„Myślę, że tak jak w 2015 roku, jeżeli my wygramy wybory to absolutnie nie wyrazimy na to zgody. Nie będzie takiej decyzji, bo ona jest gwałtem na demokracji i mam nadzieję, że większość państw się do tego przyłączy” - deklaruje europoseł PiS Anna Zalewska w rozmowie z portalem wPolityce.pl w kontekście relokacji imigrantów w UE.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: KE chce relokacji albo pieniędzy. Rzecznik rządu: Będziemy się sprzeciwiać wszelkim mechanizmom przymusowej relokacji migrantów
wPolityce.pl: Komisja Europejska chce, żeby kraje Unii Europejskiej, które nie będą chciały uczestniczyć w relokacji migrantów, płaciły „ekwiwalent finansowy” w wysokości 22 tys. euro na migranta. Mówi się o przymuszaniu do „solidarności”. To szantaż?
Anna Zalewska: Komisja Europejska i pan komisarz to bardzo ładnie nazywają, że to nie jest przymus tylko odpowiedzialność i solidarność. Poza tą odpowiedzialnością i solidarnością widzą już konkretne liczby – to jest 35 tysięcy nielegalnych imigrantów. Myślę, że powinniśmy to cały czas podkreślać - żeby nie mieszać tego pojęcia z uchodźcami wojennymi, którzy są gośćmi, między innymi w Polsce. Tu jest wskazana dokładna liczba 35 tysięcy, ale otwarcie stwierdza się, że może ona wzrosnąć nawet do 120 tysięcy. Oczywiście pojawiają się tłumaczenia, że jest wolność, że można imigrantów nie przyjąć, ale trzeba zapłacić za każdego nielegalnego imigranta 22 tys. euro.
Francja uważa, że jest to nawet niewystarczająca kwota, zapewne z tego powodu, że Paryż ma poważne kłopoty finansowe i z nielegalną imigracją, do której sami doprowadzili. Żądają, aby odpowiadano za ich nieprawidłową politykę w całej Unii Europejskiej i żeby ponoszono zbiorową odpowiedzialność i konsekwencje. Co ciekawe, na spotkaniu ambasadorów Unii Europejskiej nasz ambasador pan Sadoś przypomniał, że my gościmy uchodźców wojennych, gdzie łaskawość Unii Europejskiej ograniczyła się do 200 euro na uchodźcę. To pokazuje podwójne standardy Unii Europejskiej.
No właśnie, z czego może wynikać ta różnica, że Komisja Europejska przekazuje 200 euro na jednego uchodźcę ukraińskiego w Polsce, a w „ekwiwalencie” za jednego migranta domaga się od nas 22 tysięcy euro?
Myślę, że to wynika z pewnej polityki Unii wobec Polski. To robienie wszystkiego, aby Zjednoczona Prawica nie wygrała wyborów, ale to oczywiście wpływa też na decyzje wszystkich krajów członkowskich. To przerzucanie braku kompetencji, umiejętności, bo proszę zauważyć, że od 2015 roku już były takie pomysły koalicji Platformy Obywatelskiej i PSL, która mówiła, że na początku przyjmiemy siedem tysięcy nielegalnych imigrantów, a właściwie możemy przyjąć dowolną ich liczbę i bo Polska jest w stanie to udźwignąć. Tak naprawdę tylko fakt, że przegrali wybory zablokował zgodę na tego rodzaju działania Unii Europejskiej. Faktem jest, że od 2015 roku ani Francja, ani Niemcy, Włosi czy Hiszpanie nie potrafili w swoich krajach wypracować systemów, chcąc zrzucić za to odpowiedzialność na wszystkie kraje członkowskie. To jeszcze jeden dobitny dowód na to jak w sytuacjach kryzysowych UE nie znajduje żadnego rozwiązania.
Wspomniała już Pani, że Niemcy i Francja domagają się wręcz zwiększenia minimalnego limitu przyjętych imigrantów i przeznaczanych na nich pieniędzy, natomiast poparcie dla stanowiska Polski miały wyrazić Słowacja, Chorwacja i Węgry. Skąd wynika ta rozbieżność? Czy Berlin i Paryż po prostu chcą nasz region obarczyć kosztami błędów własnej polityki migracyjnej?
Oczywiście, że tak. Proszę zauważyć, że nawet Ukraińcy mówili głośno i publicznie, że nikt ich nie chce w Niemczech, że mają tam trudne warunki. Mało tego, poszczególne landy niemieckie zwracały się do swoich władz centralnych i do parlamentu, że nie są w stanie zorganizować i udźwignąć ani jednej osoby z zewnątrz. To pokazuje, że są na skraju przede wszystkim organizacyjnym, a w związku z tym widząc, w jakim stanie organizacyjnym jest Polska (musimy przypominać, że to był ogromny wysiłek Polaków, że udźwignęliśmy ten obowiązek), chcieli przerzucić na nas wszystkie te obowiązki, które wynikają z ich polityki. Przecież mamy w pamięci dworce niemieckie z napisami „Herzlich willkommen”.
Co wobec tego grozi Polsce w przypadku braku zgody rządu na relokację i płacenie „ekwiwalentu”?
Myślę, że tak jak w 2015 roku, jeżeli my wygramy wybory to absolutnie nie wyrazimy na to zgody. Nie będzie takiej decyzji, bo ona jest gwałtem na demokracji i mam nadzieję, że większość państw się do tego przyłączy. Na razie to była pierwsza tak otwarta rozmowa z ambasadorami, a przed nami przecież Rada Europejska. To niekończąca się dyskusja od 2015 roku – wtedy nie było zgody na uruchomienie tego mechanizmu, tym razem będzie podobnie. Podstawowy warunek to nasze zwycięstwo w wyborach.
Zakładając hipotetycznie, że Platforma Obywatelska wygra jesienne wybory parlamentarne, to czy przypuszcza Pani, że nowy rząd dzisiejszej opozycji byłby w stanie ugiąć się pod żądaniami Unii Europejskiej?
Ja nie przypuszczam, jestem pewna, że się ugnie. Widzę w jaki sposób koleżanki i koledzy z Platformy i PSL, Lewicy i całej totalnej opozycji w Polsce głosują tak, jak się zachowują. Głosują natomiast za wszystkimi opiniami, które wyłączają wyłączne kompetencje krajów członkowskich, absolutnie są za zniesieniem weta i zasady jednomyślności, ale też w rezolucjach, które podejmują tematy nielegalnej imigracji nie nazywają tego nawet nielegalną imigracją. Gwarantuję Państwu, że mamy błyskawiczne otwarcie granic dla nielegalnych imigrantów, jeśli Platforma Obywatelska wybory wygra.
Jak nowe opłaty obowiązkowe w postaci „ekwiwalentu” za nieprzyjęcie imigranta mogą wpłynąć na kształt centralizacji Unii Europejskiej? Czy można powiedzieć, że jest to pewna forma podatku za „multi-kulti”, którego nie chcemy przyjąć?
Tak, można to różnie to definiować. Natomiast Komisja Europejska po prostu cierpi na dramatyczny brak pieniędzy. Unia Europejska i wszystkie jej instytucje żyją przede wszystkim ze składek państw członkowskich. Istnieją wieloletnie ramy finansowe, na między innymi udział w cle i podatku VAT, ale ma także ambicje stania się strukturą niezależną finansowo. W związku z tym decyzje, które zapadają w zakresie środków własnych – tj. 25 proc. przychodu z każdego kraju członkowskiego z ETS, o czym głośno się nie mówi, ale oczywiście różnego rodzaju próby wszywania kar we wszelkie klimatyczne dokumenty są po to, aby można było skarżyć wszystkie kraje do Trybunału Sprawiedliwości i egzekwować, nakazywać, szukać dodatkowych pieniędzy. To wszystko jest więc dobrze przemyślane i zaplanowane.
Rozmawiał Paweł Nienałtowski
CZYTAJ TEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/648157-zalewska-jesli-wygra-po-to-przyjmie-nielegalnych-imigrantow