„Na szczęście, żeby zmienić traktaty potrzebna jest jednomyślność. Póki my rządzimy w Polsce, takiej jednomyślności nie będzie, natomiast będzie nasze weto” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł Prawa i Sprawiedliwości Anna Zalewska, była minister edukacji narodowej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Scholz w PE: Trzeba znieść zasadę jednomyślności. Legutko: Polityka Niemiec przegrała. Jest też komentarz europosłów Szydło i Tarczyńskiego
wPolityce.pl: Kanclerz Scholz w swoim wystąpieniu w Parlamencie Europejskim domagał się zmian w sposobie głosowania w Radzie UE – z zasady jednomyślności chciałby przejść na większość kwalifikowaną. Czy to ostatni krok na drodze ku federalizacji Unii?
Anna Zalewska: Rzeczywiście, wybrzmiało to po raz kolejny, bo przypomnijmy – po raz pierwszy takie deklaracje padły, kiedy podpisywał swoją umowę w sprawie budowania koalicji rządzącej w Niemczech, a w dodatku uznał przywódczą rolę Niemiec w kontekście zmian federacyjnych. Dwa, trzy miesiące temu, podczas trwania wojny a Ukrainie, wraz z prezydentem Macronem powtórzyli, że choćby to miało zająć kilka lat to należy zmienić traktaty tak, by zrezygnować z zasady jednomyślności. Kanclerz Scholz powiedział o dwóch najważniejszych dla niego kwestiach – przede wszystkim zniesieniu jednomyślności w Unii Europejskiej w sprawie polityki zagranicznej (wyobrażamy sobie dobrze tę politykę), a po drugie chciałby takiej większości i jednomyślności w sprawie podatków. To kolejne, istotne stwierdzenie, nie pozostawiające złudzeń w którą stronę zmierzają Niemcy i Francuzi.
Kanclerz Scholz wygłosił dość pokrętne tłumaczenie, że jednomyślność nie daje wystarczającej legitymacji demokratycznej, w przeciwieństwie do ścierania się stanowisk i zawiązywania sojuszy między stronnictwami. Biorąc pod uwagę przewagę Niemców w PE można przypuszczać, że te ucieranie kompromisów będzie zawsze realizować niemiecką rację stanu. Czy to nie jest zagrożenie zupełnego zdominowania UE przez Niemców?
Niemcy nie mając instrumentu w postaci braku jednomyślności, starają się grać w swoją własną grę w każdej sytuacji – a to podważając rozporządzenia, które już zostały wynegocjowane (rozporządzenie o samochodach elektrycznych, gdy wprowadzają rozwiązania dedykowane tylko dla własnego rynku), a to powodowanie poprzez głosowanie w różnych grupach politycznych, gdzie są silną reprezentacją, żeby szczególnie w pakiecie Fit for 55, omijać jednomyślność i wprowadzać rozporządzenia i programów, mówiących o tejże większości.
Nie wspomnę o tym, że są to dziesiątki lat niemieckiej pracy przy tzw. konsultacjach społecznych, w których uczestniczą NGO-sy, a których zdecydowana większość była niemiecka. Tak było na przykład w kwestii prawa klimatycznego - tym pierwszym, które dało później podwaliny pod pakiet Fit for 55, gdzie nawet służby prawne Parlamentu Europejskiego zwróciły uwagę na nadreprezentatywność niemieckich NGO-sów (55 proc.). To jest alarm, który powinien wzmagać czujność wszystkich krajów członkowskich, ponieważ to scenariusz zero-jedynkowy, w którym dotychczasowa Unia Europejska kończy się. Przypominam, że jednomyślność legła u podstaw Unii Europejskiej właśnie po to, by np. mały kraj, który nie może zbudować większości, widząc zagrożenia w forsowanym dokumencie unijnym, ma prawo powiedzieć: nie.
Nadchodzą więc trudne czasy. Niemcy już nie udają, że chcą zmieniać Europę. Na szczęście, żeby zmienić traktaty potrzebna jest jednomyślność. Póki my rządzimy w Polsce, takiej jednomyślności nie będzie, natomiast będzie nasze weto.
Scholz chce wzmocnienia Komisji Europejskiej, zwłaszcza w zakresie tzw. przestrzegania praworządności, praw człowieka, wartości itd. Czy to nie spowoduje ostatecznego rozbicia Unii na tę starą, bardziej spolegliwą wobec Brukseli i nową – na wschodzie, która ma inne postrzeganie europejskich wartości?
Na pewno jest to zagrożenie. Wzmacnianie Komisji Europejskiej to pewien model federalizacji, w którym Komisja Europejska miałaby stać się rządem federalnego państwa. Już w tej chwili mamy jednoznaczną diagnozę, że Komisja nadużywa swoich kompetencji, przyzwyczajając się do roli zaproponowanej przez Niemców i Francuzów. Nie! Komisja Europejska nie ma demokratycznego mandatu. To są urzędnicy, którzy są negocjowani w trakcie układanek powyborczych, gdy montowana jest większość w Parlamencie Europejskim. Oni muszą pozostać przy swojej roli wykonawcy woli Rady Europejskiej.
Kanclerz Niemiec wypowiedział się jednocześnie przeciwko staraniom o uczynienie z UE trzeciego supermocarstwa obok Stanów Zjednoczonych i Chin. Czym więc miałaby być Unia, jeśli nie Europą Ojczyzn, ani nie Federacją? Co stoi za koncepcją Scholza?
Słabość Niemiec, a także nieproporcjonalne ambicje, które pokazują Unię Europejską w roli słabego kontynentu i UE jako międzynarodowej instytucji. Pokazuje to Unię jako bezwzględnie uzależniającą się w swoich, głównie klimatycznych, decyzjach od świata chińskiego. Pod hasłami uniezależnienia się od węglowodorów rosyjskich, przewodnicząca von der Leyen mówi, że przychodzi już uzależnienie od Chin. Cała energetyka, energia odnawialna, instalacje z energii odnawialnej uzależnione są od surowców, produktów, półproduktów, chipów, płytek krzemowych, litów właśnie od Chińczyków.
Po drugie, Niemcy ukrywają tę słabość. To co było bardzo zaskakujące po wystąpieniu Scholza – nie było żadnej pozytywnej wypowiedzi. Wszyscy, poza socjalistami, krytykowali niemiecką politykę, która między innymi prowadzi do zapaści gospodarczej, zapaści w edukacji, służbie zdrowia i problemów z migrantami. Jest to więc pewien rodzaj wychodzenia do przodu i budowania bańki, że jednak nic się nie zmieniło.
Po przecie, Niemcy ustawiają się pośrodku polityki międzynarodowej, bo przecież mają swoje problemy ze Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza z NATO (kłopot z płaceniem zobowiązań w postaci 2 proc. PKB na zbrojenia), a Chińczykami. Od tych ostatnich uzależnili swoją produkcję, jak również wyprowadzili ją do Chin.
Jak widzieliśmy, wystąpienie Scholza nie cieszyło się ani wielkim poparciem wśród europosłów, ani nie wzbudziło ich wielkiego zainteresowania. Czy to oznacza, że niemieckie plany są bagatelizowane czy też przeciwnie – nie ma od nich odwrotu?
Kanclerz Scholz nie ma poważania i nie ma szacunku wśród Parlamentu Europejskiego. To było raczej kurtuazyjne wystąpienie, w którym zabrakło emocji i wizji przyszłości. Wybrzmiała raczej buta, zachęcanie do niemieckich produktów i inwestycji. Sądzę, że to dobry argument potwierdzający tezę, że znajdujemy się w kluczowym momencie, gdzie jest okazja, żeby zatrzymać Niemców w ich ambicjach i pysze, by przewodzić Unii Europejskiej jako federalnemu państwu.
Czy właściwą odpowiedzią na propozycje Scholza nie byłoby zapoczątkowanie w Polsce debaty nad zasadnością dalszego uczestnictwa Polski w ramach Unii Europejskiej?
Taka debata nie jest potrzebna, jeśli miałaby dotyczyć samego uczestnictwa Polski w Unii Europejskiej. W globalnym świecie, uczestnictwo w dużych strukturach politycznych jest absolutnie konieczne. Po drugie prawie 90 proc. obywateli w Polsce popiera członkostwo kraju w Unii Europejskiej i dobrze się w niej czuje. Nie ma jeszcze świadomości, że 80 proc. legislacji dotyka ich kieszeni, co za dwa, trzy lata będzie wybrzmiewać chyba, że zawrócimy niektóre dokumenty po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku. W dodatku ambicją rządów konserwatywnych w poszczególnych krajach powinno być mówienie, że konieczne jest przestrzeganie Traktatu o UE, o jakiej myśleli Ojcowie Założyciele, a także rozszerzanie UE.
Rozmawiał Paweł Nienałtowski
CZYTAJ TEŻ:
— Kanclerz Scholz nie zaliczy swojego wystąpienia w Parlamencie Europejskim do udanych
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/645981-nasz-wywiad-zalewska-poki-rzadzimy-w-ue-bedzie-nasze-weto