Ryszard Petru napisał książkę: „Gospodarka zwycięży”. Reklamuje ją jako „instrukcję obsługi gospodarki Polski”. Jeszcze nie czytałem, ale zapewne to prawdziwa uczta, która nie przejdzie bez echa. Założyciel i były lider Nowoczesnej jest przecież postacią niebanalną, ożywiającą naszą debatę publiczną w sposób niemożliwy do podrobienia.
CZYTAJ: Prezes Kaczyński w Legnicy: W ciągu 7 lat w budżecie przybyło dodatkowo ponad 1 bilion zł
Czy jednak Ryszard Petru zna się na gospodarce? Czy w ogóle jest partnerem do rozmowy w tej dziedzinie? Cóż, wątpliwości są poważne, i to jeszcze przed lekturą jego książki.
Kilka dni temu Petru zaproponował prywatyzację wszystkiego, co pozostało w ręku naszego państwa:
Najprostszym i najbardziej potrzebnym gospodarce źródłem dodatkowych przychodów byłaby prywatyzacja pseudo strategicznych firm: Orlenu, PKO BP, Pekao SA, czy firm energetycznych. Przychody z prywatyzacji obniżyłyby poziom długu, nie mogłyby być jednak przeznaczone na wydatki bieżące. Z tego źródła można by pozyskać ponad 100 mld zł.
— ogłosił. Cóż to jest 100 miliardów? To mniej więcej tyle, ile w ciągu jednego roku zyskuje Polska na uszczelnieniu systemu podatkowego pod rządami PiS. I za tyle nasz „ekonomiczny guru” chciałby oddać polskie srebra narodowe, dziś umożliwiające prowadzenie choćby minimalnie niezależnej polityki gospodarczej.
Ale idźmy dalej. W kolejny wpisie Petru stwierdza, odpowiadając na krytykę:
Pojawiają się idiotyczne sugestie, że prywatyzacja oznacza zakup przez Putina. Spieszę poinformować, że zakup przez Putina nie jest prywatyzacją. Na głupotę i brak wiedzy nie ma leku …
To ostatnie zdanie cenne, rzeczywiście takiego leku nie ma. Bo przecież obawa dotyczy nie tego, że sprzedamy Putinowi, ale tego, że sprzedamy najpierw koncernom zachodnim, a one w czasie kolejnego, cyklicznego kryzysu, czy też innych turbulencji, puszczą to dalej, i finalnie firmy strategiczne trafią w ręce Kremla.
Cała koncepcja gospodarcza tzw. polskich liberałów jest chybiona. Pomija peryferyjność polskiej gospodarki w odniesieniu do centrów finansowych, nie dostrzega przeciążeń związanych z naszym położeniem, ignoruje doświadczenia państw, które z sukcesem awansowały do światowej ekstraklasy (np. Korea Południowa). Jest zlepkiem naiwnych twierdzeń, często wypowiadanych wyłącznie w celu uzyskania poklasku we własnej bańce. Petru reprezentuje ją w formie najczystszej, a tym samym najprostszej. I niestety potwierdza, że z tymi ludźmi nie sposób znaleźć wspólnego języka.
Może dlatego, że to wyznawcy dawno przebrzmiałych teorii, a nie prawdziwi ekonomiści? Pewnie należałoby się śmiać, gdyby nie ryzyko, że te swoje szalone propozycje naprawdę wdrożą w życie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/647745-czy-ryszard-petru-w-ogole-zna-sie-na-gospodarce