Attila Demkó: Godzina Polaków - znaczenie Warszawy z powodu wojny jeszcze bardziej wzrosło.
W Polsce w kwietniu wiosna jest o dwa tygodnie opóźniona w stosunku do Węgier. Zima była cieplejsza niż zazwyczaj, a i różnice klimatyczne między dwoma państwami są mniejsze niż kiedyś, natomiast różnice polityczne są większe niż kiedykolwiek. Na ulicach Warszawy ukraińskie flagi, kwesty i plakaty pokazują, że to, co dzieje się obok w sąsiedztwie, to również wojna Polski.
Podczas naszego pobytu w Polsce na froncie były intensywne dni, a Polacy śledzili te wydarzenia o wiele uważniej niż ma to miejsce na Węgrzech. Nawet w kręgach zawodowych dyskusja o szansach ukraińskiej ofensywy była bardziej kwestią emocji niż chłodnej analizy. Warszawa kibicuje - zarówno w dobrym, jak i złym tego słowa znaczeniu.
Musimy zrozumieć, że Polska jest naprawdę zaniepokojona. Nie jest marionetką USA, nie ma też pełnego zaufania do administracji Bidena, a do potencjalnego republikańskiego prezydenta miałaby jeszcze mniej. Warszawa wyprzedza Waszyngton: często próbuje dyktować, a nie podążać. Ale Polska nie jest szalona/ nie zwariowała, po prostu widzi inną przyszłość i inne zagrożenia niż Węgry. Logicznie rzecz biorąc, nie można uwierzyć, że po Ukrainie kolejną ofiarą miałaby być Polska, członek NATO. Ze strony Rosji zaatakowanie całego NATO byłoby samobójstwem, nawet gdyby kampania na Ukrainie zakończyła się łatwym sukcesem. Z tego już nic nie będzie, nawet w przypadku najlepszego scenariusza Rosja zakończy tę wojnę - kto wie kiedy - osłabiona, a jej armia ze znacznymi stratami.
Ale kwestionowanie polskiego strachu jest dokładnie tym samym, co twierdzenia zagranicy, że za troską Węgier o zakarpackich obywateli węgierskich stoi ktoś inny - czyli Moskwa.
Polska trauma w stosunku do Rosji jest bardzo głęboka – tak, jak bardzo głębokie są nasze traumy. Ale Polacy nie wiedzą, nawet część ekspertów zajmujących polityką bezpieczeństwa nie jest w posiadaniu tej wiedzy, w jaki sposób zakarpaccy Węgrzy trafili do Ukrainy. Rzeczą bardzo ważną jest, żeby Warszawa rozumiała. Polska jest praktycznie jedynym państwem w Europie, które ma pozytywne relacje z Węgrami, wykraczające poza interes własny. Nie należy lekceważyć tego znaczenia, nawet jeśli każde państwo kieruje się przede wszystkim własnym interesem. Czasem jednak, okazjonalnie, jest miejsce i na emocje.
W dniu naszego przyjazdu Warszawa obchodzi rocznicę. Centrum miasta zostało pięknie odbudowane z ruin, również miejsca, gdzie nie pozostały nawet mury, ale teraz nie można by powiedzieć, że budynek ma tylko 70 lat. W gotyckiej katedrze św. Jana w to niedzielne popołudnie zebrała się elita polskiego życia publicznego. Jest prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, premier i wielka postać polskiej polityki, Jarosław Kaczyński. Wspominają jego brata bliźniaka, prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który wraz z częścią polskiej elity zginął trzynaście lat temu, 10 kwietnia 2010 roku, pod Smoleńskiem. Śledzimy mszę z zewnątrz, tysiące ludzi ogląda ją na ogromnych ekranach.
Tłum jak jeden mąż śpiewa hymn. Z powodu nieznajomości własnego hymnu podobna scena byłaby niewyobrażalna w niejednej zachodniej stolicy. Polska ma siłę, godność, której tak brakuje wielu krajom Europy.
Niedaleko znajduje się obsypany kwiatami pomnik poświęcony ofiarom tragedii i pomnik Lecha Kaczyńskiego. Na rozległym placu, który również w tkance miasta spowodowały zniszczenia niemieckie, znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza i pomnik Józefa Piłsudskiego, twórcy współczesnej Polski.
To miejsce jest sercem Warszawy, gdzie chyba najbardziej zderzamy się ze zniszczeniem i odrodzeniem, które jest tak charakterystyczne dla polskiej historii. Węgry zostały podzielone na trzy części, a następnie w 1920 roku rozczłonkowane, ale nigdy nie zostały wymazane z mapy w taki sposób, w jaki była Polska w latach 1795-1918, czy w latach 1939-1945. To, czego dokonały Trzecia Rzesza i Związek Radziecki, było w XX wieku zniszczeniem na skalę najazdu tatarskiego, w którym zginęło prawie sześć milionów obywateli polskich, głównie cywilów, prawie dwadzieścia procent populacji. Mniej więcej połowa ofiar była Żydami, a na miejscu getta stoją teraz głównie wieżowce. Z placu dobrze widoczne są ogromne budynki, ale dopiero po dotarciu na miejsce człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że kiedyś było to piękne śródmiejskie otoczenie. Część secesyjnych budynków można było uratować, ale Stalin zadecydował, że powstanie tam Pałac Kultury i Nauki jako „prezent od Związku Radzieckiego”. Pałac nie był prezentem, ale upokorzeniem, jego widok w Warszawie jest trudny do uniknięcia nawet i teraz, kiedy wokół niego wybudowano nowoczesne wieżowce – jak szyderczo zauważają niektórzy – aby zasłonić Pałac. Do dziś wielu mieszkańców uważa, że Rosja nie tylko najechała na Polskę, ale chciała zlikwidować naród polski.
Nie ma naprawdę dobrego węgierskiego porównania, ale wyobraźmy sobie, że w Trianon Węgry zostają całkowicie podzielone, Rumunia dostaje nie tylko Siedmiogród, Banat i Partium, ale także Budapeszt, a w Aradzie zamiast jednego męczeństwa ma miejsce kilkanaście, a potem na środku naszej stolicy dostajemy „prezent” w postaci dwustu czterdziestometrowej rumuńskiej katedry prawosławnej, pod którą karleją wszystkie inne budynki.
Węgry mają syndrom Trianon, a w Polsce żywa jest pamięć o zaborze rosyjsko-niemieckim. Te porównania są bardzo proste, ale możliwe, że tylko w ten sposób uda się zrozumieć, dlaczego wielu Polaków widzi wojnę rosyjsko-ukraińską tylko w biało-czarnych barwach.
Dla Polski pod wieloma względami Ukraina jest dziś ważna, od zeszłego roku naród ukraiński jest „bratem” ważniejszym niż niespokrewniony, ale ukochany węgierski „kuzyn”. W rzeczywistości, co zrozumiałe, Węgry i współpraca polsko-węgierska znalazły się znacznie niżej na liście. Ale nie zniknęła. Jest wspólny interes, jest sympatia, można wyjaśnić nieporozumienia, a nawet konflikty interesów. I to jest bardziej interes węgierski niż polski.
Polska jest średnią siłą w regionie, a z powodu wojny jej znaczenie tylko wzrosło. Nawet przed 2022 rokiem relacje obu państw to nie był związek równych sobie stron, a po zakończeniu wojny będzie w jeszcze mniejszym stopniu. Właśnie dlatego Węgry muszą we własnym interesie iść nadal własną drogą, ale respektując to, co Warszawa widzi inaczej.
Attila Demkó jest znanym węgierskim analitykiem spraw międzynarodowych, publicystą i komentatorem.
Artykuł ukazał się na łamach węgierskiego portalu Mandiner.hu
Prej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/646430-wazny-glos-z-wegier-o-polsce-rosji-ukrainie-i-wegrzech