To wygląda już na skoordynowaną ofensywę polityczną eurokratów. Kolejny z nich wzywa do centralizacji Unii i przekazania jej niewybieralnym urzędnikom jeszcze większej władzy.
Tuż przed wystąpieniem w Parlamencie Europejskim kanclerza Niemiec, który chce pozbawienia państw członkowskich prawa veta, na portalu Euroactiv, który jest organem propagandowym Komisji Europejskie, ukazał się artykuł Guya Verhofstadta, w którym belgijski europoseł chce jeszcze radykalniejszych zmian w działaniu Unii. Sprowadzają się one do przekazania jeszcze większej władzy brukselskim niewybieralnym urzędnikom i ograniczenia demokracji w państwach członkowskich.
Według byłego premiera Belgii, jednego z najbardziej fanatycznych zwolenników stworzenia jednego unijnego państwa, poparcie dla Unii jest „wysokie, ale kruche”. Eurokrata ma sporo racji. Sondażowo kto żyw Unię popiera, ale jak tylko zaczną się jeszcze poważniejsze problemy w Europie, a wszystko wskazuje na to, że już nim pędzimy, to cały ten europejski entuzjazm może pęknąć i posypać się jak kryształ, czy porcelana. Powody będą jednak zupełnie inne niż, te na które wskazuje eurokrata.
Samozadowolenie, nierówność, zmiany technologiczne, wzrost liczby autokratów, eurosceptyków i takich przywódców oraz erozja instytucji demokratycznych stanowią poważne zagrożenie dla naszej demokracji i projektu europejskiego
— pisze Verhofstadt
Jednym z takich autokratów, przed którym Europa musi się obronić, jest wskazany personalnie były prezydent Stanów Zjednoczonych:
Donald Trump z pewnością będzie republikańskim kandydatem na prezydenta USA w przyszłym roku. Perspektywę Trumpa 2.0 należy traktować poważnie. Musimy przygotować Europę suwerenną i zdolną do obrony swoich interesów.
Dobrze prosperująca, asertywna i silna Unia Europejska, którą wyobrażali sobie nasi przodkowie i której domagają się teraz nasi obywatele, nie może być budowana na zależnościach od krajów trzecich.
Rozumiecie Państwo: trzeba oddać więcej władzy brukselskim urzędnikom i eurokratom, bo Trump może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Verhofstadt ma kilka pomysłów na wzmocnienie Unii. Oczywiście to nie Unia rozumiana jako wspólnota suwerennych państw europejskich byłaby wzmocniona tylko biurokratyczna, niewybieralna kasta urzędnicza Brukseli i ich przełożeni z Berlina, czy Paryża. Belg popiera więc pomysł kanclerza Niemiec, by zlikwidować veto dające mniejszym państwom ochronę przed dyktatem tych większych i eurokratów.
Podejmowanie decyzji na zasadzie jednomyślności należy raz na zawsze odrzucić.
Kolejny pomysł to ograniczenie demokracji w krajach członkowskich poprzez zlikwidowanie w nich wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Wybory europejskie muszą stać się prawdziwie pojedynczymi wyborami, a nie tylko 27 krajowymi kampaniami, w których zbyt często lokalne bitwy przeważają nad debatą europejską. Listy ponadnarodowe zapobiegłyby temu szkodliwemu dla UE zjawisku i wzmocniłyby poczucie przynależności.
Na osłodę inicjatywę ustawodawczą miałby uzyskać Parlament Europejski. Warto przy tej okazji wspomnieć, że w Unii nie ma trójpodziału władzy, bo ta niby ustawodawcza jaką jest Parlament Europejski pełni tylko funkcje dekoracyjne i jej jedynym zadaniem jest przyklepywanie tego co Komisja Europejska zatwierdzić każe.
Pomysł likwidacji krajowych wyborów do PE nie jest nowy, ale chyba po raz pierwszy został tak otwarcie przedstawiony przez ważną brukselską figurę. Na razie nie wiadomo czy oznacza to, że Polacy mieliby wybierać spośród Niemców Belgów etc, inaczej mówiąc czy ci startowaliby z jakichś „naszych” okręgów wyborczych, czy też chodzi o to, że kandydaci nie mogliby reprezentować krajowych partii tylko unijne jak Europejska Partia Ludowa czy też frakcje polityczne PE jak Grupa Odnowa Europy, której członkiem jest właśnie Verhofstadt.
Zasadniczo to bez znaczenia. Już dziś jest dla nas obojętne jakie obywatelstwo mają Kohut, czy Biedroń. Skutki miałyby być takie: jeszcze większa centralizacja władzy, jeszcze większe uniezależnianie eurokratów od obywateli. Wiadomo, że przełożonymi, panami europosłów tych wybieranych w Rumunii, Grecji na Słowacji etc. byliby politycy z Berlina, Paryża, Beneluxu i to od ich łaskawości miałoby zależeć kto w Polsce na listach się znajdzie.
Verhofstadt chciałby też jednej polityki zagranicznej Unii.
W świecie, w którym porządek międzynarodowy, jaki znamy od czasów drugiej wojny światowej, ulega fragmentacji, przywódcy europejscy potrzebują wspólnej i jednolitej polityki zagranicznej UE.
Dobrze wiadomo na czym by ta wspólna polityka aktualnie polegała, gdyby rojenia i uzurpacje eurokraty miały się ziścić. Europa nie pomogłaby Ukrainie, bo zachowałaby się nikczemnie jak Niemcy, więc Kijów by padł, a Berlin z Moskwą podzielił strefy wpływów na kontynencie.
Wojna na Ukrainie to świetny pretekst, do tego by znów wrócić do pomysłu powołania europejskiej armii.
Wydarzenia na Ukrainie wskazują na potrzebę prawdziwej unii obronnej i europejskiego potencjału wojskowego. Rozumieli to założyciele naszego Związku. 73 lata później musimy przyjąć ich przekonania i odrzucić naszą naiwność.
Oczywiście eurokraci potrzebują wojska, ale nie do obrony przed zagrożeniem zewnętrznym, tylko przed poddanymi Unii, którzy mogliby się zbuntować przeciwko kolejnym szaleńczym pomysłom Brukseli i reżimowi przez nią zaprowadzanemu.
Kolejne kryzysy dla eurokratów to świetna okazja do poszerzania swego władztwa. Wiadomo, że w zamieszaniu łatwiej się kradnie.
Stare porzekadło mówi, że UE idzie do przodu w sytuacjach kryzysowych. Fundusz odbudowy i zwiększania odporności oraz wspólny zakup szczepionek i broni dla Ukrainy pokazały, że Europa potrafi reagować, gdy jest to potrzebne. Ale nie możemy spocząć na laurach.
I o tym radzeniu sobie to zwykłe kłamstwa, zmyślenia takie, brednie propagandowe. Komisja Europejska, ba cała Unia ze swymi instytucjami całkowicie skompromitowała się w czasie pandemii, czego najlepszym dowodem były negocjacje w sprawie zakupu szczepionek - w tej sprawie trwają dochodzenia także przeciwko przewodniczącej von der Leyen, czy chaotyczne zamykanie granic przez poszczególne państwa, albo zajmowanie sobie nawzajem sprzętu medycznego, czy transportów masek. Kolejny wielki problem właśnie się zbliża. Będzie nim obsługa i rozliczenie pożyczek na Funduszu Odbudowy - ten, z którego należy nam się KPO.
W miarę tylko przyzwoici i rozsądni ludzie po błędach jakie popełnili, katastrofach do jakich doprowadzili wycofaliby się o czym mówił m.in. profesor Legutko, odpowiadając jako szef Europejskich Konserwatystów i Reformatorów na pomysł Scholza.
Eurokraci jednak wstydu nie mają. Zamiast niego niezmierzone pokłady buty i arogancji, więc mimo wielkiego kryzysu energetycznego forsują szaleństwa Fit for 55. Unia staje się coraz bardziej dysfunkcyjna, jej poszczególne instytucje nie radzą sobie z problemami, czego dowodem są kryzys imigracyjny czy ostatnie problemy z napływem żywności z Ukrainy. Lekawrstwem na skrajną nieudolnośc Brukseli miałoby byc przekazanie jej jeszcze większej władzy. To się skończy rozpadem Unii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/646188-eurokraci-boja-sie-powrotu-trumpa-i-marza-o-wiekszej-wladzy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.