Sekwencja zdarzeń była prosta - wywiad rzecznika polskiego MSZ dla portalu Onet, słowa o tym, że Zełenski powinien przeprosić za Wołyń, paskudna reakcja Wasyla Zwarycza, ukraińskiego ambasadora w Warszawie, że prezydent nie musi przepraszać, oburzenie polskiej opinii publicznej, krok w tył dyplomaty z Kijowa.
Bilans tej słownej potyczki jest również prosty - Jasina znowu spadł w rankingach naszego zaufania, ambasador ukraiński przykozaczył słownie, zrażając nas przynajmniej do jego samego, rosyjscy komentatorzy mają ubaw, a niemieckie media dokonały tego wszystkiego jednym banalnym wywiadzikiem.
W dodatku samą rozmowę w Onecie przeprowadziła Magdalena Rigamonti, autorka licznych tekstów wspierających Łukaszenkowską operację „Śluza” przy tej swojej emfazie rozczulając się nad płacącymi dyktatorowi z MIńska przybyszami, czasem bezpośrednio z Bliskiego Wschodu a czasem po drodze z zaliczeniem kursu na rosyjskiego terrorystę w Moskwie. Zatem redaktor Rigamonti, niemiecki onet, polski dyplomata, dalej oburzenie ukraińskiego dyplomaty i kolejny raz struna relacji polsko-ukraińskich została napięta i poddana próbie.
Prosta intryga, oczywiste reakcje.
Prosto jest teraz wziąć się za łby w tym klinczu - bo ofiary ludobójstwa na Wołyniu czekają na ekshumacje, a Ukraina w którą wali sowiecki arsenał Zimnej Wojny naprawdę czeka na wsparcie i na grzebanie we własnej historii teraz sobie nie może pozwolić. Polsko-ukraińskie igrzyska czas zacząć, zwłaszcza że trzeba Niemcom w te wybory wysadzić rząd PiS z siodła.
Nikt z tego teatrzyku nie wychodzi poza schemat prostych ról - prowokowania, truizmów, wzburzenia.
Gdzie polskie media na Ukrainie?
Byłoby przecież zbyt trudno oderwać nam się od świętego gniewu i na przykład założyć ukraińskojęzyczny portal, gazetę czy kanał publicystyczny w serwisie społecznościowym YouTube, by z polskimi treściami trafić od razu do Ukraińców, prawda?
Ukraińcy zafascynowani Polską, wdzięczni jej, z zainteresowaniem śledzący to co podsuną im na ten temat ukraińskie media, mogliby o naszym kraju i o naszej polityce oraz historii dowiedzieć się od nas samych, ale po co? Nie zrobią tego w partii rządzącej, bo ktoś by się wybił ponad innych, jedna frakcja wzmocniłaby się przed drugą, nie zrobi tego też samorząd w Warszawie, Gdańsku czy Krakowie, bo tam wygrywają tylko te projekty gdzie można pieniędzy dostać dużo, a nie narobić się wcale, nie robią też tego media liberalne, bo nie grają do polskiej bramki, ani konserwatywne, bo są za małe, nie robią polskie środowiska, bo są zbyt podzielone - przecież od 450 dni trudno nawet o skoordynowanie działań z wożeniem pomocy humanitarnej, a co dopiero tu robić długofalowy projekt, który byłby
najpotężniejszym instrumentem narodowego soft power na Ukrainie.
Były nawet takie rozmowy, przymiarki, próby i prośby, ale wszystko to się porozbijało o nasze narodowe święte oburzenia, nieufności, brak profesjonalizmu i krótką ławkę kadr. Tak jak się mówi, że skoro nie chcesz utrzymywać swojej armii, to będziesz utrzymywał cudzą, tak skoro nie chcemy mieć polskiego Onetu na Ukrainie, to musimy mieć niemiecki w Polsce.
Przynajmniej gardłować nam pozostaje, piękny to i ponadczasowy narodowy sport.
ZOBACZ CZY UKRAIŃCY SĄ WDZIĘCZNI POLAKOM:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/647391-bezradni-wobec-banalnej-intrygi-bezradni-na-wlasne-zyczenie