów było wyzwalaniem klasy pracującej etc. Oczywiście nie można porównywać i amoralności ustroju Unii, załgania i działań jej władz z systemowym czystym złem niemieckiej III Rzeszy i Związku Sowieckiego. Chodzi o podobieństwo mechanizmów.
Należy zapewnić solidarność. Dlatego Komisja zaproponowała system obowiązkowej solidarności. Państwa członkowskie będą mogły decydować o środkach solidarnościowych. Mogą one obejmować relokację, wsparcie finansowe i operacyjne. Ważne jest, aby państwa członkowskie potrzebujące wsparcia je otrzymały
— oznajmiła rzecznik Komisji Europejskiej Anita Hipper.
Maria Stenergard Minister ds. imigracji Szwecji, która sprawuje teraz prezydencję, uspokaja na Twitterze:
Obowiązkowej relokacji nie było, nie ma i nie będzie w propozycji. Obowiązkowa solidarność to inna sprawa. Kraje pierwszego wjazdu potrzebują wsparcia w ich ważnych pracach, związanych z zarządzaniem granicami zewnętrznymi. Ale obowiązkowa relokacja nie wchodzi w grę.
W praktyce owa przymusowa unijna solidarność polegać ma na tym, że państwo, które nie będzie chciało przyjmować u siebie przymusowo przesiedlanych imigrantów, będzie mogło się z tego wykupić, płacąc 22 tys. euro od osoby.
Pewne procedury przymusowych wywózek i przesiedlania pozostają, niezależnie od tego czy sama relokacja fizycznie zostanie przeprowadzona. Urzędnicy będą musieli zrobić nadziały na poszczególne kraje - tylu i tylu imigrantów ma przyjąć Polska, tylu Rumunia, Bułgaria etc. Inaczej nie da się bowiem policzyć ile te państwa miałyby płacić za przymusową solidarność. Podobnie trzeba przeprowadzić selekcję wśród imigrantów - wybrać tych, którzy mają być wywiezieni i przesiedleni. Trudno sobie wyobrazić ochotników imigrantów na przeprowadzkę z Francji, czy Niemiec na Słowację, czy do Rumunii. Gdyby chcieli, sami by się przenieśli. Nieludzkie mechanizmy relokacji opisaliśmy tutaj:
Przymusowe przesiedlenia są praktycznie niewykonalne, wszystko więc sprowadza się do pieniędzy. Kraje członkowskie mają zapłacić w euro za katastrofalną politykę imigracyjną Niemiec, do których kanclerz Merkel zaprosiła miliony oraz Brukseli i Zachodniej Europy, która nie radzi sobie z ochroną własnych granic, czy też z powodu obłudy, oportunizmu, zwykłego tchórzostwa nie chce tego robić.
Niektóre państwa jak Włochy, czy Hiszpania są zakładnikami band przemytników z tzw. ngos. Ich opłacane nieraz przez Sorosa statki kursują jak promy pomiędzy Libią, a Włochami. Poprzedni, lewicowy włoski rząd technokraty Draghiego nasłał prokuraturę na byłego już wtedy wicepremiera Włoch Matteo Salviniego, który próbował powstrzymać przemyt ludzi. Chciano go wsadzić go do więzienia.
Nietrudno się domyślić jak zacznie wyglądać ochrona naszej granicy z Białorusią, jeśli do władzy dojdzie totalna opozycja. Nasi żołnierze, funkcjonariusze Straży Granicznej już dziś są nikczemnie zastraszani i im też grozi się procesami. Ten mechanizm jest podobny w całej Europie i mocno wspierany przez Brukselę. Swoja rolę mają do odegrania też pożyteczni egzaltowani idioci i idiotki (nie zapominajmy o równości płciowej) w rodzaju aktorów i aktorek, celebrytów i celebrytek i państwa dziennikarzy. Ktoś intelektualnie wykluczony zrobił przecież dla TVN materiał o „uchodźcy”, który w lutym na naszej wschodniej granicy 6 dni rzeką płynął.
Bezpośrednim powodem tego, iż Komisja Europejska wraca do skompromitowanych już w 2016 pomysłów, jest nadciągający nad Europę potężny kryzys gospodarczy. Czy rzeczywiście do niego dojdzie to oddzielna sprawa, ale prognozy są dramatycznie złe. Przez 4 lata po 2019 roku gospodarka Niemiec skurczyła się o 02%. Polska urosła w tym czasie o niemal 12%. Już w 2016 roku utrzymanie jednego nielegalnego imigranta nazywanego uchodźcą kosztowało rocznie Niemcy 12 euro. Samorządowe zrzeszenie niemieckich miast Deutscher Städtetag przewidywało wtedy, że rocznie brakować będzie im na utrzymanie imigrantów 2,3 miliarda euro. Od tego czasu liczba tzw. uchodźców podwoiła się i wedle danych Centralnego Rejestru Cudzoziemców wynosi już 3 miliony osób. Niemcy czy Francja się nie rozwijają a obciążenia rosną.
Przy tak wielkich kłopotach z przybyszami Niemcy wciąż poszukują taniej siły roboczej po całym świecie. To najlepiej pokazuje jak nikczemna obłudną politykę imigracyjna prowadzą.
Niemiecki przemysł chce co roku „importować” 400 tysięcy pracowników, więc minister pracy Hubertus Heil i szefowa resortu rozwoju Svenja Schulze odbyli wielkie tournée po Afryce, by kontraktować ludzi na roboty do Niemiec. Instytut Badań nad Gospodarką uważa, że docelowo potrzeba ich nawet 6,5 miliona. Generalnie chodzi o to, że nie ma komu szparagów rwać, niemieckich emerytów doglądać, asfaltu na jezdnie lać i zwierząt w rzeźniach oprawiać.
Z badań Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców (BAMF) wynika, że cztery lata po przybyciu do Niemiec 65 proc. imigrantów nie podjęło żadnej pracy. Z tych, którzy coś robią, 20 proc. ma jakieś „małe zajęcia” w rodzaju umycia komuś witryny raz na tydzień, czy dorywcza pomoc przy przeprowadzce.
Niemcy za pomocą Unii chcą więc kontynuować swą szaleńczą politykę imigracyjna. Będą miliony na roboty ściągać i przyjmować, ale jak projekt zakończy się katastrofą, tak jak poprzednie, to z Brukselą koszty przerzucą na inne kraje.
Polska nie powinna mieć złudzeń, że zostanie jej oszczędzony przymus solidarnościowego płacenia za nieprzyjętych imigrantów tylko dlatego, że gościmy miliony uchodźców z Ukrainy. Ci są zresztą przez Brukselę wyceniani 100 razy „taniej” niż imigranci w Zachodniej Europie, bo dostaliśmy od niej zaledwie 200 milionów euro pomocy na przyjęcie ponad miliona Ukraińców. Przygotowania pod karanie nas już jesienią poczyniła wiceprzewodnicząca Bundestagu Katrin Goering-Eckardt. Zarzuciła ona Polsce „dwuklasową politykę”. Chodzi niby o różne podejście do uchodźców. Ci z Ukrainy maja bowiem przywileje,
ludzie, którzy przybywają z rejonów objętych wojną, jak Syria, Afganistan czy Irak, nie mają takiego samego wsparcia.
— mówiła dla RedaktionsNetzwerk Deutschland (RND).
To zdaniem Niemki oznacza łamanie przez polskie służby „standardów UE”. Eurokraci oskarżą nas więc o rasizm, o cokolwiek, a wyrok przyklepie Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu. W 2020 roku orzekł już, że Polska, Czechy i Węgry złamały prawo, nie godząc się na przyjęcie tzw. „mechanizmu relokacji uchodźców”.
Wszystko wskazuje na to, że Bruksela na polecenie Berlina i Paryża przydzieli nam kwotę imigrantów do przymusowego osiedlenia, czy trzymania w obozach, albo jakichś ośrodkach. Gdy się na to nie zgodzimy, zacznie nam naliczać haracz 22 tysięcy od „sztuki”. Niewykluczone, że nałoży jakieś oddzielne kary za rasizm, czy „dwuklasowa politykę”, o której mówiła Niemka Goering-Eckardt.
Będę to powtarzał: ustroju Unii nie da się naprawić. Trzeba obalić. I po jesiennych wyborach będzie to jedno z najpilniejszych zadań.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/648295-unijna-obowiazkowa-solidarnosc-jak-przymusowa-relokacja